Wózkowa hołmofis: Chwila dla matki
Kasia, chwilowo pełnoetatowa, ale zawsze i na zawsze po prostu matka (trójki dzieciów), dzieli się z Wami obserwacjami, jakie udaje jej się poczynić na długich spacerach z najmłodszą córeczką, Kaliną.
Piękna, ciemnowłosa młoda mama siedząca na ławce przy piaskownicy od dłuższej chwili uśmiecha się łagodnie... Potem parska śmiechem i chrząka zażenowana własnym, jakby niestosownym w publicznym miejscu wybuchem emocji. I nagle... wściekła odwraca się do na oko czterolatka, który szarpie ją za nogawkę. „Zostaw mnie w spokoju, Adrian! Wiecznie coś chcesz! Nawet sekundy nie mam dla siebie!”...
Tak, te łagodne uśmiechy i pełna uwaga nie były skierowane do jej synka. On miał się bawić. A że wołał ją od kilku minut? Że czekał, aż spojrzy? No to postanowił mocniej zawalczyć o maminą uwagę. A teraz oberwał, bo „nawet chwili” ta nie ma dla siebie...
Zareagowałam. Coś powiedziałam, coś usłyszałam na własny temat. Wzburzona i z bolącym sercem ruszyłam do domu. W myślach komponowałam wiązanki ciepłych słów, jakimi mogłabym potraktować jędzę z placu zabaw. Jednak po wybuchu wściekłości przyszła chwila refleksji.
Patologia? Straszne? Żałosne? Taka jestem święta? I oburzona? A co było dzień wcześniej?
Siedzę na sofie, przeglądam mejla, w którym non stop coś się dzieje. O matko, muszę szybko odpisać Kasi. Stukam. Jednocześnie nasłuchuję, co u Kaliny. Ośmiomięczna córeczka sięga do stolika, który stoi przy sofie. Stęka, próbuje coś ściągnąć. Ok, niech ćwiczy. Stukam. Kalina coś złapała i wróciła na podłogę. Nie stęka. Ok, zajęła się sobą. Stukam. Cisza. Stukam, bo już przecież za chwilę skończę i zerknę, co tam u młodej. Skończyłam, uff. Zerkam. Kalina leży na podłodze. Cała w czarnym proszku, i coś intensywnie przeżuwa. Złapała suchą saszetkę herbaty, szczęśliwie zimną, bo wczorajszą. Szybka gonitwa myśli – to zwykły Lipton, w dodatku już zaparzony, żadnej mocy, to chyba nic się nie stanie? I wyrzuty sumienia do bólu głowy. I zabójcze myślaki, co to mogło być zamiast pobabcinej herby i jak się mogło skończyć.
W cholerę z tymi smartfonami.
W cholerę z nami, nowoczesnymi matkami i ojcami, najmądrzejszymi na świecie. Tak szybko ferującymi wyroki na innych rodziców.
Bo co innego tak skutecznie podreperuje nam nadwątlone rozlicznymi „nieogarniamsami” ego, jak błędy innych rodziców?
No właśnie...