Potworny dramat malutkiej Poli: miała dostać lek i wyzdrowieć, gdy zdarzył się straszny wypadek
Kiedy rodzice Poli usłyszeli potworną diagnozę, dziewczynka miała szansę na leczenie. Jednak zanim terapia genowa mogła zostać podana, doszło do tragicznego wypadku, który na zawsze odmienił przyszłość maleńkiej Poli. Teraz rodzice pozywają przychodnię, w której zdarzył się wypadek.
Pola urodziła się w styczniu 2022 roku. Początkowo nic nie wskazywało na to, że jej życie będzie pełne cierpienia, jednak w wieku trzech miesięcy zdiagnozowano u niej rdzeniowy zanik mięśni (SMA). Wówczas leczenie tej rzadkiej choroby nie było dostępne w Polsce, a gdy Ministerstwo Zdrowia ogłosiło refundację terapii genowej, Pola miała już ponad pół roku. Dziewczynka nie kwalifikowała się, ponieważ refundacja terapii była przeznaczona dla najmłodszych dzieci.
Rodzice dzielnie walczyli
Rodzice dziewczynki nie poddali się i rozpoczęli zbiórkę na zakup leku, który kosztował aż 9,5 miliona złotych. Dzięki wsparciu 13 stycznia 2023 roku udało się zebrać pełną kwotę. Rodzina przygotowywała się do podania terapii, jednak los zadrwił z nich okrutnie. W trakcie rehabilitacji Pola zadławiła się przyssawką z kulką używaną w terapii. Kulka utknęła w jej gardle, co doprowadziło do tragicznych konsekwencji. Dziewczynka trafiła na oddział intensywnej terapii, a lekarze musieli wprowadzić ją w stan śpiączki farmakologicznej.
W jednej sekundzie wszystko się zmieniło
Rodzice maleńkiej Poli byli bezradni „To wszystko, co się teraz dzieje, jest jak zły sen, z którego tak bardzo chcielibyśmy się obudzić, a nie możemy. Jedna sekunda przewróciła nasze życie do góry nogami” – napisali na Facebooku. Terapia genowa została podana dopiero w grudniu 2023 roku, wiele miesięcy po zakończeniu zbiórki, ale zbyt późno, by powstrzymać postęp choroby. Dziewczynka cierpi teraz na padaczkę, straciła wzrok, nie może połykać śliny i jest dzieckiem leżącym, z którym nie ma kontaktu.
Sytuacja przerosła rodziców
Mama Poli, Kamila Matuszek, przyznaje, że opieka nad córką jest bardzo trudna. „Nie jestem w stanie sama się nią zajmować, np. pojechać z nią na rehabilitację, bo obok Poli musi siedzieć ktoś ze ssakiem w ręce i w razie czego ją odsysać” – relacjonuje pani Kamila w rozmowie z „Wyborczą”. Każdy dzień to walka o utrzymanie córki przy życiu i zapewnienie jej jak najlepszego wsparcia. Koszty zaczęły przerastać rodziców. Nie stać ich także na zatrudnienie kogoś do pomocy.
Przychodnia: to był nieszczęśliwy wypadek
Rodzice dziewczynki postanowili pozwać przychodnię, w której doszło do wypadku. Małżeństwo domaga się odszkodowania w wysokości prawie 2 milionów złotych oraz pokrycia kosztów leczenia i opieki nad Polą. „Chcemy zabezpieczyć pieniądze na leczenie córki w przyszłości” − tłumaczy pani Kamila. Sprawa sądowa jest bardzo emocjonalna. Także dla współwłaściciela przychodni, który tego dnia ćwiczył z Polą. „Z dzieckiem była na sali nasza pracownica i matka. To był nieszczęśliwy wypadek, nie było tu żadnego błędu medycznego” − podkreśla mężczyzna. „Nie spodziewaliśmy się takiego obrotu spraw, zwłaszcza że byłem rehabilitantem Poli i to ja zasugerowałem rodzicom, by sprawdzili diagnozę w kierunku SMA. Później uczestniczyłem we wszystkich zbiórkach pieniędzy na leczenie i z racji swojego doświadczenia zajmowałem się Polą także po wypadku” − przyznaje fizjoterapeuta.
Ubezpieczyciel przychodni odmówił wypłaty pełnej kwoty odszkodowania z podstawowego OC, ale rodzina Poli otrzymała część środków z rozszerzonego ubezpieczenia. Niestety, te pieniądze nie pokrywają wszystkich kosztów leczenia dziewczynki. Przyszłość Poli pozostaje niepewna, a sprawę rozpatruje obecnie Sąd Apelacyjny w Rzeszowie. Tutaj możecie wesprzeć dziewczynkę i jej rodziców: LINK.
Źródło: Instagram, Wyborcza
Piszemy też o: