Reklama

Jeszcze kiedy byłam w ciąży, umówiliśmy się, że to on będzie kąpał synka. Nigdy tego nie zrobił. Dlatego, że jak tylko przyjdzie z pracy – sięga po kieliszek. Nie wyobrażam sobie, że miałby kąpać noworodka po drinku. Dlatego robiłam to sama. Jak wszystko przy dziecku. I tak jest właściwie do dziś.

Reklama

Niedzielny i ukochany tata

Od tych trzech lat Maciek zajmuje się synkiem tylko w niedzielne przedpołudnia. Bawią się, chodzą na plac zabaw, oglądają bajki. W soboty jeździmy na zakupy i sprzątamy mieszkanie, po obiedzie – mąż już robi sobie drinka.

Dlatego czas, kiedy jest w stanie zająć się dzieckiem to wyłącznie niedziela do obiadu. Bo potem znów alkohol. Mąż zasiada przed komputerem i pije.

Kiedy idziemy do znajomych albo zapraszamy ich do siebie – upija się do nieprzytomności.

I nie wiem, kiedy jest gorzej. Kiedy siedzi przed tym komputerem w słuchawkach i pije, czy wtedy kiedy jest zalany i się awanturuje, przewraca, wymiotuje…

Staram się, żeby synek nie widział go w najgorszym stanie. Mówię wtedy, że tata jest chory.

Maciuś się wtedy bardzo martwi. Kocha ojca nad życie. To na niego czeka, to dla niego buduje z klocków różne samochody i domy. To na jego przyjście z pracy czeka jak na świętego Mikołaja…

Wiem, że żarty dawno się skończyły

Pamiętam, że po porodzie byłam wściekła. Potem skupiłam się na dziecku. Oczywiście, że nieraz próbowałam rozmawiać z mężem. Na spokojnie, o co chodzi, co się stało, dlaczego tak nam znika… Zbywał mnie. Nie widział w swoim zachowaniu niczego złego. Uważał, że ma do tego prawo, że wszyscy tak robią.

Wszyscy tak robią? Nie sądzę. Robią tak ci, którzy mają wielki problem, którzy na trzeźwo nie mogą wytrzymać jakiegoś bólu. Zastanawiałam się nad tym miliony razy. Czy przerosło go ojcostwo? Czy od pierwszego dnia bycia ojcem przeraził się odpowiedzialności? Czy przyjście na świat Maciusia było dla niego jakąś traumą? Ale przecież tak się cieszył, tak go chciał…

Wiem, że żarty dawno się skończyły. Mój mąż jest alkoholikiem. Wiem to już od dawna i z każdym dniem boję się, co będzie dalej.

Jak mam go zostawić?

Boję się, że sobie coś zrobi. Świadomie albo pod wpływem. Wielokrotnie już to mówił, że nie widzi sensu życia. Że gdyby nie Maciuś… Ostatnio zaczął mówić, że właśnie ze względu na synka powinien zniknąć z jego życia. Mówi to wszystko pijany, ale przecież skądś się te słowa i myśli biorą.

W tamtym roku, przed Bożym Narodzeniem zapisałam go do psychologa. Nie poszedł. Poszłam za niego, Maćka zostawiłam wtedy u mamy. Usłyszałam, że powinnam namówić męża na leczenie. Choćby pod groźbą rozstania. Że wielu alkoholików dopiero kiedy sięgnie dna – jest w stanie się od niego odbić.

A jak mam to zrobić? Zamknąć przed nim drzwi i wymienić zamki? Jak mam go zostawić? Wnieść pozew o rozwód? Wyprowadzić się na drugi koniec Polski? Za co? Za jakie grzechy? Dlaczego muszę wybierać między jedną a drugą tragedią? Bo co bym nie wybrała – może oznaczać koniec naszej rodziny. Dramat nie tylko dla męża i mnie, ale przede wszystkim dla Maciusia.

Najgorsze jest to, że jesteśmy na etapie, kiedy wciąż jeszcze możemy udawać, że wszystko jest w porządku. Mąż pracuje, nie wynosi z domu żadnych rzeczy, nie bije nas. Jednocześnie wiem, że to ostatni dzwonek. Wiem też, że jeśli go zostawię i stanie się coś złego, Maciuś nigdy mi tego nie wybaczy. I będzie miał rację.

Renata

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama