Reklama

34-letnia matka zabitych dzieci trafiła do szpitala, jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, ale jej stan jeszcze nie pozwala na złożenie zeznań. Wiele wskazuje na to, że to ona dokonała podwójnego morderstwa…

Reklama

Na jaw wychodzą wciąż nowe fakty

Tuż po tym, jak wieść o zbrodni trafiła do mediów, pojawiało się wiele sprzecznych informacji. Aktualnie wiadomo już, że 34-letnia kobieta była biologiczną matką zabitych dzieci. Kobieta ma również 9-letnią córkę z poprzedniego związku. W dzień tragedii 9-latka przebywała u swojego taty. Gdyby nie to, niewykluczone, że podzieliłaby los swego młodszego, przyrodniego rodzeństwa.

W pożarze stracili dom

Okazuje się też, że rodzina z Opola na początku 2022 roku przeżyła pożar domu. Ogień zabrał im cały dorobek życia. Otrzymali lokal zastępczy oraz wsparcie w postaci najpotrzebniejszych rzeczy. Tuż po pożarze wychowawczyni 9-letniej córki kobiety mówiła:

„Rodzina została zupełnie bez niczego, wyszła w tym, w czym stała. Są to ludzie bardzo pokorni i wspaniali. Nie prosili o żadną pomoc, ale my zareagowaliśmy od razu i rozpoczęliśmy zbiórkę. Nasza szkoła mieści się niedaleko i widząc zadymione ulice, sprawdziliśmy, kto mieszka w tym budynku i okazało się, że jest to rodzina naszej uczennicy”.

W kwietniu wprowadzili się do nowego mieszkania w Opolu-Czarnowąsach. Mogłoby się wydawać, że stanęli na nogi i że już teraz wszystko się ułoży…

MOPR: matka zawsze przychodziła z dziećmi, była troskliwa i pomocna

Pytani o rodzinę sąsiedzi przyznają, że nie są w stanie nic powiedzieć, ponieważ ich nie znali.

„Nie jestem w stanie powiedzieć, jakie to były dzieci, które to były dzieci i która to była pani…” – mówi jedna z sąsiadek dziennikarzom 24opole.pl

„Była to prawidłowo funkcjonująca rodzina” – zapewnia pracownica opolskiego MOPR. Potwierdza, że w lutym 2022 po pożarze otrzymali lokal zastępczy. Matka, przychodząc do MOPR po pożarze, podobno zawsze miała przy sobie dzieci.

„Absolutnie nie zauważyliśmy żadnych nieprawidłowych zachowań z jej strony”.

Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, 34-latka z dziećmi przyszła również na miejsce zbiórki prowadzonej na rzecz uchodźców.

„Przyniosła nutellę i dżem. Mówiła, że nic więcej w tej chwili nie ma, ale chce się podzielić. I taką ją zapamiętałam” – powiedziała pracownica MOPR.

Źródło: 24opole.pl

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama