Reklama

Tak trudno jest patrzeć na to, jak najbliższy człowiek cierpi. W dodatku skrzywdzony przez własną matkę. Czuję w głowie prawdziwy mętlik, bo naprawdę nie wiem, co mam doradzić mężowi. Czy powinien pójść teraz na udry z siostrą i walczyć o swoje, czy jednak odpuścić? A chodzi, oczywiście, o testament…

Reklama

Uważała się za lepszą od reszty

Rodzina mojego męża nie była ani lepsza, ani gorsza niż inne. Dość dobrze sytuowani, wszystko tak naprawdę zawdzięczali pracy rąk mojego teścia, który pełnił wysokie kierownicze stanowisko. Teściowa nigdy nie pracowała, zawsze była gospodynią domową, ale lubiła wszem i wobec powtarzać, że gdyby nie ona, to nigdy by do niczego nie doszli.

– Mamy pieniądze, bo ja potrafię gospodarzyć! Jestem oszczędna! – mawiała, dumnie unosząc podbródek.

W ogóle nosiła się „z pańska”, pogardzając gorzej sytuowanymi. Uwielbiała niewinne licytacje, w których przeważnie wychodziło, że ma więcej majątku niż reszta rodziny czy sąsiedzi. A nie daj Boże ktoś z nich wyszedł przed szereg, kupując sobie lepszą pralkę lub samochód. Nie spoczęła, dopóki nie wymusiła na mężu, aby zafundował jej coś identycznego, a najlepiej droższego. Jedną z jej ulubionych rozrywek były wieczorne spacery wzdłuż sąsiednich ulic, podczas których niby to wyprowadzała swojego pieseczka, a tak naprawdę podpatrywała przez nieszczelnie zasłonięte okna, co też sąsiedzi mają w domach. I potem z lubością to komentowała. Jej cały świat kręcił się wokół dóbr materialnych i pieniędzy. Była na tym punkcie przeczulona.

Kiedy ją poznałam, wydawało mi się to trochę śmieszne, trochę straszne… Na szczęście mój ukochany Olgierd wdał się w ojca i był zupełnie inny niż matka. Na świat patrzył ze spokojem i nie zważając na to, co inni o nim mówią, zwyczajnie robił swoje. Za to jego siostra to była po prostu skóra zdjęta z rodzicielki! A nawet jej gorsza kopia, co trudno sobie wyobrazić. Bo matka przynajmniej prowadziła dom i robiła to dobrze, a córunia miała dwie lewe ręce do garów.

Nie polubiłam Bogny od pierwszego wejrzenia i nie zanosiło się na to, że kiedykolwiek zapałam do niej sympatią. Ona zresztą także, wzorem matki, odnosiła się do mnie z chłodną rezerwą. „No i dobrze! – myślałam. „Niepotrzebna mi ich sympatia. Najważniejsze, że Olgierd jest za mną całym sercem!”. Mój ukochany wyraźnie mi powiedział, że odkąd mnie poznał, jestem całym jego światem i wiedziałam, że tak jest, bowiem dawał mi tego świadectwo każdego dnia.

Po ślubie wyprowadziliśmy się z Olgierdem na swoje, biorąc mieszkanie na kredyt. U teściów bywaliśmy okazjonalnie, a ja jeździłam tam właściwie tylko dla teścia. Był świetnym facetem. Poukładany, konkretny, pomocny, traktował zadęcia swojej żony z przymrużeniem oka. Patrzyłam na niego i wyobrażałam sobie, że taki będzie kiedyś mój mąż.

Po śmierci teścia wszystko się zmieniło

Kiedy urodziła się nasza córeczka, Majka, dziadek wprost oszalał na jej punkcie! Bywało nawet, że wpadał do nas w drodze z pracy do domu, aby chociaż chwilę pobawić się z wnuczką. Tamtego dnia także zadzwonił, że przyjedzie. Czekałam więc z małą spokojnie w domu, chociaż pogoda była tak ładna, że mogłyśmy wyjść do parku. Ale czas mijał, a dziadka nie było. Sądziłam, że zwyczajnie teść utknął gdzieś w korku, lecz po jakimś czasie zadzwonił Olgierd i powiedział, że tata miał zawał. Stało się to na parkingu i niestety, początkowo nikt nie zauważył, że zemdlał. Może gdyby karetka przyjechała wcześniej, udałoby się teścia uratować, a tak… Mój mąż stracił ojca.

Teściowa po odejściu męża strasznie rozpaczała, ale odniosłam też wrażenie, że miała do niego pretensję o to, że zmarł. Wymknęło jej się nawet, że na zimę zostawił ją w starym futrze! Niestety, z chwilą śmierci teścia sytuacja jego żony i córki uległa gwałtownemu pogorszeniu. Zabrakło przecież wysokiej pensji, z której się utrzymywały. Teściowej pozostała tylko renta, która musiała wystarczyć im obu. Bogna bowiem kilka miesięcy przed śmiercią ojca zdała maturę i nie kwapiła się ani na studia, ani do pracy.

No cóż… w przeciwieństwie do mojego męża jego młodsza o siedem lat siostra była leniwa i nie miała zbyt wielkich ambicji. Olgierd skończył prawo i teraz robił drugi fakultet z administracji, mimo że przecież miał już rodzinę i pracę. Ale wzorem swojego ojca uważał, że edukacja i ciągłe podnoszenie swoich kwalifikacji jest bardzo ważne i w przyszłości przyniesie mu wyższe stanowisko i większe pieniądze. Bogna zaś najwyraźniej zamierzała żerować nadal na rodzinie, czyli na matce.

Sytuacja teściowej stała się niewesoła. Dopiero teraz musiała naprawdę wykazać się talentem do oszczędzania, którego tak naprawdę nie miała za grosz! Kiedyś kupowała w najdroższych sklepach, wybierając najlepsze wędliny i gatunki mięs. Teraz musiała przeprosić się z mielonką, co było dla niej nie do zniesienia! Oczywiście, usiłowała za wszelką cenę zachować pozory bogactwa, jak za dawnych lat. To stało się dla niej najważniejszą sprawą. Problem był tylko w tym, skąd na to wziąć pieniądze, bo żadna z pań nie kwapiła się, aby pójść do pracy.

Teściowa teoretycznie by jeszcze mogła, w końcu w chwili śmierci męża miała dopiero pięćdziesiąt trzy lata, ale… Przecież ona nigdy w życiu nie pracowała! Nie miała pojęcia, gdzie szukać roboty i jakiej. Ze średnim wykształceniem i zaledwie maturą, bez żadnego doświadczenia nie miała wielkich szans na zatrudnienie. Sprzątanie po domach, czy opieka nad cudzymi „bachorami” nie wchodziły w ogóle w grę! Teściowa prędzej by wyskoczyła przez okno, niż wzięła ścierkę do ręki w cudzym domu. Przecież to ona miewała służące, a nie była służącą!

Zabawiła się w swatkę

Co innego Bogna, była młoda, mogła iść gdzieś chociażby na sekretarkę. Ale przecież wtedy musiałaby wstać przed siódmą rano, prawda? I jeszcze by sobie połamała paznokcie, stukając w klawiaturę.

Matka Olgierda doskonale zdawała sobie sprawę, że długo nie pociągnie, mając rentę i córkę całą w pretensjach. Postanowiła więc… dobrze wydać ją za mąż! W tym celu odświeżyła dawne znajomości, które poczyniła jeszcze przez męża, zrobiła wywiad, gdzie bywają dobrze sytuowani kawalerowie i zapisała Bognę do znanej w mieście siłowni. Zafundowała jej złoty karnet za, bagatela, tysiąc złotych miesięcznie! To był taki „ostatni rzut na taśmę”. Bogna wprawdzie ruszać się nigdy nie lubiła, ale poganiana przez matkę chodziła pokornie na siłownię, robiąc maślane oczy do facetów. I faktycznie jednego z nich złowiła.

Co to było za szczęście w rodzinie! Ile to ja się wtedy nasłuchałam, jaka to Bogna jest fantastyczna pod każdym względem, bo ma tak cudownego narzeczonego. Zawsze wtedy miałam już na końcu języka, aby odpowiedzieć teściowej, że ja mam lepszego partnera, jej własnego syna. Obawiam się jednak, że moja ironia by do niej nie dotarła. Jeździłam więc tam coraz mniej chętnie i tylko z poczucia obowiązku, bo atmosfera w domu teściowej zrobiła się nie do zniesienia. Obie z córką zaczęły obrażać i lekceważyć Olgierda, stawiając mu za wzór Tomasza, czyli narzeczonego siostry. Wszystko im było nie w smak! Mój mąż za mało zarabiał, źle się ubierał i miał niewłaściwe wykształcenie. A przede wszystkim, ich zdaniem, wziął sobie nieodpowiednią kobietę za żonę, która nie podnosi mu „prestiżu”. Trudno mi było to wszystko znosić i robiłam to tylko ze względu na Majkę, która przecież powinna mieć kontakt z babcią.

Po jakimś czasie zorientowałam się, że wnuczka obchodzi tę kobietę mniej niż zeszłoroczny śnieg! Bardzo mnie to ubodło i powiedziałam mężowi, że chcę ograniczyć wizyty w tamtym domu. Jak zwykle stanął po mojej stronie, widząc, co się dzieje. Tym bardziej, że jemu nigdy nie zabraniałam jeździć do matki.

Ślub Bogny i Tomasza odbył się z wielką pompą! Moja teściowa szalała, była w swoim żywiole. Słowo „luksus” nie schodziło jej z ust, a w oczach miała tylko pieniądze. Nazywała Bognę „swoją najlepszą inwestycją”.

Półtora roku później, po rozwodzie córki, mina jej zrzedła. Tym bardziej że to Bogna złożyła pozew, bo stwierdziła, że z prostakiem i chamem, który nie chce nosić jej na rękach i spełniać jej wszystkich zachcianek, to ona nie będzie. Matka tłumaczyła jej na wszelkie sposoby, że nie zarzyna się kury przynoszącej złote jajka i, że taka gratka jak małżeństwo z bogatym biznesmenem już jej się może nie trafić. Ale to wszystko było jak rzucanie grochem o ścianę. Bogna była pewna, że szybko złapie kolejnego „milionera” i wyśmiewała obawy matki.

Olgierd pomagał im, jak mógł

Niestety, po rozwodzie jakoś bogacze nie ścielili się do stóp mojej szwagierki. Mało tego, drzwi salonów się przed nią pozamykały, bo po tym, jak w sądzie prała rodzinne brudy, a także usiłowała szantażować męża, że zdradzi tajemnice jego interesów urzędowi skarbowemu, stała się wśród ludzi majętnych persona non grata. Jak to bowiem mawiają, „pieniądze lubią ciszę”. I tak przyzwyczajona do jeszcze większych luksusów Bogna znów wylądowała na skromnym garnuszku u mamusi.

Czas mijał i ukochana córeczka z niegdyś „najlepszej inwestycji” stała się zwykłą kulą u nogi.

– Nie potrafiłaś nawet urodzić mu dziecka! Teraz byś przynajmniej miała na nie alimenty! – wymawiała jej matka.

Bogna nie pozostawała jej dłużna, wyrzucając, że traktowała ojca jak niewolnika i dlatego tak szybko dostał zawału. Ich życie stało się jednym pasmem udręki i wzajemnych oskarżeń. Może by się nawet i zagryzły we dwie, wstrętne żmije, gdyby jednak w pewnym momencie nie znalazły sobie innego wroga, który je zjednoczył w działaniach – Olgierda.

Matkę i córkę kłuła bowiem w oczy jego niezależność i szczęśliwe małżeństwo. A kiedy jeszcze dowiedziały się, że mój mąż awansował i mamy zamiar zmienić mieszkanie na większe, ruszyły do ataku! Zaczęły bombardować Olgierda telefonami, wyrzucając mu, że jest niewdzięcznikiem i pozwala na to, aby jego najbliższa rodzina żyła w biedzie.

– Czy po to cię wychowywałam z poświęceniem tyle lat, byś teraz z satysfakcją patrzył, jak umieram z głodu? – dramatyzowała teściowa.

Oczywiście, moim zdaniem, była niesprawiedliwa. Olgierd bowiem starał się pomagać jej, jak tylko mógł. Także finansowo. Uważałam nawet czasami, że przesadza, bo przecież mimo dwóch całkiem niezłych pensji nam też się nie przelewało. Mieliśmy kredyt do spłacenia i dziecko do wychowania, a w planach drugie. Nasze konto tymczasem świeciło pustkami i żyliśmy z dnia na dzień. To nie jest bezpieczna sytuacja, prawda?

Milczałam jednak, widząc, jak pieniądze wypływają z naszego konta i wpływają na konto teściowej. Olgierd opłacał matce czynsz i inne świadczenia, argumentując to tym, że nie zadłuży przecież mieszkania, które kiedyś dostanie w spadku.

Nie powiedziały mu, że choruje

Teściowej i Bognie jednak ciągle było mało! Ich żądania rosły, a poza tym nabrały ohydnego zwyczaju obmawiania nas po ludziach. Nastawiły przeciwko Olgierdowi dalszą rodzinę, która miała go za niewdzięcznika, a i na mnie wieszały psy, jako na tej, która nie pozwala mężowi nie tylko dawać pieniędzy biednej matce, ale nawet jeździć do niej do domu!

Co do tego drugiego, to miały trochę racji. Faktycznie nie było mi w smak, kiedy teściowa zażądała, aby syn bywał u niej… codziennie!

– To mi się należy! Wychowywałam cię przez tyle lat! Należy mi się odrobina twojej uwagi! – krzyczała.

Potrafiła dzwonić do niego po kilka razy dziennie, a kiedy odbierałam ja, bezczelnie rzucała słuchawką. Po kolejnej takiej akcji zadzwoniłam do niej, mówiąc, że naprawdę mogłaby się przedstawić i pogadać ze mną chwilę, przecież jestem jej synową. Na co usłyszałam, że… ona sobie takiej synowej jak ja nie życzy! Tego było już za wiele! Stwierdziłam, że moja noga w jej domu już nigdy nie postanie! I niech sobie o mnie gada, co chce, po sąsiadach. I tak nie mam na to żadnego wpływu.

Olgierda bolało zachowanie matki i siostry. Tym bardziej, że ta ostatnia stała się wręcz agresywna, mówiąc mu, że je obie zdradził i wybrał „inną rodzinę”, podczas gdy jako starszy brat i jedyny mężczyzna powinien je… utrzymywać!

Nienawiść obu tych kobiet zaowocowała tym, że praktycznie zerwały stosunki z Olgierdem, wykluczając go z rodzinnych spraw. Kiedy matka trafiła do szpitala na operację żołądka, mój mąż dowiedział się o tym ostatni – dopiero, gdy wracała już w domu do zdrowia. Pamiętam, że zrobił wtedy awanturę siostrze, bo przecież jak zwykle dzwonił i usiłował porozmawiać z matką. Ale ciągle słyszał, że ta nie ma ochoty z nim gadać, a tymczasem była w szpitalu. Siostra jednak ani trochę się nie przejęła jego żalami, a matka… Ta postawiła mu ultimatum!

– Albo wrócisz do rodziny, porzucając żonę, albo się do nas nie odzywaj! Syn powinien przede wszystkim spełnić swoją powinność wobec matki i się nią opiekować na stare lata!

Olgierd nie mógł przeboleć, że tak postawiła sprawę, podając mu w dodatku za wzór siostrę, która przecież „została w domu”.

– Ona ma chyba coś z głową – zawyrokował z bólem.

Ale nic nie mógł poradzić, bo matka konsekwentnie się do niego nie odzywała.

Tak mu się odwdzięczają?

Tak mijały lata i żal mi było patrzeć na męża, który informacje o stanie zdrowia własnej matki czerpał od kilku życzliwych mu sąsiadów, którzy nie uwierzyli w rewelacje starszej pani, że jest bezdusznym potworem. Niestety, sąsiedzi nie zawsze są na miejscu i nie zawsze wszystko wiedzą. Kiedy moja teściowa została zabrana do szpitala po wylewie, Olgierd dowiedział się o tym zbyt późno, aby na czas dotrzeć do szpitala i pożegnać się z matką. Widziałam w jego oczach, że nigdy nie wybaczy siostrze, iż go nie zawiadomiła, chociaż doskonale wiedziała, że stan matki jest krytyczny. Wyrzucił jej to na pogrzebie, ale zbyła go tylko ironicznym uśmieszkiem.

A potem nadeszła chwila odczytania testamentu i… mój mąż dowiedział się, że został wydziedziczony! Tak! Jego matka zarzuciła mu brak ludzkich uczuć. Napisała, że przez lata ją zaniedbywał, że żyła w biedzie, podczas gdy on pławił się w luksusach. I wszystko, mieszkanie, działkę oraz inne ruchome dobra zapisała „ukochanej córce”.

Olgierd nie może się teraz pozbierać. Ciągle myśli nad tym, czym sobie zasłużył na takie potraktowanie.

– Nie widzę swojej winy! – powtarza. – Przecież zawsze im pomagałem.

To prawda, mąż do końca płacił czynsz i inne opłaty matki. I to może być podstawą do obalenia krzywdzącego go testamentu. Prawnik, do którego Olgierd poszedł po poradę, wyraźnie powiedział, że są ogromne szanse na to, aby odzyskał to, co mu się należy.

– Przede wszystkim pana matka dysponowała jedynie majątkiem wspólnym swoim i męża. I nie miała prawa pana wydziedziczyć w imieniu ojca! – dowiedział się mąż. – A poza tym może przedstawić pan dowody, że jej pomagał.

Olgierd ma więc szanse, aby wygrać sprawę o podważenie testamentu. Ale jeszcze się waha. Mówi, że Bognie bardziej przyda się ten spadek, bo my sobie w życiu jakoś poradzimy i bez niego. Był moment, że w ogóle chciał zrezygnować z walki o majątek. Ale ostatnio zmienił zdanie i stwierdził, że chyba powinien. Żeby sprawiedliwości stało się zadość. A potem może go choćby podarować siostrze!

Monika S., lat 36

Zobacz także:

Reklama
  • „Po śmierci mojego męża teściowa pochowała go bez mojej wiedzy. Nigdy mnie nie lubiła, ale to był cios prosto w serce”
  • „Teściowa wyzyskuje moje dzieci i zaprzęga je do roboty jak konie. Kazała synowi całymi dniami rąbać drewno”
  • „Gdy po 7 latach starań zaszłam w ciążę, teściowa mi nie uwierzyła. Uznała, że mam urojenia i udaję, bo za dobrze wyglądam!”
Reklama
Reklama
Reklama