Reklama

Marek i ja byliśmy nierozłączni od drugiej klasy liceum. On przeniósł się z rodzicami z innego miasta. Nigdy nie zapomnę, jak wszedł do klasy pierwszego dnia, trochę spóźniony, a nauczycielka chemii wskazała mu miejsce obok mnie. Od razu złapaliśmy świetny kontakt – spotykaliśmy się po szkole, chodziliśmy razem do kina, na strzelnicę, na kajaki. Jak my się wtedy bawiliśmy! Z czasem przyjaźń przerodziła się w miłość… Zaczęliśmy spędzać ze sobą jeszcze więcej czasu. Szaleliśmy za sobą!

Reklama

Świata poza sobą nie widzieliśmy

Wszystko mi się w nim podobało: jego jasne, dobre oczy, wąziutkie usta, ciemne, nieokiełznane włosy. Nie był nigdy mięśniakiem, jest też niewiele wyższy ode mnie, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Taki mi się podobał, takiego go pragnęłam! Zresztą, on też był we mnie zapatrzony jak w obrazek…

Na studiach oboje wiedzieliśmy, że to jest to: chcemy być ze sobą już na zawsze, chcemy razem tworzyć rodzinę. Marek oświadczył się na ostatnim roku studiów. Już wtedy mieszkaliśmy ze sobą i mieliśmy całkiem niezłe prace. Dwa lata później wzięliśmy ślub. Gdy kilka miesięcy później zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym. Można powiedzieć, że byliśmy parą jak z filmu: zakochaną w sobie po uszy, szczęśliwą, piękną.

Narodziny dziecka

Przy porodzie Marek trzymał mnie za rękę. Wiem, że bez niego bym sobie nie poradziła. Jest wspaniałym mężem. I wspaniałym ojcem – to on od pierwszych dni życia kąpie naszą Manię. Wstaje do niej w nocy, kiedy ja nie mam siły. Nieba by dla niej uchylił, tak ją kocha. Na tym idealnym obrazku jest tylko jedna rysa: nie ma między nami intymności, czułości. On przestał mnie pociągać. Jest dobrym ojcem i dobrym mężem, ale cały ogień, który był kiedyś między nami w łóżku, wygasł.

Ja dość szybko odzyskałam figurę sprzed ciąży – właściwie wystarczyło mi pół roku, żeby wrócić do wagi z naszego miesiąca miodowego. Zawsze byłam aktywna, nawet w ciąży uprawiałam jogę, żeby moje ciało nie straciło elastyczności. Chociaż podobno kiedy kobieta tyje w ciąży, mężczyzna tyje razem z nią, u nas tak nie było. Marek wyglądał świetnie, czuł się świetnie. Dopiero po narodzinach Mani coś zmieniło…

– Agata, chodź, zabieram cię dziś na randkę! – krzyknął Marek. Mania miała może tydzień.
– Chyba żartujesz, nie zostawię dziecka! Przecież takie rzeczy mieliśmy ustalać wspólnie, pamięt… – uciszył mnie, zanim zdążyłam dokończyć zdanie. Zaprowadził mnie do salonu – świece, pięknie nakryty stół. Mania leży w swoim łóżeczku, tuż obok kanapy – śpi. Na stole micha makaronu i moje ukochane owoce morza.
– Mania jest z nami tydzień, a my jeszcze nie mieliśmy okazji, by to uczcić – powiedział Marek, biorąc mnie za rękę.
– Kocham cię! Tego właśnie potrzebowałam, a nawet o tym nie wiedziałam – odparłam.

Zaczęliśmy się oddalać

Z czasem takie kolacyjki zaczęły pojawiać się coraz częściej. Po całym dniu opieki nad małą na stole lądowała pizza, gotowe zapiekanki, smażony kurczak… Raz w tygodniu, dwa razy, trzy. Nie wiem, może Marek potrzebował odreagować i rzucił się na jedzenie… Któregoś dnia wrócił z pracy, usiadł na kanapie i strzelił mu guzik od koszuli, która nagle zaczęła być na niego przymała… Zaczęliśmy się śmiać. Już wtedy powinna była mi się zapalić czerwona lampka.

Zanim się zorientowałam, minęły cztery miesiące od porodu, a my wciąż nie poszliśmy do łóżka. Chyba oboje byliśmy tak pochłonięci dzieckiem, pracą, domem, że zapomnieliśmy o bliskości, o swoich potrzebach. Wieczorem, zamiast uprawiać seks, siedzieliśmy przed telewizorem, wykończeni po całym dniu. A tygodnie mijały…

Któregoś razu spojrzałam na Marka i poczułam coś, czego nigdy wcześniej nie czułam. Jakbym przestała go rozpoznawać. To wciąż mój ukochany mąż, z którym chcę spędzić życie, ale… jakiś inny. Trochę inaczej ubrany. Nieogolony. Dawno nie był u fryzjera… Grubszy o dobre 10 kg. I ten jego blask z oka… gdzieś zniknął. Wyglądał na zmęczonego życiem faceta. I wcale mi się nie podobał. Patrzyłam na niego i czułam, że gdzieś tam w środku jest mężczyzna, którego przez tyle lat pożądałam… ale że ten, na którego patrzę, to nie jest on. Zrozumiałam, że nie ma między nami bliskości, bo on mi się po prostu przestał podobać. Sam pewnie czuł, że coś jest nie tak, dlatego nie inicjował zbliżeń...

Piękna i bestia

– Agata, pięknie wyglądasz! Chyba macierzyństwo ci służy, aż cała promieniejesz! – wykrzyknęła na mój widok znajoma z pracy, z którą nie widziałam się od czasu, gdy poszłam na macierzyński. Po pół roku w pieluchach mnie i Markowi należała się chwila wytchnienia.
– Marek, ty lepiej jej pilnuj, bo ktoś ci ją ukradnie – zażartowała w stronę mojego męża. Uśmiechnął się pod nosem. Widziałam, że wcale nie jest mu do śmiechu. Zanim zdążył coś powiedzieć, Kaśka znów rzuciła w jego stronę:
– Ale widzę, gdzie się podział ciążowy brzuszek Agaty – zaśmiała się, wskazując na brzuch Marka. – Chyba że spodziewacie się drugiego? Marek, ty ogierze! – nie przestawała.
– Kaśka, miło cię zobaczyć, ale musimy już iść. Mania, wiesz… – chwyciłam Marka za rękę i wyszliśmy.

Przez całą drogę milczeliśmy. Wiedziałam, że zabolały go słowa Kaśki, ale przecież miała rację. Poszliśmy spać. Następnego ranka zachowywalibyśmy się, jakby nic się nie stało.

Od tamtego wieczoru minęło kilka miesięcy – Mania będzie kończyła roczek. Między mną a Markiem nic się nie zmieniło. On wieczorami pochłania ogromne ilości jedzenia, a ja nawet nie próbuję zaciągnąć go do łóżka. Odechciewa mi się. Łączy nas miłość do dziecka, miłość do siebie, ale coraz częściej zaczynam myśleć, że nic z tego nie będzie... Gdy próbuję z nim o tym rozmawiać, on się obraża, odpycha mnie. Kocham go, ale czuję, że oboje potrzebujemy pomocy specjalisty. Chyba za bardzo się oddaliliśmy, żebyśmy mogli to sami naprawić...

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama