Prawdziwe historie: człowiek zmienia się wraz z dzieckiem
Dawno, dawno temu, ale też i we współczesnych czasach, kobiety rodziły bez męża przy boku. Obecnie ojcowie często towarzyszą swoim partnerkom w tym pięknym, choć ciężkim momencie. Przeczytaj historię Arka.
- Arek S./ praca konkursowa
Moja córka urodzi się w moje urodziny
Moja córka, według przewidywań lekarza, powinna urodzić się 20 marca, jednak musieliśmy na nią dłużej poczekać. Był już 27 dzień marca, a nasza mała wciąż mieszkała sobie w brzuchu mamusi. Lekarze postanowili, że żona pojedzie do szpitala. Jeśli nie pojawiły się skurcze, najlepszą opcją będzie poród przez cesarskie cięcie.
Termin dla mnie miał być bardzo fajny, gdyż zabieg miał odbyć się w dniu moich urodzin, tj. 29 marca.
Wspaniały plan na wieczór
Był 28 marca roku 2011. Byłem w pracy, w sklepie ogrodniczym i obsługiwałem klientów, a w przerwie między jedną a drugą transakcją handlową podlewałem rośliny. Była godzina 17.00, sklep miałem zamknąć za godzinę. Planowałem, że pogram na komputerze - miałem nową grę, zjem pizzę, a na deser tabliczkę czekolady. Wieczór zapowiadał się bardzo przyjemnie. Wcześniej jednak miałem odwiedzić żonę w szpitalu.
Niespiesznie się szykowałem...
Znacie to powiedzie: "Chcesz rozśmieszyć Boga, to powiedz mu o swoich planach"? No właśnie. Gdy układałem plan działania na wieczór, zadzwoniła żona. Powiedziała: "Mam skurcze, możesz przyjechać". Pojechałem więc do szpitala. Zacząłem się denerwować. Pojawiały się również kombinacje w stylu: "jak będę jechał wolno, to może żona urodzi. Ominie mnie widok krwi...". Nie spiesząc się, zamknąłem sklep, poszedłem do domu, umyłem się i powoli się przebrałem. Pojechałem powolutku do szpitala. Myślałem, że na miejscu zobaczę córkę czyściutką i owiniętą w ręcznik. Musiałem jednak poczekać. Rzeczywistość była zupełnie inna niż moje wyobrażenie. Żona krzyczała, na szczęście nie na mnie. Lekarki i pielęgniarki (kto wie ile ich wtedy było) też krzyczały: "przyj, przyj". Tylko ja cichutko stałem z boku podczas porodu.
Nieźle trzymałem się na nogach
Do czasu. Akcja porodowa wciągnęła mnie, jak wir. Po chwili ściskałem żonę i - tak jak położne - zachęcałem ją do parcia. Po chwili zobaczyłem główkę dziecka z bujną, jak na niemowlę, fryzurką. Myślałem, że po głowie trzeba będzie czekać na resztę ciała dziecka jeszcze z godzinę. A tu miła niespodzianka, po sekundzie córka była już na zewnątrz.
Po chwili leżała już na swojej mamie. Później pielęgniarki wzięły ją na ręce i podały mi. Żona wymęczona, ekipa lekarska wymęczona, tylko ja się nieźle trzymałem na nogach.
Człowiek wraz z dzieckiem się zmienia
Półtorej godziny porodu; jak na pierwsze dziecko wynik rewelacyjny. Dziecko duże i zdrowe, 54 cm wzrostu, waga 3,5 kg.
Od porodu minęły prawie cztery lata i tak wiele się zmieniło. Najpierw noworodek, który z każdej strony otrzymuje pomoc. Niemowlę, które się uśmiecha i spać nie daje. Próba zrozumienia potrzeb dziecka.
Człowiek stale się z dzieckiem zmieniał, stale uczył i ciągle rozwijał. Tak jak same dziecko. Nauka siadania, chodzenia, mówienia. Teraz dziecko skacze, tańczy i śpiewa. Rodzic dziecko wychowuje i jeszcze więcej sam się uczy. Dziecko ma wiele możliwości, może być tym, kim zapragnie. A wszystko zaczęło się w dzień porodu, chociaż właściwie wcześniej, w dniu miłości.
Praca nadesłana przez Arka S. na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja grudniowa).