Reklama

Nasz pies Sernik jest z nami prawie od 7 lat. Na początku były z nim kłopoty – jak to z każdym szczeniakiem – gryzł buty, był uparty na spacerach i potrafił siąść na środku chodnika, nie mając ochoty wracać do domu. Jednak ten stan szybko minął. Razem z mężem chodziliśmy z Sernikiem do psiego przedszkola, bardzo dbaliśmy o to, żeby nasz piesek był grzeczny i dobrze wychowany. Udało się – od kilku lat Sernik był naprawdę najwspanialszym psem na świecie – mądrym i kochanym, nie sprawiał żadnych problemów.

Reklama

Właśnie między innymi dobre i bezproblemowe zachowanie Sernika utwierdziło nas w przekonaniu, że to odpowiedni czas na dziecko. W kwietniu tego roku pojawiła się nasza Zuzia – wyczekana i upragniona córeczka. I od tej pory rozpoczął się horror. I nie dlatego, że Zuzia daje nam popalić (co byłoby zupełnie normalne w przypadku malutkiego dziecka), ale dlatego, że to nasz pies dostał przysłowiowej „głupawki”.

Zachowania naszego psa nie da się wytrzymać...

Od czasu, gdy w domu pojawił się kolejny domownik – nasz maluszek, Sernik zachowuje się, jakby się najadł „szaleju”. Nie da się z nim wytrzymać. Wyje, budzi małą. Wyraźnie jest o nią zazdrosny... A my z mężem naprawdę robimy wszystko, żeby nasz pies nie czuł się odtrącony. Ale poza tym, że jesteśmy właścicielami psa, to jesteśmy też rodzicami – i to jest teraz nasza główna rola. I najważniejsza.

Mimo że kocham naszego psa ponad życie, to po prostu już nie mam sił. Niemal codziennie pojawiają mi się w głowie myśli, że już dłużej nie wytrzymam, nie zniosę zachowania naszego psa... To ciągnie się już od tylu miesięcy. I po tym czasie zauważam, że moje uczucia do Sernika są coraz mniej ciepłe, czułe. Bo po prostu już nie daję rady, jestem kłębkiem nerwów. Ostatnio z mężem zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie oddać psiaka w jakieś dobre ręce... Wiem, że to byłaby okrutna decyzja, ale jesteśmy na skraju wytrzymałości. Daliśmy sobie jeszcze kilka tygodni, może to wszystko minie...

Maja

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama