„Po śmierci mojego męża teściowa pochowała go bez mojej wiedzy. Nigdy mnie nie lubiła, ale to był cios prosto w serce”
Matka Darka nigdy nie pogodziła się z tym, że po naszym ślubie straciła nad nim kontrolę. Robiła wszystko, by mieć go znowu przy sobie...
- redakcja mamotoja.pl
Kiedy mam jakiś problem, lubię na niego spojrzeć z oddalenia. Z perspektywy wiele rzeczy wygląda inaczej. Na przykład moje małżeństwo. Pobraliśmy się z Darkiem z wielkiej miłości, ale jak to w życiu bywa nasze uczucie z czasem się wypaliło. Uważam, że miała w tym spory udział moja teściowa, która od początku mnie nie lubiła. Nie wiem, co zrobiłam tej kobiecie, że mnie nie zaakceptowała, starałam się przecież być dla niej miła. A że nie chciałam się jej podporządkować i zawsze miałam własne zdanie? Trudno mnie chyba o to winić, prawda?
Traktowała mnie jak powietrze
Niestety, w oczach mojej teściowej był to grzech ciężki, niewybaczalny. To ona bowiem trzęsła całą rodziną, miała ostatnie zdanie we wszystkich sprawach. Dwie córki i ich mężowie podporządkowali się jej bez słowa sprzeciwu, tylko nie ja. Kością niezgody stało się to, że chciałam mieszkać blisko moich rodziców, mimo że wiedziałam, iż teściowa sobie zaplanowała, że wszystkie jej dzieci będą mieszkały w tej samej wsi, co ona. Specjalnie zostawiła kawał pola i wyznaczyła działki, aby mieć rodzinę na wyciągnięcie ręki. Tymczasem ja się wyłamałam z tej układanki.
Nie pomogły tłumaczenia, że moi rodzice mają tylko mnie, jedynaczkę. Teściowa i tak uznała, że jej robię na złość. Stałam się dla niej niewidzialna. Ignorowała mnie uparcie podczas wszelkich rodzinnych spotkań, zwracając się do swojego syna:
– Powiedz swojej żonie, że…
A kiedy już naprawdę musiała powiedzieć coś bezpośrednio do mnie, używała trzeciej osoby liczby pojedynczej. Długo to tolerowałam, aż w końcu nie zdzierżyłam i zapowiedziałam Darkowi, że nie zamierzam jeździć do jego rodziców.
Przez problemy zaczęliśmy się oddalać
Tak naprawdę ubodła mnie nie tyle forma, w której teściowa się do mnie zwracała, ale to, że zaczęła mi dokuczać z powodu braku dzieci. To prawda, nie mogłam zajść w ciążę, a leczenie nie przynosiło rezultatów. Bardzo z tego powodu cierpiałam, a złośliwości teściowej niepotrzebnie mnie jeszcze dobijały. Przecież, do cholery, to nie była moja wina, że nie mogłam donosić ciąży i kilka razy z rzędu poroniłam! Niestety, teściowa wymyślała i rozpowiadała po rodzinie niestworzone historie na mój temat, jak chociażby tę, że pewnie przeszłam wcześniej parę skrobanek i „coś sobie tam zepsułam”.
Może ktoś z dalszej rodziny mógłby uwierzyć w te rewelacje. Ale mój mąż? Przecież dobrze wiedział, że to nieprawda, ale jednak ziarno raz zasiane kiełkuje niepostrzeżenie, aż rozrasta się w wielkie drzewo, lub raczej w naszym wypadku w trujący bluszcz. Jad sączony przez teściową stopniowo niszczył nasze małżeństwo… Kłótnie i wzajemne pretensje zdarzały się coraz częściej. Z dnia na dzień było gorzej, aż w końcu oboje z Darkiem zaczęliśmy wspominać o rozwodzie.
Tylko że ja nadal kochałam mojego męża… Z jednej strony chciałam z nim nadal być i walczyć o nasz związek, z drugiej jednak byłam już zmęczona tą walką, którą ze sobą toczyliśmy. Nie umiałam podjąć decyzji – być razem czy się rozstać... Wtedy właśnie nadarzyła się okazja, żebym wyjechała na rok za granicę do pracy. Postanowiłam skorzystać.
– Odpoczniemy trochę od siebie – powiedziałam mężowi. – Zatęsknimy… Kiedy wrócę, mam nadzieję, że podejmiemy decyzję o tym, iż nadal chcemy być razem.
Darek początkowo uważał, że mój wyjazd jest tylko ucieczką od naszych problemów.
– Żeby chociaż to było gdzieś bliżej w Europie! Ale Stany? Nawet nie przyjedziesz do domu na weekend! Nie będziemy się widzieć miesiącami! Naprawdę uważasz, że to pomoże naszemu małżeństwu? Bo moim zdaniem je do końca rozwali! – denerwował się.
Czułam jednak, że to nie są poglądy Darka, tylko jego matki. Powoli, krok po kroku jakoś udało mi się go jednak przekonać, że mam rację i takie oddalenie dobrze nam zrobi. W końcu więc przystał na mój wyjazd, a nawet się ucieszył, że zarobię więcej za granicą i może kiedy wrócę, będzie nas stać na zmianę samochodu na nowy.
Gdy zaczęło się układać, mój świat runął
Pierwsze tygodnie na obczyźnie były dla mnie ciężkie. Obcy ludzie, inne zwyczaje i mentalność. Niby Amerykanie są zawsze tak przyjaźnie uśmiechnięci, ale łatwo się nie zaprzyjaźniają. Brakowało mi męża, rodziców i naszej polskiej serdeczności. Codziennie rozmawiałam z Darkiem na Skypie. I o dziwo czułam, że te rozmowy naprawdę nam pomagają. Na odległość łatwiej nam było bowiem wyciszyć emocje i na spokojnie powiedzieć sobie o wielu sprawach. Mój mąż w końcu przyznał, po raz pierwszy od naszego ślubu, że jego matka faktycznie jest zaborcza i mnie nie lubi. Wcześniej twierdził, że to normalne, iż każda matka chce mieć syna jak najbliżej siebie. Teraz zauważył, że ze wszystkich sił stara się o to, aby był od niej zależny i nie pozwala mu dorosnąć.
– Kocha mnie, ale ta jej miłość jest toksyczna. A ciebie uważa za intruza w naszej rodzinie. Ukradłaś jej syna! – stwierdził i wreszcie poczułam, że jesteśmy naprawdę na dobrej drodze do tego, aby uzdrowić nasze małżeństwo.
Mało tego! Czułam, że jak tylko wrócę, na pewno uda mi się zajść w upragnioną ciążę! Zupełnie jakby mój organizm czekał tylko na to, aż mój mąż zmądrzeje, dorośnie i będzie w stanie sprostać roli ojca.
Zaczęłam liczyć miesiące i tygodnie do mojego powrotu do Polski. Darek także nie mógł się doczekać i mnie, i swojego nowego samochodu. Jak to facet, zdążył już wybrać model, który mu odpowiada, po czym ze dwa razy zmienić zdanie. Konsultował się ze mną, wymieniał wady i zalety poszczególnych samochodów.
– Kochanie, każdy z nich będzie lepszy od naszego rzęcha! – śmiałam się z tego.
Niestety, nie zdążyliśmy spełnić naszych marzeń… Ani tych o dziecku, ani o nowym samochodzie...
Tamtego dnia Darek nie pojawił się o umówionej godzinie na Skypie, aby ze mną porozmawiać. Nie czułam jednak niepokoju. „No cóż, po prostu mu coś wypadło” – pomyślałam. Nie zadzwoniłam na komórkę do męża, bo to przecież dużo kosztuje. Zresztą, teraz wiem, że i tak by jej już nie odebrał…
Mój mąż bowiem kilka godzin wcześniej zginął w wypadku samochodowym. Jechał tym naszym cholernym rzęchem do rodziców, kiedy wysiadły mu hamulce! Doszło do czołowego zderzenia. Darek nie miał szans na przeżycie.
Kiedy dzień później zadzwoniła do mnie jego siostra, informując mnie o tym, co się stało, byłam w takim szoku, że… jej nie uwierzyłam!
– Przestań sobie ze mnie żartować! Daj mi go natychmiast do telefonu! – wrzeszczałam.
Przecież już tylko niecałe dwa miesiące dzieliły nas od tego, by znowu być razem. Miałam urodzić mu dziecko…
Dla teściowej i ja byłam martwa
Kiedy w końcu dotarło do mnie to, co się stało, ból stał się nie do zniesienia. Nafaszerowana proszkami uspokajającymi usiłowałam kupić bilet na najbliższy samolot do Polski, ale niestety to trwało. Poinformowałam rodzinę mojego męża, że będę w kraju za tydzień. Było dla mnie jasne, że sama załatwię pogrzeb i wszelkie związane z nim formalności, kiedy już będę w kraju. Telefonicznie przecież nie było to możliwe, a moi rodzice byli zbyt schorowani, aby się mogli tym zająć.
Do głowy by mi nie przyszło, że pogrzebem Darka zajmie się moja teściowa i, że kiedy przylecę do kraju, mój mąż będzie już pochowany!
– No, a na co mieliśmy czekać? – zapytała mnie cynicznie, kiedy wpatrywałam się w nią zaskoczonym wzorkiem. – Spoczął w naszym rodzinnym grobie, na tutejszym cmentarzu, tak jak to było zaplanowane…
– Zaplanowane?! Niby kiedy i przez kogo? – byłam w szoku.
Jakim prawem ta kobieta zadecydowała, gdzie ma leżeć po śmierci Darek, skoro to ja byłam jego żoną! A może wolałam go mieć bliżej siebie?!
– Teraz już jest za późno… – stwierdziła z satysfakcją teściowa. – I nie przesadzaj z tym, że chciałaś być na pogrzebie. Przecież go porzuciłaś!
– Ja?
– A jak niby mam nazwać ten twój wyjazd do Ameryki? Kto to widział, aby na taki czas zostawiać męża! Tak robią tylko… lafiryndy!
No, tego było dla mnie za wiele! Siłą się powstrzymałam od tego, aby nie uderzyć tej kobiety! Wyszłam od niej z domu na sztywnych nogach i rozpłakałam się dopiero w drodze do domu.
A potem… Postanowiłam, że jej nie ustąpię! To ja byłam żoną Darka i w świetle prawa ja miałam prawo wyboru miejsca i rodzaju pochówku, a nie ona!
– To prawda, może pani zatem zażądać przeniesienia zwłok – potwierdził te fakty adwokat.
I tak też postanowiłam zrobić. Wystąpiłam do Państwowej Inspekcji Sanitarnej o pozwolenie na przeniesienie trumny do mojego rodzinnego grobowca, w mieście, w którym mieszkaliśmy z Darkiem. Zgodę taką otrzymałam, zorganizowałam wszystko i…
Należy mu się spokój
Jeśli sądziłam, że kiedy będę miała wszystkie papiery, pójdzie mi ławo, to się myliłam... Na wsi bowiem, jak to na wsi, wieści roznoszą się lotem błyskawicy. Moja teściowa dowiedziała się o planowanej przeze mnie ekshumacji i… położyła się krzyżem na grobie! Nic by jej to pewnie nie dało, gdyby jednocześnie jeden z jej zięciów nie napisał za nią odwołania od decyzji PIS. Argumentował w jej imieniu, że… byłam niewierną żoną, która porzuciła męża i on chciał się ze mną rozwieść! Nie zdążył tylko dlatego, że wcześniej zginął tragicznie.
W moim odczuciu te zarzuty brzmiały kompletnie idiotycznie, ale niestety PIS uznał, że nie jest w stanie rozstrzygnąć naszego sporu i... cofnął decyzję o ekshumacji!
Moja teściowa triumfowała! Była górą!
– I co ja mam teraz zrobić? – zapytałam swojego prawnika.
– Zostaje nam tylko droga sądowa, ale uprzedzam, że proces może trwać latami.
Przynajmniej był ze mną szczery. Zastanawiam się dzisiaj, czy warto wkraczać na tę drogę sporu. Z jednej strony chciałabym mieć Darka blisko, na lokalnym cmentarzu, ale czuję także, że jego ekshumacja jest podyktowana również chęcią utarcia nosa jego matce. Ta wstrętna baba bowiem na koniec postawiła na swoim, podstępnie wykluczyła mnie z rodziny zostawiając sobie Darka blisko domu i to mnie naprawdę boli.
Ale czy warto walczyć? Ona i tak mnie nigdy nie uzna za synową, a szarpanie Darka po śmierci jest w gruncie rzeczy nieludzkie. Tak sobie myślę, że niech przynajmniej on spoczywa w pokoju, kiedy dwie najważniejsze w jego życiu kobiety nie potrafią dojść do porozumienia nawet po jego śmierci.
Zobacz także:
- „Po śmierci mojego męża teściowie chcieli mi wszystko odebrać, nawet dom. Dałam im nauczkę”
- „Nasz synek miał raka. Mąż był dla mnie wielkim wsparciem, a jednak odeszłam. Za bardzo przypominał mi Piotrusia”
- „Nigdy nie widziałam siebie w roli matki, ale po śmierci męża poczułam co to samotność. Maryla wypełniła pustkę w moim sercu"