„Od dwóch lat staramy się o dziecko – bezskutecznie. Czuję się jak wybrakowany produkt”
Gdy po kilku miesiącach starań wciąż nie zachodziłam w ciążę, zaczęłam się niepokoić. Po roku zaczynałam wątpić, że kiedykolwiek zostanę matką. Dziś, po dwóch latach, czuję się wybrakowana. Jak zabawka, która miała dać mnóstwo frajdy, a okazała się bublem.
- redakcja mamotoja.pl
Od zawsze wiedziałam, że chcę zostać matką. Wychowywałam się z dwoma młodszymi braćmi. Już jako nastolatka uwielbiałam się nimi zajmować. Cieszyłam się, gdy rodzice wychodzili wieczorami z domu, a jak mogłam sprawdzić się w roli niani – dbałam o nich, opiekowałam się nimi, zajmowałam im czas zabawami.
Do pełni szczęścia brakowało nam tylko dziecka
Gdy poznałam mojego męża, od razu wiedziałam, że to ten jedyny: mieliśmy takie same priorytety, oboje wiedzieliśmy, że chcemy mieć dużą rodzinę. Nie skłamię, jeśli powiem, że zaczęliśmy próbować już w noc poślubną. W trakcie podróży poślubnej niemal nie wychodziliśmy z łóżka! Byliśmy tacy zakochani, tacy pewni, że od wymarzonego życia dzieli nas już tylko jeden krok…
Przez kilka pierwszych miesięcy kochaliśmy się non stop. Nie zwracałam uwagi na dzień cyklu, seks był dla nas naturalny, potrzebowaliśmy go – po prostu cieszyliśmy się sobą. A z tyłu głowy była ta jedna myśl: tym razem na pewno się uda!
Oboje pracowaliśmy, odkładaliśmy pieniądze, kupiliśmy nawet 4-pokojowe mieszkanie z myślą, że niedługo mały pokoik będzie zajmował nasz bobas… Zaczęłam baczniej przyglądać się mojemu cyklowi, śledzić dni płodne. Chciałam mieć pewność, że nie stracimy szansy. Miesiące mijały, a ja wciąż nie zachodziłam w ciążę. Zaczęłam się stresować, a swoją frustrację wylewałam na Piotrka. Wspierał mnie, był przy mnie, pocieszał i zapewniał, że jeszcze trochę musimy wytrzymać. Do czasu…
To moja wina?!
Wróciłam z pracy poddenerwowana. W mieszkaniu był syf, ani Piotrek, ani ja nie mieliśmy siły na sprzątanie. Zamówiliśmy jakieś jedzenie, oglądaliśmy telewizję. Piotr widział, że jestem jakaś najeżona, ale o nic nie pytał.
– Zjadłeś? – rzuciłam. – Kończ już, mam dziś owulację – w moich ustach brzmiało to niemal jak rozkaz.
– Marta, może dziś odpuścimy? Widzę, że jesteś zła, nie chcę, żeby seks stał się dla nas tylko środkiem do celu…
Wybuchłam płaczem.
– Przepraszam, nie chciałem… Chodzi o to, że mam wrażenie, że ostatnio nasze życie kręci się tylko wokół twoich dni płodnych. Pamiętasz, ile kiedyś mieliśmy radości z seksu? Jak było nam dobrze?
W gardle miałam gulę, nie mogłam wykrztusić słowa.
– Przecież ja też tego chcę… To chyba już czas, żebyśmy poszli do lekarza… Rozmawiałaś o tym ze swoim ginekologiem?
Jego słowa były jak sole trzeźwiące.
– Sugerujesz, że jestem niepłodna?! Że nie mogę mieć dzieci?! Przepraszam, że trafił ci się taki felerny produkt! – krzyknęłam i uciekłam do łazienki.
Lepsza niewiedza?
Przez kilka kolejnych dni milczeliśmy. Dużo myślałam o słowach Piotrka. Wiem, że nie chciał mnie skrzywdzić. Ale mimo to i tak czuję się winna. Czuję, jakbym to ja zawaliła. Gdy patrzę na moje koleżanki, które już kilka lat temu zostały matkami, coś mnie ściska w środku. Zazdroszczę im. Jakbym ja nie była dość dobra. Jakbym była niepełna…
Piotrek ma rację, musimy iść do lekarza – przecież to może być jakiś problem z jego spermą. Ale tak bardzo się boję… Co, jeśli okaże się, że to ja? Czy będzie wciąż mnie kochał, jeśli dowie się, że jest z kobietą, która nie może dać mu dziecka? Czy ja sama będę umiała żyć z tą świadomością?
Marta
Zobacz także:
- 8 sposobów na rutynę podczas starania o dziecko
- Prawdziwe historie: bałem się, że jestem bezpłodny. Okazało się, że niepotrzebnie
- „Zrozumiałam, że Maciek już nie chce próbować. Ma bezpłodną żonę, tyle w temacie”