„Odkąd urodziłam, straciłam wszystkie przyjaciółki. Nie dzwonią, nie pytają, dla nich mam w głowie tylko kaszki i pieluchy” [LIST DO REDAKCJI]
Od prawie roku jestem mamą ślicznej, zdrowej córeczki. Mam kochającego męża i w miarę stabilną sytuację finansową. Do pracy na pełen etat zamierzam wrócić, dopiero jak Hania pójdzie do przedszkola. Chyba że wcześniej wykończy mnie samotność…
Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Ale od pewnego czasu mam świadomość, jak bardzo liczy się też to, by mieć blisko siebie inne kobiety. Niestety, przyjaciółki zaczęły odsuwać się ode mnie, już kiedy byłam w ciąży. Rozumiem te z nich, które nie mają i nie planują dzieci. Ale tak bardzo zawiodłam się na tych, które są matkami… Myślałam, że moje macierzyństwo jeszcze bardziej nas do siebie zbliży, a stało się wręcz odwrotnie. Dziewczyny nie dzwonią, nie oddzwaniają, nie piszą, nie odpisują... Nie pytają co u nas, jakby zupełnie ich to nie interesowało.
Mimo że nic im nie zrobiłam…
O tym, że praktycznie przestałam widywać się z przyjaciółkami, zdałam sobie sprawę latem. Wcześniej mi to nie przeszkadzało, myślałam, że to normalne przy maleńkim dziecku. Ale kiedy okazało się, że mimo długich dni i urlopów – nikt nie ma dla mnie czasu, zaczęłam się zastanawiać, o co chodzi.
Kiedyś wszystko wyglądało inaczej. Z Kasią, Magdą, Kają i Martą widywałyśmy się przynajmniej raz w tygodniu. Znałyśmy się jeszcze z liceum. Z Karoliną, Iwoną i Moniką poznałyśmy się na studiach (projektowanie graficzne) i też tworzyłyśmy zgraną paczkę. Prócz nich, utrzymywaliśmy bliskie relacje ze znajomymi męża i ich żonami lub dziewczynami. Najbliższa spośród nich była mi Aneta.
Masa wspólnych wspomnień. Wyjścia na wystawy, na obiadki, spotkania w domach, wspólne wypady za miasto, wspólne wyjazdy na urlop. Tak było. Teraz nie rozmawiamy nawet przez telefon ani Messengera. Mimo że nic im nie zrobiłam. By się upewnić, właśnie latem zapytałam każdą z nich wprost, o co chodzi, dlaczego mnie unikają.
Podobno się zmieniłam i jestem „nudna jak flaki z olejem”
Trzy z moich (byłych) przyjaciółek próbowały mnie przekonać, że tylko mi się wydaje, że się od siebie oddaliłyśmy. Że praca, brak czasu, ich problemy rodzinne… Bla, bla, bla.
Od pozostałych dziewczyn dowiedziałam się, że owszem, mają powód, by mnie unikać. Podobno się zmieniłam.
„Z otwartej, tolerancyjnej osoby stałaś się apodyktyczną nudziarą, z którą nie da się normalnie porozmawiać” – to treść wiadomości od Marty. Dalej pisała o tym, że wciąż gadam o pieluchach i kaszkach. A także Hani – jako super-córce i sobie jako super-matce. Podobno – odkąd urodziłam dziecko – nie akceptuję, gdy ktoś ma inne zdanie niż ja. „Jakby ktoś dał Ci prawo do tego, że wiesz wszystko lepiej, a to g*wno prawda” – to też słowa Marty. Ona nigdy specjalnie nie owijała w bawełnę, ale miała też skłonności do przesady. Dlatego zapytałam ją, czy tego samego zdania są inne dziewczyny. „Tak, wszystkie uważają, że zrobiłaś się nudna jak flaki z olejem”.
Kiedy to przeczytałam, rozpłakałam się.
Szukam zrozumienia na forach dla mam
To, co napisała Marta, czytałam chyba milion razy. Te słowa docierają do mnie, bardzo ranią, ale jednocześnie nie potrafię zrozumieć, dlaczego ona (one) tak to widzi (widzą).
Uważam, że wcale się nie zmieniłam. Wszystkie te dziewczyny wciąż są mi bardzo bliskie. Mimo że odsunęły mnie na boczny tor, wciąż za nimi tęsknię i mam nadzieję, że to wszystko jakoś się ułoży.
Ale bardzo boli mnie, gdy na zdjęciach, które publikują – one są, a ja nie. Roześmiane, z głupimi lub poważnymi minami. Z dziećmi lub bez. Na imprezie halloweenowej (na którą nikt nas nie zaprosił), w „naszej” pizzerii, gdzieś na spacerze za miastem, na rowerach…
Rozmawiałam z mężem i poradził mi, żebym w takim razie je „olała”. Że – jeśli czuję się samotna – mogę iść „do ludzi”, czyli do pracy. Że wiosną na pewno poznam jakieś fajne mamy na placu zabaw. Że przecież piszę na różnych forach…
No tak. Brak rozmów z dziewczynami tak mi dokucza, że zapisałam się do kilkunastu grup na portalu społecznościowym. Takich dla mam. Piszę tam różne komentarze, czekając, aż ktokolwiek da mi choć jednego lajka lub choćby buźkę złości. Wtedy nie czułabym się taka przezroczysta. Ale te oznaki, że ktoś dostrzega moje wpisy, zdarzają się bardzo rzadko… Ostatnio zaczęłam pisać z dalszymi znajomymi, ale rozmowa jakoś się nie klei.
Nigdy nie sądziłam, że coś takiego może mnie spotkać. Czy któraś z Was miała podobnie i w końcu wszystko dobrze się ułożyło?
Justyna
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Piszemy też o:
- Nowe doniesienia w sprawie zwłok noworodka znalezionych w zamrażarce. Są wyniki sekcji zwłok dziecka
- Nowe ustalenia w sprawie pożaru w Zalasewie: znaleziono łatwopalną ciecz
- Michał Wiśniewski zdradza płeć dziecka i prosi fanów o pomoc w wyborze imienia