„Pasierbica obwinia mnie o rozbicie rodziny. Nie wiedziała, że jej matka wolała alkohol niż córkę”
„To ja opowiadałam jej bajki na dobranoc i leczyłam katar. Kocham Inkę z całego serca i nie pozwolę, by źle o mnie myślała.
Jej matka była złą osobą, nie ja. Wybrała alkohol zamiast rodziny. Poświęciłam Ince całe moje życie..."
- redakcja mamotoja.pl
Nie jesteś moją matką! To przez ciebie nie żyje moja prawdziwa mama! Nie masz prawa mi rozkazywać! – krzyknęła Inka i trzasnęła drzwiami.
Takie zachowanie wobec mnie, to ostatnio nic nowego, ale te oskarżenia były dla mnie jak policzek. Odruchowo złapałam się za brzuch, jakbym chciała zasłonić go przed krzykiem.
Inka, to czternastoletnia córka mojego męża. Życie tak się ułożyło, że wychowujemy ją razem od 10 lat.
Do niedawna wszystko było idealnie. Teraz nasza sytuacja zaczęła się komplikować. Inka weszła w okres dojrzewania, który okazał się trudniejszy, niż się spodziewaliśmy.
– Co się dzieje? – usłyszałam głos Andrzeja, który właśnie wrócił z pracy. Musiał mijać się z Inką na schodach. Na pewno wszystko słyszał.
– Rozmawiałyśmy – odpowiedziałam krótko.
Nie miałam nastroju, aby snuć opowieść o tym, co usłyszałam na dzisiejszej wywiadówce, i co stało się pretekstem do „rozmowy” z Inką. Wychowawczyni powiedziała, że nasza córka średnio dwa, trzy razy w tygodniu opuszcza lekcje. Jest arogancka i niegrzeczna.
Nauczyciele skarżą się, że prowokuje resztę klasy do niewłaściwego zachowania. Przykro mi było tego słuchać, ale nie byłam zaskoczona, przecież Irmina w domu zachowuje się podobnie.
Na pytanie nauczycielki, czy wydarzyło się coś w jej życiu lub w naszej rodzinie, co mogło mieć wpływ na jej pogarszające się zachowanie, stwierdziłam, że moim zdaniem to przejściowy okres dojrzewania. Co innego mogłam powiedzieć. Potem w domu próbowałam z nią o tym rozmawiać, ale skończyło się jak zwykle.
– Rozmowy to według mnie raczej nie przypominało – westchnął Andrzej.
Podszedł do mnie, pocałował mnie w policzek, a potem pogłaskał po brzuchu
– Kochanie, uważam, że powinniśmy powiedzieć Ince… – spojrzałam na męża wyczekująco.
– Powiedzieć, że będzie miała rodzeństwo? – zapytał.
W jego oczach był strach. Czułam to
– Może poczekamy, aż minie jej ten zły nastrój… Przecież nie może być tak, że przez całe życie będzie dla nas taka złośliwa i taka nieznośna – wyznał z nadzieją.
To prawda, to nie był dobry moment, by Inka dowiedziała się, że nasza rodzina się powiększy, ale to nie była jedyna tajemnica, jaką przed nią skrywaliśmy. Andrzej jak zwykle umiejętnie prześlizgnął się po tym trudnym temacie.
– Jak było na zebraniu? – zagadnął po chwili, zajadając kanapki, które zrobiłam na szybko po powrocie ze szkolnego zebrania.
Wiedziałam, że chce zmienić temat. „Nie mogę kryć Inki – pomyślałam. – Ale jeśli powiem Andrzejowi, jak sytuacja naprawdę wygląda, jej złość wobec mnie będzie jeszcze większa. Nie dam rady sama jej pomóc” – zastanawiałam się w myślach.
– Nie jest dobrze… – zaczęłam. – Musimy z nią porozmawiać. Zmobilizować do nauki. Przekonać do poprawy zachowania – skoncentrowałam się na wytyczaniu wskazówek dla Inki, a jednocześnie zgrabnie pominęłam fakt jej wagarowania i pyskowania.
– Próbowaliśmy prawie wszystkiego – przypomniał Andrzej. – Może po prostu odpuścić jej i przeczekać to wszystko?
– zaproponował.
Według mnie to nie był dobry pomysł. Ale z drugiej strony ja też już byłam zmęczona krnąbrnym zachowaniem nastolatki. Tym bardziej, że byłam w ciąży i nie chciałam się narażać na stresy, jakie fundowała mi pasierbica. Nie lubiłam tego słowa i nigdy go nie używałam nawet w myślach… Teraz zastanawiałam się, czy tak naprawdę wystarczająco kocham Inkę… Skąd tyle złości i agresji za tyle lat miłości wobec niej…
Było mi przykro.
– Dobrze – zgodziłam się. – Dajmy sobie na jakiś czas spokój. Ale gdy to nie pomoże … Potraktujmy ją jak dorosłą osobę i powiedzmy jej całą prawdę… Mam wrażenie, że ona traktuje mnie jak wroga, a przecież tak nie jest… – wyżaliłam się mężowi.
Popatrzył na mnie zamyślony. Wiedziałam, że nie chce o tym rozmawiać. Bardzo kochał swoją córkę i całe dotychczasowe jej życie ochraniał ją przed złem. Teraz jednak ona sama to zło zaczęła prowokować.
– Wiem, kochanie, że może być ci ciężko… Tyle dla niej poświęciłaś, tyle miłości jej dałaś, a ona tego nie docenia… Wierz mi, że ja też wolałbym, żeby było inaczej… – patrzył na mnie z bezradnością. – Kocham ją i kocham ciebie… – szeptał.
Tego wieczoru, gdy Inka wróciła do domu, po raz kolejny zapewniliśmy ją o naszej miłości i o tym, że chcemy dla niej jak najlepiej. Miałam jednak wrażenie, że patrzyła na mnie nieufnym wzrokiem. Jakby niedowierzała w moje intencje. Znowu zrobiło mi się smutno…
Powoli zaczynałam mieć żal do Andrzeja, że nie chce zmierzyć się z prawdą. Cierpię ja, cierpi jego córka, tylko dlatego, że on wymyślił dla niej rzeczywistość, która nie istnieje.
Minęło kilka dni. Umówiłam się z nauczycielką Inki, że będę do niej dzwonić codziennie, by sprawdzać, czy moja przybrana córka dociera do szkoły. Wychowawczyni przez kolejne dni potwierdzała, że wszystko jest w porządku. Zaczęliśmy mieć nadzieję, że może idzie ku lepszemu.
– Skoro jest tak dobrze, to może powiemy Ince, że będzie starszą siostrą? – nie mógł doczekać się Andrzej.
– Dobrze – przytaknęłam. – Przecież niedługo sama się domyśli, widząc moje zmieniające się ciało. Lepiej, jak dowie się od nas, niż zacznie coś podejrzewać.
Zawołaliśmy ją do salonu.
– Córeczko, wiesz, że jesteś dla mnie, dla nas największym skarbem… Ale wiesz, że Lucyna nie jest twoją mamą… A my chcieliśmy mieć wspólne dziecko, chociaż ciebie bardzo kochamy… – Andrzej plątał się jak złodziej przyłapany na gorącym uczynku.
– Po prostu jestem w ciąży – przyszłam mu z pomocą, choć pewnie według niego powiedziałam to zbyt mało poetycko i poważnie.
Irmina popatrzyła zszokowana to na ojca, to na mnie.
– Ja już wam nie wystarczam? – zareagowała od razu.
– Kochanie, przecież tłumaczyliśmy ci… Kiedy dwoje ludzi się kocha, chce mieć ze sobą dziecko… – Andrzej zaczął od nowa cierpliwie tłumaczyć.
– A mnie się pozbędziecie? – drażniła się z nami. – Mamy też się pozbyliście! – rzuciła i wybiegła z mieszkania.
– Andrzej… – popatrzyłam na niego błagalnie. – Czy nie widzisz tego, że Irmina oskarża mnie o śmierć swojej matki? Nie chcę już dłużej dźwigać tego ciężaru… – powiedziałam.
– Mówię ci, że to zwykły bunt nastolatki. Przejdzie jej. Zrozum, że dla niej matka jest świętością… Nie chcę jej tego zabierać – przekonywał mnie.
Irmina wróciła późnym wieczorem. Od razu się położyła. Dopiero rano zorientowałam się, gdzie była i co robiła. Nasza nastolatka miała dwa kolczyki w nosie.
– Tacie się to nie spodoba – zwróciłam jej uwagę przy śniadaniu.
– Mało mnie obchodzi, co się wam podoba… Mam to w nosie – wskazała na wspomnianą cześć nosa, wybuchając śmiechem z udanego dowcipu.
Zamilkłam. Nie chciałam awantury. Nie chciałam się kłócić, a potem rozmyślać, czy zrobiłam dobrze, czy nie.
– Wszystko sobie zaplanowałaś… – odezwała się. – Najpierw doprowadziłaś do rozbicia małżeństwa moich rodziców, potem do śmierci mamy, a teraz to dziecko… Chcesz mieć tatę tylko dla siebie… Więc weź go sobie… I tak nic dla niego nie znaczę – stwierdziła obojętnie.
Oderwałam wzrok od kuchennego blatu i popatrzyłam w jej oczy. To były te same iskierki, które patrzyły na mnie, gdy opowiadałam jej na dobranoc bajkę, gdy pierwszy raz zaprowadziłam ją do dentysty, gdy szeptałyśmy sobie historie o księżniczkach… Teraz te oczy znów patrzą na mnie, jakby domagały się czegoś więcej.
– Irmina, jest coś, czego nigdy nikt ci nie powiedział – mój głos zadrżał. – Być może znienawidzisz mnie za to, co ci powiem. Prawdopodobnie twój ojciec nie wybaczy mi tego do końca życia, ale wydaje mi się, że przyszedł czas, abyś poznała prawdę. Wierzę, że jesteś mądrą kobietą, która zrozumie swoją historię.
Wzięłam kilka głębokich oddechów
– Poznałam twojego ojca, kiedy ty miałaś dwa latka – Irmina ściągnęła jeszcze bardziej brwi, jakby chciała coś powiedzieć, ale ja dalej mówiłam. – Już wtedy ojciec wychowywał cię sam. Twoja mama odeszła od was – powiedziałam powoli, obserwując jej reakcję.
Przełknęła ślinę.
– Podziwiałam go za to, że nie poddał się, że tak dzielnie dawał sobie radę, wychowując ciebie. Co jakiś czas spotykał się z twoją mamą, zachęcał do powrotu, zachęcał do leczenia z choroby alkoholowej – niestety bezskutecznie. Tamtej nocy, jakiś zły człowiek sprzedał twojej mamie trefny alkohol. Twój ojciec był przy niej w szpitalu dzień i noc… Nie udało się jej uratować. Cierpiał. Wtedy bardzo się do siebie zbliżyliśmy… Potem wzięliśmy ślub. Wiele osób mówiło, że twój ojciec nie szanuje pamięci swojej żony… Że za szybko się pocieszył nową kobietą… Jednak jemu zależało tylko na tym, aby jego czteroletnia córka, Irminka, miała jak najszybciej normalną rodzinę. Przez 10 lat pielęgnował w tobie dobre imię twojej matki…
Zabrakło mi tchu, musiałam usiąść.
– Ja starałam się najlepiej, jak potrafiłam, być dla ciebie mamą. Wychowywałam cię jak własną córkę. Kocham cię jak własną córkę… Nigdy bym cię nie skrzywdziła i nigdy cię nie skrzywdziłam… – z moich oczu bezwiednie wypłynęły łzy. – Teraz znasz już prawdę – skończyłam.
Irmina wpatrywała się we mnie oszołomiona i zrozpaczona
– To nie może być prawda – kiwała głową. – Moja mama nigdy by mnie nie zostawiła… – patrzyła wciąż nieufnym wzrokiem na mnie.
– Możesz to sprawdzić…. – dodałam cicho.
Wstała z krzesła, zamknęła za sobą drzwi. Czułam się źle, miałam wrażenie, że zburzyłam jej dotychczasowy świat.
Nie zrobiłam nic złego. Wręcz przeciwnie, zakochałam się w mężczyźnie, który samotnie wychowywał dziecko. Pokochałam to dziecko, a teraz to dziecko mówi mi, że zniszczyłam miłość jego rodziców.
– Inka już wie… – stwierdziłam enigmatycznie, gdy Andrzej wrócił do domu.
– Co? – zapytał blady.
– To, że to matka ją zostawiła, was zostawiła. A ja nigdy nie wystąpiłam ani przeciwko niej, ani przeciwko tobie.
Spuścił głowę. Myślę, że podświadomie też pragnął, by Inka poznała prawdę, ale bał się konsekwencji. Czekaliśmy na nią w napięciu. Domyślaliśmy się, że pojechała do swoich dziadków, rodziców mamy. Wróciła wcześniej, niż się spodziewaliśmy.
Stanęła w progu. Zauważyłam, że w jej nosie nie było już żadnej biżuterii. Patrzyła na nas przez chwilę. Andrzej wstał od razu i ją przytulił. Stali tak chwilę w objęciach. Miałam wrażenie, że tym gestem córka przekazała mu to, na co czekał, wdzięczność, że był zawsze przy niej, że chciał ją chronić. Potem popatrzyła na mnie.
– Cieszę się, że będę miała rodzeństwo – uśmiechnęła się jak dawniej.
Popatrzyliśmy na siebie z Andrzejem z wielką ulgą. Nareszcie, żadna mroczna tajemnica nie będzie już przesłaniała szczęścia naszej rodziny. Nareszcie znowu mam córkę.
Lucyna, 38 lat
Czytaj także:
- „Chciał zrobić ze mnie inkubator!”
- „Moje dziecko chodzi do państwowego przedszkola i jeździ na wakacje tylko raz w roku. Czuję się jak najgorsza matka!”
- „Jestem w drugiej ciąży, a w ogóle się z tego nie cieszę. Chciałam zająć się karierą i pasją, a teraz nic z tego!”