„Po śmierci mamy ojciec zaczął mnie tresować: wrzeszczał na mnie, wyzywał od beks, bił. Zniszczył mi dzieciństwo. Nie pozwolę, by tak traktował wnuka”
Ojciec próbował zrobić ze mnie prawdziwego mężczyznę. Jego metodą były wrzaski, ośmieszanie i poniżanie…
- redakcja mamotoja.pl
Cholera jasna, nie becz jak baba, histeryku, tylko wstawaj! Prawdziwy facet nie płacze! – usłyszałem głos ojca dobiegający z ogrodu.
Jakby mi ktoś dał po twarzy. Wyszedłem z domu i zobaczyłem Filipka, jak gramoli się ze ścieżki, pociągając nosem. Najwyraźniej przewrócił się i zdarł kolano do krwi. Stanął obok dziadka i starał się powstrzymać łzy, co nie bardzo mu wychodziło.
Kucnąłem przed synkiem.
– Każdy człowiek czasem płacze. Chłopiec czy dziewczynka, dorosły czy dziecko. Ty też możesz. Chodź, opatrzymy i nakleimy plasterek. Zaraz nie będzie bolało.
Wziąłem malucha na ręce i zaniosłem do domu, ignorując pogardliwe prychnięcia ojca. W łazience posadziłem synka na pralce, psiknąłem na kolano środkiem odkażającym, co zostało okupione porządną dawką krzyku, podmuchałem, nakleiłem plaster i pocałowałem delikatnie.
Zobacz także
– Będziesz żyć, synku. Niedługo nawet nie będziesz o tym pamiętał – obiecałem mu.
Za to ja będę długo pamiętał minę ojca i to jego prychnięcie.
A jego metod wychowawczych nigdy nie zapomnę…
Moje dzieciństwo w domu babci trwało przez pięć lat
Mama zmarła niedługo po tym, jak się urodziłem. Dostała krwotoku, walczyli o nią kilka dni, ale się nie udało. Zostało mi po niej parę zdjęć i paczka listów pisanych między nią a ojcem w czasach narzeczeństwa. Umiała ładnie pisać – nie chodzi tylko o charakter pisma, który bez wątpienia odziedziczyłem po niej, ale też zgrabną konstrukcję zdań. Lubiłem je czytać. Intymne listy od nieznanej osoby, która mnie urodziła.
Ojciec został sam z noworodkiem, którym nie potrafił, a może też nie chciał się zająć. Dlatego do piątego roku życia wychowywała mnie babcia. Nie bardzo ją pamiętam, mam tylko jakieś przebłyski. Za to dobrze wrył mi się w pamięć dzień, gdy w domu pojawił się obcy mężczyzna, który powiedział, że jest moim ojcem, i że odtąd będę z nim mieszkał. Wtuliłem się w babcię, mając nadzieję, że zaprzeczy i nie pozwoli mnie zabrać temu obcemu panu. Babcia jednak potwierdziła, że to mój tata, że przecież czasem przyjeżdżał, więc powinienem go pamiętać, a ona już jest stara, choruje i nie ma siły się mną zajmować, więc muszę wrócić do domu. Domu? Miałem jakiś inny dom? Dla mnie była nim chatka babci stojąca niedaleko lasu.
Ojciec posadził mnie z tyłu w samochodzie. Całą drogę płakałem. Za babcią, z którą dotąd się nie rozstawałem, i ze strachu przed tym nieznanym tatą, którego nijak nie mogłem sobie przypomnieć. I całą drogę słyszałem, że babka wychowała mnie na histeryka – nie wiedziałem, co to słowo znaczy, ale z tonu domyśliłem się, że nic dobrego – i że prawdziwy mężczyzna nie płacze.
W nowym domu, w mieście, na piątym piętrze wieżowca, miałem swój pokoik. Stały w nim łóżko, szafa, biurko i krzesło. Ojciec był surowy również w kwestii wystroju wnętrz. Przełożył moje ubrania do szafy, z prychnięciem położył mojego misia na łóżku i wyszedł, zostawiając mnie samego. Nie wiedziałem, gdzie jestem, co tu robię i jak długo tutaj zostanę. Ten człowiek niczego mi nie wyjaśnił i okropnie się bałem. Schowałem się w szafie razem z misiem.
Płakałem. Pamiętam zapach tej szafy i to, jak strasznie płakałem. Nie wiem, jak długo tam siedziałem, pięciolatkowi czas się dłużył w nieskończoność. Byłem wystraszony, głodny i chciało mi się siku, ale bałem się poprosić tego obcego pana o jedzenie czy zapytać, gdzie jest łazienka.
W końcu zasnąłem.
Obudził mnie krzyk.
– Michał! Michał! Do jasnej cholery, gdzie jest ten gówniarz? Michał!
W końcu otworzył szafę.
– Co tu robisz? Czemu nie odpowiadasz, jak cię wołam? No, co tak siedzisz?! – huknął.
Nie wytrzymałem i zsikałem się w majtki. Ojciec wrzeszczał, ja płakałem. On nazywał mnie histerykiem, babą i beksą. Ja szlochałem i powtarzałem, że chcę do babci. Narzekał, że za długo zostawił mnie pod opieką swojej matki, ale że teraz zajmie się moim wychowaniem i zrobi ze mnie mężczyznę. Pamiętam to doskonale, choć wiele późniejszych wspomnień wyparowało. Pewnie mój umysł celowo je usuwał, żebym jakoś dał radę przetrwać tę tresurę, to hodowanie twardziela.
Nawet gdy złamałem rękę, nie odważyłem się pisnąć
Ojciec robił ze mnie mężczyzny głównie za pomocą krzyku i paska. Nienawidziłem i jego, i paska. Chciałem wracać do babci. Raz nawet ukradłem ojcu z portfela pieniądze, gdy spał, i wymknąłem się… Tyle że nie wiedziałem, jak dojechać na dworzec i gdzie dokładnie babcia mieszka. Ojciec niewiele mówił o matce i rodzinnej wsi. Wróciłem do niego, zanim się zorientował, że uciekłem, dzięki czemu uniknąłem kolejnego lania.
Nie katował mnie ani nie dręczył. Pewnie na swój sposób się o mnie troszczył i martwił, ale uznawał wyłącznie kary, żadnych nagród czy wzmacniania pozytywnego. Żadnych czułości. Dosłownie: zero. Jakby pogłaskanie po głowie czy całus mogły mnie zdemoralizować. Nie wiem, może inaczej nie umiał, może jego też tak chowano. Może jako prosty robotnik po szkole zawodowej nie słyszał o innych metodach niż lanie i wrzask, albo uznawał rozmawianie z dzieckiem, tłumaczenie mu czegokolwiek, wspólne analizowanie sytuacji i uczuć za niemęskie. Często słyszałem ten epitet z jego ust, pod adresem wszystkiego, co wydawało mu się za miękkie, za delikatne, zbyt kobiece, jak na przykład przytulenie czy wzięcie syna na kolana.
Efekt? Nie chodziłem brudny, głodny ani posiniaczony, ale byłem jak robot.
Nie umiałem okazywać uczuć. Czy radość, czy smutek, miałem jedną minę, jedną twarz, jedną maskę.
Koledzy nie bardzo chcieli się ze mną bawić, bo nie potrafili mnie rozgryźć. Nie widzieli, czy się cieszę, nudzę, a może coś knuję przeciw nim. Raz kiedy spadłem z roweru i złamałem rękę, lekarz stwierdził, że nigdy nie widział takiego przypadku. Nawet się nie skrzywiłem, choć musiało mnie boleć jak diabli. Tak, to nie było normalne dla dziecka zachowanie. Ocierało się o socjopatię.
Dopiero kiedy spotkałem na swojej drodze Agnieszkę, która studiowała psychologię, zacząłem się przełamywać. Cud boski, że dziewczyna nie uciekła przy pierwszej okazji, że się nie wystraszyła mojego chłodu i trzymania wszystkich na dystans.
Przeciwnie, postanowiła mnie otworzyć. Odczarować zaklętego w kamień księcia. Sprawić, że nauczy się okazywać emocje. Może stanowiłem dla niej wyzwanie jak trudne zadanie z matematyki, ale zrodziło się z tej ciekawości i uporu głębokie uczucie.
Uczepiłem się Agi jak tonący brzytwy – byłem dość bystry, by wiedzieć, że druga taka mądra i wytrwała może mi się nie trafić, i zostanę sam do końca życia, zasklepiony w twardej skorupie. Zakochałem się, choć sam nie wiedziałem, że to miłość; domyśliłem się jednak, że to coś ważnego i bezcennego. Jeśli to zmarnuję, jeśli ją odepchnę, będę wiecznie żałował.
Dlatego nie uciekłem, gdy namawiała mnie do pracy nad sobą i delikatnie, choć nieustępliwie sondowała… Aż któregoś dnia, po kilku miesiącach, po prostu się rozpłakałem.
Tłumione latami emocje przerwały tamę samokontroli, a Agnieszka była przy mnie i trzymała za rękę…
Jedna jaskółka wiosny nie czyni, a jedna powódź nie zlikwiduje wieloletniej suszy. Mówienie o uczuciach nadal było dla mnie piekielne trudne – skoro od dzieciaka kazano mi wszystko chować głęboko w sobie – ale powoli, powolutku się tego uczyłem.
Ty rozpieszczaj wnuka, ja będę go wychowywał
Kiedy okazało się, że moja żona jest w ciąży, wzruszyłem się do łez i obiecałem sobie, że nigdy nie zabronię mojemu dziecku płakać. Niech płacze, skoro potrzebuje. To żaden wstyd.
Niech skacze z radości, puchnie z dumy albo rozpacza z żalu, niech nie tłumi uczuć, bo są niemęskie. Nieprawda. Dzięki emocjom jesteśmy ludźmi, a nie robotami.
– No i czego ty go uczysz? – prychnął ojciec, stając w drzwiach łazienki. – Bycia babą?
– Bycia człowiekiem – odparłem ostro. – Czegoś, co ty chciałeś ze mnie wyplenić wrzaskiem.
– Gdybym się z tobą pieścił, wyrósłbyś na mięczaka. A tak masz dobrą kobietę, masz syna…
– Nie łudź się. Gdyby ci się w pełni udała tresura, nie miałbyś wnuka. Gdyby Agnieszka nie była po… pedalskiej psychologii, nie miałbym żony. Już zapomniałeś, jak nazywałeś jej studia, jak mówiłeś, że w swojej pracy będzie dopieszczać nieudaczników?
Poczytuję sobie na plus, że stary się zaczerwienił.
– Ustalmy raz na zawsze. To mój dom, moja rodzina i moje zasady. Kto chce płakać, ten płacze. Nie życzę sobie żadnych „męskich” tekstów skierowanych do mojego syna. Żadnych drwin, wyśmiewania, prychania. A jak choć raz go uderzysz, to koniec z nami. Zrozumiałeś? Jeśli nie umiesz się dostosować, to żegnam, siedź u siebie i gnij od środka. Kiedyś były inne czasy, co może trochę cię tłumaczy, ale nie pozwolę ci tresować mojego dziecka.
Byłem ostry i kategoryczny. Równie dobrze mogłem dać mu z pięści. Pewnie nawet dziś moje słowa i ton można by uznać za brak szacunku wobec rodzica, grzech śmiertelny, ale delikatne upominanie na ojca nie działało. Próbował naginać mojego syna do swoich zasad, które mało nie wypaliły mnie od środka. Chciałem, żeby Filip rósł na człowieka otwartego, odważnego i asertywnego, który nie będzie się bał ani wstydził okazywać emocji, mówić otwarcie, co czuje, co myśli, czego pragnie, a na co absolutnie się nie zgadza. Który nie będzie potrzebował miesięcy terapii, by się uśmiechnąć lub wyrazić żal. Nie chciałem dla synka takiej pustej młodości, jaką ja miałem.
– Przepraszam – powiedział nagle ojciec. Zatkało mnie. Jak żyję, za nic mnie nie przeprosił. Nigdy, przez trzydzieści lat. – Ja… Nie wiedziałem…
Kiwnąłem głowę. Domyśliłem się, co chciał powiedzieć, choć nie umiał tego wyrazić słowami.
Podobnie jak nie umiał okazywać ciepłych uczyć. Nikt go tego nie nauczył. Może żona by zdołała, może ona była jego szansą, ale za wcześnie zmarła i zostawiła w nim głęboką ranę, którą leczył chłodem.
– Możesz być dla Filipa takim dziadkiem, jakim nie umiałeś być tatą dla mnie. Nie tresuj go, a rozpieszczaj. Od tego są dziadkowie. A jego naprawdę łatwo kochać.
Ojciec odwrócił się w stronę pokoju Filipa, gdzie trzylatek bawił się już drewnianą kolejką, którą dostał od dziadka. Dawno zapomniał o plastrze na kolanie. We wzroku ojca wyczytałem więcej, niż chciał ujawnić.
Wiedziałem, że to jeszcze nie jego czas na emocjonalny comming out, ale pierwszy krok został chyba zrobiony. Może kiedyś mój ociec pojmie, że chłopaki też płaczą. Może sam uroni łzę lub dwie i… świat się nie zawali.
Michał
Zobacz także:
- „Byliśmy zgranym małżeństwem, dopóki nie pojawiła się ta podła żmija. Uwiodła mi męża, w dodatku przez nią mogliśmy stracić firmę”
- „Gdy przyłapałam narzeczonego z innym mężczyzną, byłam już w ciąży. Jego matka wiedziała, że mnie okłamywał”
- „Wróciłam wcześniej od rodziców i przyłapałam męża z kochanką. Dla niego rzuciłam karierę, a on tak mi się odpłaca?”