Reklama

Albert nie krył się z tym, że ma córkę. Potem dowiedziałam się, że z mamą Zosi nigdy nie byli parą. Dziewczynka była owocem jednorazowej przygody. Gdy okazało się, że Kama jest w ciąży, Albert się jej oświadczył. Ale oboje doszli do wniosku, że ślub to nie jest dobry pomysł…

Reklama

Po urodzeniu Zosi Albert przez dwa miesiące mieszkał z Kamą. Odkąd dziewczynka poszła do przedszkola, zajmował się nią przez trzy dni w tygodniu. Miała w jego mieszkaniu swój pokój, rower i zabawki.

Ja jestem wizażystką, a Albert fotografem. Poznaliśmy się w pracy. Zosię poznałam po miesiącu znajomości z jej tatą. Mała patrzyła na mnie wilkiem. Cały czas kurczowo trzymała ojca za rękę albo siedziała mu na kolanach. Jakby chciała podkreślić, że należy do niej.

– Wiesz, jesteś pierwszą kobietą, jaką jej przedstawiłem. Dlatego tak zareagowała. Jestem pewien, że się przyzwyczai.

Ta wypowiedź dała mi do myślenia. Zrozumiałam, że Albert traktuje nasz związek poważnie i długofalowo. A ja nie byłam pewna, czy jestem na to gotowa. Miałam dopiero dwadzieścia trzy lata! Ale postanowiłam zaczekać i zobaczyć, co z tego wyniknie. Dwa miesiące później zrozumiałam, że nie chcę bez Alberta żyć. Pół roku później już razem mieszkaliśmy. Zosia traktowała mnie trochę jak starszą siostrę. Razem przebierałyśmy się, robiłyśmy przedstawienia. Kama była ode mnie starsza o sześć lat, a od Alberta o dwa. Okazało się, że jest doktorem matematyki i pracuje na uniwersytecie. Kochała Zosię, ale nie miała czasu, by się z nią wygłupiać.

– Daria, musisz przyjść na moje piąte urodziny – oświadczyła któregoś dnia Zosia. – Będzie klaun i tort i mnóstwo gości. Obiecaj, że przyjdziesz, proszę, proszę…

Nie wiedziałam, co zrobić. Podejrzewałam, że Kama nie będzie zachwycona, że Albert przyjdzie na urodziny córki z nową partnerką. To wtedy dowiedziałam się, że mój chłopak nigdy nie był parą z matką swojej córki. To trochę zmieniało sytuację, ale dalej nie byłam pewna, czy chcę tam iść. Kama była wykształconą, poważną kobietą.

O czym miałabym z nią rozmawiać?

– Nie wygłupiaj się – Albert zaczął się śmiać, gdy mu się zwierzyłam ze swoich obaw. – To normalna babka. Zosia dużo jej o tobie opowiada. Wie, że się polubiłyście. Nie rób małej przykrości…

Zgodziłam się. Niestety, miałam rację. Kama potraktowała mnie chłodno. Uśmiechała się, gdy w pobliżu był Albert, i syczała na mnie, gdy się oddalał.

– Wizażystka? Znaczy makijaż robisz po prostu, tak? – dociekała, gdy powiedziałam, czym się zajmuję.

Kilka miesięcy później, choć brałam pigułki, zaszłam w ciążę.

– Żadne nie dają stu procent pewności – moja lekarka rozłożyła ręce.

Nie byłam gotowa na macierzyństwo. Ale Albert przekonał mnie, że wszystko będzie dobrze. Uwierzyłam mu. Dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć córkę. Zosia była zachwycona. Gdy zobaczyłam Idę po raz pierwszy, uwierzyłam, że będzie dobrze. Jednak Ida całe dnie i noce płakała. Nosiliśmy ją na zmianę na rękach. Lekarze mówili, że to przejdzie. Odsypiałam w weekendy, gdy Albert i Zosia zabierali małą na bardzo długi spacer. Na szczęście po skończeniu ośmiu miesięcy Ida zaczęła się uspokajać. A gdy zaczęła chodzić, nie miała już czasu na płakanie. Było tyle wspaniałych nowych rzeczy do odkrycia! Wreszcie zaczęłam cieszyć się macierzyństwem.

Ida była zafascynowana starszą siostrą. Chodziła za nią, kiwając się na krzywych nóżkach jak piesek. Na szczęście Zosia lubiła się z nią bawić. Uwielbiałam patrzeć, jak siedzą razem na dywanie i budują wieże z klocków.

Tamtej nocy Albert był w samochodzie tylko dlatego, że chciał zobaczyć, jak jego młodsza córka zdmuchuje trzy świeczki na torcie. Rano musiał być na zdjęciach w Zakopanem. Wyjechał z domu po dwudziestej drugiej. Gdy zadzwonił telefon, byłam pewna, że jest już rano i zaspałam.

Zegarek pokazywał drugą czterdzieści siedem.

– Daria? Mówi mama Alberta – usłyszałam w słuchawce cichy głos, a po chwili szloch. Słabo się znałyśmy. Rodzice Alberta mieszkali w Krakowie, tata jeździł na wózku. Byliśmy u nich razem dwa razy na Boże Narodzenie, oni przyjechali na chrzciny Idy.

– Pani Mario. Co się stało? Pan Henryk?

– Nie, nie, to Albert. Był wypadek na Zakopiance. O Boże, Daria… Albert… On nie żyje… – po tych słowach słyszałam płacz.

Próbowałam zebrać myśli. Albert nie żyje. Nie żyje. Ale to niemożliwe! To musi być pomyłka. Nie tak się umawialiśmy! Mieliśmy razem wychowywać Idę, wziąć ślub, kupić dom pod lasem.

– Pani Mario? Jest tam pani jeszcze? Pani Mario? –

– Tak, dziecko…

– To musi być pomyłka. Albert miał jechać z kolegą. Może to on prowadził… Albert był zmęczony, musieli się zamienić.

– Z auta strażacy wyciągnęli dwa ciała. Daria, to nie pomyłka. Wjechał w nich rozpędzony tir. Nie mieli szans. Ja już nie mam dla kogo żyć W słuchawce zapadła cisza. Wpatrywałam się w ścianę przez kilkanaście minut. W końcu poszłam do pokoju Idy. Wzięłam zaspaną córeczkę na ręce i zaniosłam do sypialni. Przytuliłam ją mocno i dopiero wtedy zaczęłam płakać.

– Jesteśmy same. Ty i ja. To nie tak miało być… Nie tak. A ty malutka nawet nie będziesz taty pamiętać, Boże… – szeptałam, wtulona w jej małe ciałko.

Wyczekałam do siódmej rano. Ubrałam Idę i pojechałyśmy do Kamy i Zosi. Nie wiedziałam, czy pani Maria do nich dzwoniła. Zrozumiałam, że tak, gdy tylko Kama stanęła w drzwiach. Widać było, że płakała. Na rękach trzymała Zosię.

– A więc już wiecie… – tylko tyle udało mi się wydusić z siebie.

Kama postawiła Zosię na ziemi i po prostu mnie przytuliła. Nie widziałyśmy się od urodzin Zosi. Nie lubiłyśmy się. A jednak w tej chwili byłam jej taka wdzięczna. Miałam z kim choć przez chwilę popłakać. Zosia zabrała Idę do siebie.

– Wiesz, że tatuś poszedł do nieba? – oświadczyła siostrze. Ida z zapałem pokiwała głową. Zawsze zgadzała się ze wszystkim, co mówiła Zosia. A chwilę potem szeroko się uśmiechnęła. Nie miała pojęcia, o co chodzi.

Nie wiem, kto zajął się formalnościami. Chyba Kama. Tygodnia, który upłynął od tamtej nocy do pogrzebu, prawie nie pamiętam. Kolejny obraz, jaki sobie przypominam, to Zosia w czarnym płaszczyku i bereciku trzymająca za rączkę przestraszoną Idę. Obie stoją przy grobie ojca. Wtedy zaczęłam płakać. Po raz pierwszy od tygodnia. Tak głośno i gwałtownie, że tata musiał mnie odciągnąć na bok i uspokoić.

Po pogrzebie nie chciałam nikogo widzieć. Całe dnie spędzałam na cmentarzu. Ida w zasadzie zamieszkała z moimi rodzicami. Minęło dwa miesiące od śmierci Alberta. Siedziałam na ławeczce i patrzyłam na świeżo posadzone na grobie bratki.

– Daria? – usłyszałam głos zza pleców.

Kama. Wiedziałem, że dzwoniła do mnie wiele razy. Nie oddzwoniłam.

– Daria, tak myślałam, że cię tu spotkam. Musimy porozmawiać. O naszych córkach… – powiedziała.

Bezwiednie pozwoliłam Kamie zaprowadzić się do pobliskiej kawiarni.

– Daria, posłuchaj mnie. Wiem, że mnie nie lubisz. Okej, na tamtych urodzinach Zosi zachowałam się jak suka. Nie wiem czemu. Nigdy nie kochałam Alberta, nie chciałam z nim być. A zareagowałam jak zdradzona żona. Przepraszam. Zresztą to nieważne, czy się polubimy. Ale nie możemy dopuścić, żeby nasze córki wyrosły na obce sobie osoby. Jedyne, co im zostało po ojcu, to to, że mają siebie nawzajem. Ida na razie nic nie rozumie. Ale kiedyś zacznie o Alberta pytać. Kto jej lepiej opowie, jakim był tatą, niż Zosia?

Nagle zaczęłam się zastanawiać, czy Ida w ogóle pyta o ojca. I o Zosię. Nie miałam pojęcia. Gdy wracałam na noc do rodziców, zazwyczaj już spała. Ja o nic nie pytałam, rodzice nic nie mówili.

– Zosia tak bardzo tęskni za Idą. Wiesz, nie wiedziałam, że przyrodnie rodzeństwo może być tak zżyte. Ale to znak, że nasza trójka, ty, ja i Albert, zrobiliśmy coś dobrze. Nie możemy dziewczynkom tego zabrać. Nie możemy tego popsuć.

Zrozumiałam, że muszę się pozbierać

I że Kama ma rację. Dziewczynki były siostrami i muszą mieć ze sobą kontakt. Albert zginął dwa lata temu. Rok temu Kama wyszła za mąż. Ma z Jackiem trzymiesięcznego synka Stasia. Ja nie jestem gotowa na nowy związek. Staramy się, żeby dziewczynki spędzały każdy weekend razem. Albo ze mną, albo z Kamą i Jackiem. Czasem jeździmy gdzieś razem. Dwa razy w roku odwiedzamy panią Marię i pana Henryka. W ostatnie wakacje miesiąc spędziliśmy na Mazurach. Okazało się, że Kama jest sympatyczna. Na swój sposób się lubimy. Tworzymy razem dość specyficzną, ale jednak rodzinę. Pamiętam, że i ja, i Kama, i Jacek o mało nie udusiliśmy się ze śmiechu, gdy usłyszeliśmy, jak Zosia z poważną miną próbuje wytłumaczyć koleżance poznanej na plaży, kto z nas jest kim.

– To jest moja siostra. A ta pani w kapeluszu to moja mama. Ta druga to mama Idy. A ten pan nie jest tatą żadnej z nas, ale będzie tatą mojego brata. Ale to nie będzie brat Idy. Biologiczny… – tu Zosia popadła na chwilę w zadumę. – A tak w sumie to nie wiem, jak to będzie. Wiesz, to wszystko jest zbyt skomplikowane, żebyś to zrozumiała – skwitowała na koniec.

Daria, 29 lat

Czytaj także:

Reklama
  • „Zabrałem syna na wyprawę, żeby zrobić z niego prawdziwego faceta. Tymczasem to ja okazałem się słabeuszem bez wyobraźni”
  • „Renata >>wpadła
  • „Rodzice zginęli, a siostra zastąpiła nam mamę. Poświęciła wykształcenie i miłość, żeby uchronić nas przed sierocińcem”
Reklama
Reklama
Reklama