Reklama

Monika nie widzi świata poza Michałkiem, jej całe życie to teraz pieluszki, kaszki i klocki. Jak już ma chwilę dla siebie, to zamyka się w łazience, a potem zaraz idzie spać. Twierdzi, że musi być w formie, żeby bawić się z synkiem. Ja dla niej nie istnieję, moje potrzeby się nie liczą.

Reklama

Przestała mnie kochać z dnia na dzień, gdy urodziła

Inaczej wyobrażałem sobie moje ojcostwo i nasze małżeństwo po narodzinach Michała. Dziecko miało być dopełnieniem naszej rodziny, szczęściem i spełnieniem marzeń. Wyszło zupełnie na odwrót, rodzina to teraz dwie osoby plus lokator, czyli ja.

Monika już w ciąży zaczęła mieć objawy jakiejś paranoi. Odsuwała mnie od siebie najpierw delikatnie i powoli, ale gdy tylko lekarz wspomniał, że nie powinna się przemęczać, całkiem straciłem do niej dostęp. To miała być tylko zwykła ostrożność, ciąży nic nie zagrażało, ale mnie nie wolno było tknąć własnej żony. Znosiłem to, bo przecież też zależało mi na dziecku.

Ale po porodzie Monika kompletnie odleciała. Nawet nie spojrzała na mnie na porodówce. Zakochała się w Michałku, a ja przestałem istnieć. Jeszcze wtedy miałem nadzieję, że to takie początki macierzyństwa, że musi ochłonąć, przejść przez połóg... Niedawno minęło 6 miesięcy od narodzin naszego syna, a moja żona nadal nie przypomniała sobie, że ma męża.

Zastanawiałem się ostatnio, dlaczego się ze mną nie rozwodzi, skoro przestałem ją interesować? Do czego jestem jej potrzebny? I już wiem! Do przynoszenia pieniędzy, szykowania kolacji i prac w ogrodzie. Jak tylko przyjdę wcześniej z pracy, to jest zła, bo zakłócam jej spokojny czas z dzieckiem. Wchodzę na jej teren. We własnym domu czuję się jak intruz.

Nie wolno mi przewinąć ani wykąpać Michałka. Od razu krzyczy, że zrobię mu krzywdę. Mieszkam z nimi, ale czuję się tak, jakbym nie miał ani żony, ani dziecka.

Mam ochotę nią potrząsnąć, przypomnieć jej nasze wspólne plany, pokazać stare zdjęcia. Mam też znacznie głupsze pomysły. Myślę, czy od niej nie odejść, a może nawet zdradzić. Może by wtedy otrzeźwiała?

Olek

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama