Reklama

O ciąży dowiedzieliśmy się w listopadzie. Nie mogliśmy się doczekać dnia, kiedy nasze maleństwo będzie wśród nas. Na szczęście ciąża przebiegała bezproblemowo.

Reklama

Poród - czego się mam spodziewać?

Cały czas próbowałam namówić mojego męża, by był przy mnie w trakcie porodu, ale bronił się przed tym jak mógł. Postanowiłam więc, że przy porodzie będzie mi towarzyszyła przyjaciółka jeszcze z czasów podstawówki. Bałam się tego wydarzenia - nie wiedziałam co mnie czeka. Opowieści koleżanek różniły się, w filmach wszystko przebiegało szybko, bezboleśnie albo boleśnie i głośno.

Zaczęłam rodzić 13 sierpnia

Tego dnia zdążyłam jeszcze posprzątać mieszkanie (mąż kończył remont kuchni). Wtedy pojawiły się skurcze po raz pierwszy. Zadzwoniłam do koleżanki, ustaliłyśmy, że jest za wcześnie, by jechać do szpitala - pojedziemy tam dopiero wieczorem.

W szpitalu

Noc spędziłam na sali przedporodowej, a 14 sierpnia o 5.40 przeniesiono mnie na salę porodową. Przy porodzie miała mi towarzyszyć koleżanka, która ma dwoje własnych dzieci, więc wie "z czym to się je". Niestety nie miała z kim zostawić dzieci, więc poprosiłam, by przyjechał mój mąż. Wiedziałam, że nie chciał, ale ja chciałam mieć przy sobie kogoś bliskiego.

Gdy mąż dotarł do szpitala, poród był już w toku. Położna zapytała, czy chcę, by podano mi znieczulenie. Nie skorzystałam, poprosiłam o czas do namysłu. Gdy się namyśliłam i chciałam znieczulenie, było już za późno, bo miałam rozwarcie na 8 cm.

Czułam się jak pijana

Pomyślałam: "Trudno się mówi, przeżyję". Jednak gdy skurcze się nasiliły, moje nastawienie psychiczne nie było już tak dobre. Mąż wspierał mnie jak potrafił, jednak bólu zmniejszyć nie mógł. Położna zaproponowała gaz, zgodziłam się od razu. "Wdech, wydech, wdech, wydech"... i odleciałam. Czułam się jak pijana, a skurcze i tak bolały. Gdy zaczęły się bóle parte, mąż niesamowicie mnie wsparł. Podtrzymywał mi głowę, zachęcał do parcia i był. Po prostu był. W sumie trwało to 30 minut (nie licząc wstępu) i nasz synuś był z nami.

Cieszę się, że mogłem w tobą być

Gdy położyli naszego synka na mnie, umazanego, czerwonego i pomarszczonego, wszystko się zmieniło. To był najpiękniejszy moment, początek nowego życia. Mąż odciął pępowinę, popłakał się i powiedział: "Cieszę się, że Edyta nie mogła z tobą być. Cieszę się, że mogłem to z tobą przeżyć. Dziękuję!". Gdyby nie jego wsparcie, nie wiem, czy miałabym tak dobre wspomnienia z porodu.

Praca nadesłana przez Lidię Wasiak na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja grudniowa).

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama