Reklama

Tylko ja znam całą prawdę. Żyję z tą tajemnicą od dziewięciu lat i mam nadzieję, że zabiorę ją do grobu.

Reklama

Moje dzieciaki były bardzo szczęśliwe, że przyjechały do babci na wakacje. A i ja czułam wdzięczność dla teściowej, że zgodziła się nimi zaopiekować, i to przez całe dwa tygodnie! Planowaliśmy z mężem w tym czasie odmalować mieszkanie. Takiego remontu za nic byśmy nie zrobili przy dzieciach.

– Dominik nie lubi jeść kanapek, trzeba mu je kroić na małe kawałki. A Kasia nie pije mleka – tłumaczyłam teściowej.

Moje dzieci w zasadzie były zgodne, ale zarówno dziewięcioletnia córka, jak i czteroletni synek mieli swoje przyzwyczajenia. Jak to dzieci.

– Nie martw się o nic, poradzę sobie… – uspokajała mnie teściowa. – Wychowałam dwoje własnych dzieci, to i z wnukami dam sobie radę – zapewniła mnie.

Nie wątpiłam w to. Była świetną babcią, ufaliśmy jej, a dzieciaki za nią przepadały

„Taka teściowa to skarb!” – pomyślałam.

Po czym głośno zapowiedziałam dzieciom, że już pora, aby szły spać.

– Mogę wykąpać Dominika? – zapytała Kasia.

Oczywiście, pozwoliłam jej, bo wtedy czuła się taka dorosła. Dominik zresztą uwielbiał, kiedy kąpała go siostra, często był jej bardziej posłuszny niż mnie.

– No to szybciutko, do łazienki! – powiedziałam.
– Naleję wodę do wanny – ucieszyła się Kasia.

Poszłam do kuchni zagotować mleko, które Dominik pił zawsze przed położeniem się do łóżka, a teściowa oglądała w tym czasie swój ulubiony serial. Mleko było już prawie gotowe, gdy z łazienki dobiegł mnie przejmujący krzyk mojego synka.

„Rany boskie, co tam się dzieje?!” – przerażona rzuciłam się na pomoc.

Wpadłam do łazienki i jednym spojrzeniem ogarnęłam całe pomieszczenie

Syn stał w wannie i płakał przestępując z nogi na nogę, a córka patrzyła na niego przestraszona.

„Ta woda jest za gorąca!” – zrozumiałam w lot i porwałam syna w ramiona, unosząc go do góry. Kilka kropel wody spadło mi na bose stopy i aż się wzdrygnęłam zaskoczona. To był wrzątek!

Mamusiu, ja nie wiedziałam… Nalałam wody jak zwykle, w domu… – zaczęła się tłumaczyć Kasia.

Ale ja już wiedziałam, co się stało. U teściowej w łazience był piecyk gazowy starego typu. Nieco rozregulowany, nie trzymał temperatury. Jak ja mogłam o tym zapomnieć.

– Kochanie, to nie twoja wina! – powiedziałam do córki, jednocześnie pakując Dominika pod strumień zimnej wody, którą puściłam w umywalce. Ustawiłam go tam i trzymałam, trzęsącego się z przerażenia. Tymczasem córka pobiegła po teściową, która nadal nie słyszała, co się dzieje, gdyż w pokoju telewizor grał na cały regulator. Po chwili przybiegła jednak z wnuczką, przerażona.

– To nie wygląda dobrze – oceniła, patrząc na stopy wnuczka. – Ja bym go zabrała do szpitala.

„Ma rację, nie ma co zwlekać!” – pomyślałam, zakładając szlochającemu synkowi koszulkę i spodenki, które przed chwilą zdjęła mu Kasia.

– Gdzie jest moja torebka? – zapytałam córkę.
– Ja ją mam – stwierdziła teściowa, po czym dodała: – Jadę z tobą.

Widać było, że ma poczucie winy, że w jej domu wnukowi stało się coś takiego.

– Wolałabym, żebyś została w domu z Kasią – powiedziałam.
– Ale ja też chcę jechać z wami! – obruszyła się na to córka.
– Kasia ze mną! I babuuuunia… – rozpłakał się znowu Dominik.

Nie dyskutowałam już dłużej, bo nie było na to czasu

Szybko zaniosłam synka do samochodu, a za mną pobiegły babcia i córka. Na szczęście na izbie przyjęć w szpitalu nie było tłumu, ale i tak musieliśmy czekać. Zostawiłam więc dzieci z teściową pod gabinetem i odeszłam na bok, aby zadzwonić do męża. Kiedy skończyłam i odwróciłam się do dzieci, zobaczyłam, że Kasia rozmawia z jakimś mężczyzną w białym kitlu. Coś mu rezolutnie tłumaczyła, podczas gdy teściowa uspokajała zestresowanego i zapłakanego Dominika.

Zaczęłam iść w ich stronę, myśląc o tym, że sylwetka tego lekarza wydaje mi się znajoma. Kiedy byłam już tylko kilka kroków od niego, Kasia powiedziała:

– Moja mama wszystko panu opowie – lekarz wtedy odwrócił się do mnie i… zamarłam. On także.
– Czy my się znamy? – zapytał pierwszy.
– Ja… Nie wiem… – wydukałam, chociaż przecież doskonale wiedziałam, że tak.

To był Robert. Moja wielka wakacyjna miłość. Biologiczny ojciec Kasi

Tak, jestem jedną z tych osób, którym przydarzył się szalony letni romans. Byłam wtedy na studiach i ani ja, ani moje koleżanki nie miałyśmy wiele pieniędzy na wakacje, ale kemping i pożyczony od znajomych namiot wystarczył, abyśmy były szczęśliwe.

Tym bardziej, że na kempingu od rana do późnej nocy kwitło życie towarzyskie. Ktoś śpiewał, ktoś grał na gitarze, zapraszał na piwo, na kiełbaskę z grilla. Było wesoło, wakacyjnie, a zrobiło się romantycznie, gdy spotkałam Roberta. Nie miałam pojęcia, co studiuje, wiedziałam tylko, że jest z Wrocławia.

Wystarczyło mi, że miał długie włosy, rozjaśnione przez słońce prawie do białości i oczy niebieskie jak niebo. Nosił kilkudniowy zarost, z którym wyglądał bardzo seksownie. Kiedy patrzył mi głęboko w oczy, przechodziły mnie dreszcze. Godzinami włóczyliśmy się brzegiem morza, trzymając się za ręce. Byłam tak zakochana, że przez cały czas miałam motyle w brzuchu, nie mogłam jeść, żyłam powietrzem.

On także wydawał się nie widzieć poza mną świata. Po raz pierwszy kochaliśmy się nocą na plaży. Gwiaździste niebo, szum fal… Bajka… Kiedy wyjeżdżałam, zapisał sobie mój telefon, dał mi także swój numer.

Przysięgał, że zadzwoni i że wkrótce się spotkamy. Wierzyłam

Kiedy milczał drugi dzień, schowałam dumę do kieszeni i sama do niego zadzwoniłam. W telefonie odezwała się jednak poczta głosowa. Raz, drugi. Nagrałam się, poprosiłam o kontakt. Nigdy nie oddzwonił. A ja po miesiącu odkryłam, że jestem w ciąży.

Nawet przez moment nie myślałam o tym, aby ją usunąć. Nie potrafiłabym. Pokochałam to dziecko od pierwszego uderzenia jego serduszka. Moi rodzice także przyjęli ze spokojem fakt, że nie znam tak naprawdę ojca mojego dziecka. Nie wiedziałam nawet, jak Robert ma na nazwisko, to nie było ważne, nie pytałam. Powiedzieli mi, że pomogą mi wychowywać Kasię, zresztą byli w niej oboje zakochani. Ani razu nie wątpiłam w to, że poradzę sobie z samotnym macierzyństwem.

A kiedy moja córeczka miała niecałe dwa lata, poznałam Michała – wspaniałego, odpowiedzialnego mężczyznę, który dziś jest moim mężem i ojcem Dominika.

Sądownie przysposobił także Kasię i pokochał ją jak własną córkę

Ona wie, że Michał nie jest jej biologicznym ojcem, ale nie ma to dla niej żadnego znaczenia. Mówi do niego tato i sądzi, że ten prawdziwy nie żyje.… To przeszłość. Nie chcę już niczego w życiu zmieniać A teraz stali przede mną oboje: córka i jej prawdziwy ojciec. Poczułam, że robi mi się słabo, ale zaraz przywołałam się do porządku i postanowiłam zachować zimną krew.

„Może on się nie zorientuje…” – myślałam.

Na pytanie Roberta, czy się znamy, odparłam, że raczej nie, bo jesteśmy w tym szpitalu po raz pierwszy. Opisałam wypadek, to jak synek znalazł się w zbyt gorącej wodzie. Robert i pielęgniarki zajęły się nim troskliwie. Okazało się, że na szczęście nie stało się nic poważnego, oparzenie nie było rozległe.

Robert od czasu do czasu przyglądał mi się badawczo, ale ja starałam się unikać jego wzroku. I gdyby nie konieczne formalności, pewnie udałoby mi się pozostać nierozpoznaną… Ale wypełniając kartę, Robert zapytał mnie o imię i nazwisko, a wtedy musiałam mu je podać… Podniósł zdziwiony wzrok znad formularzy.

– Ach, to ty! – powiedział.
– Ja – nie było sensu się dłużej ukrywać.
Słuchaj… bardzo chciałem wtedy zadzwonić, ale ukradli mi telefon. Był na kartę, numeru nie udało się odzyskać – powiedział. Poczułam skurcz w brzuchu.

„Jakie to ma teraz znaczenie” – pomyślałam.

– Widzę, że masz udaną rodzinę. Synek, córeczka… Ile ona ma lat? – zapytał.
– Siedem! – skłamałam. Pokiwał głową.
– Ja także mam dziecko. Synka. Ma dopiero rok, ale już niezły z niego rozrabiaka.

Uśmiechnęłam się uprzejmie.

– Trzeba będzie twojemu synkowi to oparzenie smarować maścią – podał mi receptę. – Nie powinno się dziać nic złego – zapewnił.
– Dziękuję i do widzenia – podałam mu rękę.

Wyszłam z jego gabinetu cała mokra i dopiero na dworze odetchnęłam.

– Miły ten pan doktor – powiedziała w drodze do domu moja córka.
– Miły – przyznałam.

Miałam nadzieję, że nigdy się nie dowie, że to był jej prawdziwy tata. Nikomu ta wiedza nie jest potrzebna. Ani rodzinie Roberta, ani mojej.

Dagmara, lat 30

Czytaj także:

Reklama
  • „Mój mąż jest o mnie chorobliwie zazdrosny. ŚLEDZI MNIE kiedy jestem z córką, a potem przekonuje, że martwił się o dziecko!”
  • „Jestem w drugiej ciąży, a w ogóle się z tego nie cieszę. Chciałam zająć się karierą i pasją, a teraz nic z tego!”
  • „Za miesiąc miałem się żenić, ale moja kochanka zaszła w ciążę. Dałem jej pieniądze na zabieg i kazałem znikać”
Reklama
Reklama
Reklama