Prawdziwe historie: zmęczył się na porodówce bardziej ode mnie
Poród to ciężka praca... nie tylko dla mam, ale i dla towarzyszących im ojców. Nie wierzycie? Przeczytajcie historię Sylwii.
W 9. tygodniu ciąży dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Na badaniu USG zobaczyliśmy nasze maleństwo – było wielkości opuszka palca. Mąż od początku bardzo się cieszył, całował brzuszek, głaskał, mówił do niego.
Czas powoli płynął. Gdy było już coraz bliżej do porodu, coraz częściej rozmawialiśmy o tym, co nas czeka, co trzeba przyszykować do domu i do szpitala. Dwa tygodnie przed porodem złożyliśmy łóżeczko.
Będę podczas porodu
Mąż od początku deklarował, że będzie ze mną na porodówce. Nie chciał przegapić narodzin naszego dziecka, chciał mnie wspomóc w ciężkich chwilach porodu. Nie zwątpił nawet wtedy, gdy przed porodem odwiedzał mnie w szpitalu i widział, jak inni ojcowie wychodzili z sali porodowej, łapiąc się za głowę, paląc papierosy... Nic nie było w stanie go wystraszyć.
Ciężka praca na porodówce
Był przez cały czas przy mnie, świetnie się spisał. Pomagał kucać, podnosił mnie, gdy było to potrzebne, obejmował mnie, kołysał, podawał wodę, przecierał usta mokrą gazą. Pomiędzy skurczami trzymał mnie za rękę. I tak przez cały czas. Pielęgniarki śmiały się, że on bardziej ode mnie się zmęczy na tej porodówce.
Był też bardzo wyrozumiały. Gdy próbował mi coś powiedzieć, doradzić, wkurzyłam się na niego i powiedziałam, że ma się nie odzywać i nie dawać żadnych rad. Na szczęście się nie obraził, zrozumiał. Był przez cały poród ze mną. Nawet przeciął pępowinę. Namówiła go do tego położna, mówiąc: „Jak już wytrwałeś do końca, to przetnij pępowinę".
Porodu można się przerazić
Gdy położono mi w ramionach dzidziusia, mojemu mężowi pokazały się w oczach łzy. Nie wytrzymał, wyszedł (ten jeden raz mnie zostawił), by się wypłakać ze szczęścia.
A jakie były jego wrażenia z porodu? Nie najlepsze. Dopiero po jakimś czasie przyznał, że przeraził się, gdy podali mu fioletowego niemowlaka; bał się, że z dzieckiem jest coś nie tak. Podczas porodu czas mu się dłużył (choć cała akcja trwała 6 godzin). Obrzydliwe też było przecinanie pępowiny, gdy o to zapytałam powiedział: „Pielęgniarka mówiła, że pępowinę mam przeciąć jednym ruchem, ale nie dałem rady za pierwszym razem. Ona była taka żylasta”.
Mimo to próbował wszystkiego, co związane z pielęgnacją dziecka. Po dwóch dniach od porodu samodzielnie zmieniał pieluszkę. Cały się przy tym wybrudził kupką, ale nie przejął się tym. Śmiał się ze swojej niezdarności.
Zobacz także:
- Prawdziwe historie: w ostatniej chwili zdecydował się na rodziny poród
- Prawdziwe historie: najczulszy tata na świecie
- Prawdziwe historie: w ciężkich chwilach miałam wsparcie męża
Praca nadesłana przez Sylwię Grzelak na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja lutowa).