„Po co robić mikołajki w szkole, skoro dzieci dostają jakieś bezużyteczne drobiazgi” [LIST DO REDAKCJI]
Niby na mikołajki dzieci mają dostać jakiś drobiazg, ale dlaczego to musi być byle co? I dlaczego ja mam płacić za te pożal się Boże książeczki o niczym, syfiaste słodycze i tandetne pluszaki?
Mam już po dziurki w nosie wszystkich tych prezentów na każdą okazję. Żeby jeszcze dzieci dostawały coś porządnego, ale mam wrażenie, że nikomu nie chce się wysilać. A już na pewno nie szkole.
Po co szkoła wciska mojemu dziecku tandetę?
Napisałam do Państwa, bo narasta we mnie sprzeciw wobec tej dziwnej mody na obdarowywanie dzieci wszystkim i niczym przy każdej możliwej okazji. A szkoła ostatnio się w tym specjalizuje. Już nawet przegania wszystkie babcie, ciotki i kuzynki z tymi ich nikomu niepotrzebnymi fatałaszkami, które dostajemy przy każdym spotkaniu bez pytania, czy to w ogóle na cokolwiek się przyda. Tyle że ze szkołą mamy styczność na co dzień, nie od święta.
W szkole córki jest bardzo niefajny zwyczaj dawania dzieciom byle czego jako motywatora, np. słodyczy za dobre zachowanie czy za sprzątanie. Czasem córka przynosi jakąś zawieszkę, naklejki, długopis, bzdurną książeczkę i mówi, że dostała od pani, bo zrobiła zadanie albo była 'grzeczna'. Ma już całą szufladę tego badziewia. I celowo używam takiego sformułowania, bo te rzeczy wyglądają czasem jak co najmniej z trzeciej ręki. Na co to komu?
Teraz odbyły się mikołajki. Mikołaj chodził po klasach, oczywiście z wielkim worem. Zrozumiałabym, gdyby dzieci dostały wartościowy drobiazg, np. ciekawą grę karcianą, szablony do origami, lekturę. Naprawdę da się coś wymyślić za rozsądną cenę. Coś droższego? Proszę bardzo, też się da – np. bilet do teatru.
Zamiast tego Matylda przyniosła do domu jakiś plastikowy chiński projektor z gwiazdami. Połamało się to, jeszcze zanim włączyliśmy. Do tego jeszcze pokaźna paczka pianek, które pewnie wylądują w koszu, bo chyba byśmy świecili na zielono po zjedzeniu tego szajsu. W zeszłym roku nie było lepiej – obrzydliwe pluszowe miśki z wychodzącymi kłakami. Wyglądały jak jakaś taniocha z kiosku Ruchu. Litości... Pozbyłam się tego od razu.
Pieniądze oczywiście zostaną za to wszystko pobrane ze składki klasowej. Tylko się załamać. Ani to wychowawcze, ani miłe.
Anika
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też: