Moją historię zacznę od tego, że o mojej ciąży nie wiedział nikt, oprócz "współwinnego", czyli mojego narzeczonego - Rafała. Brzuszka praktycznie w ogóle nie było widać. Być może rodzice i przyszli teściowie snuli jakieś domysły, ale się z nami nimi nie dzielili.

Reklama

Czy to już poród?

Pewnego dnia, miesiąc przed wyznaczonym terminem porodu, znalazłam się w szpitalu. Byłam zaskoczona i przerażona. Było zdecydowanie za wcześnie na poród, więc kazałam narzeczonemu jechać do pracy. Później przyznał, że nie pamięta, jak tam dojechał, bo przez całą drogę zastanawiał się, czy to możliwe, że urodzę miesiąc przed czasem.

Po paru godzinach i wielu badaniach okazało się, że to jednak poród, że nasz dzidziuś chce już być z nami. Zadzwoniłam więc po narzeczonego, prosząc by przyjechał. Powiadomiłam też moich rodziców o niespodziance, jaką im szykujemy. Możecie sobie wyobrazić ich reakcję, gdy usłyszeli, że rodzi się ich wnuk, że zostaną rodzicami! Później powiedzieli, że to był ich najszczęśliwszy dzień w życiu.

W samą porę... ja rodzę!

Rafał pojawił się w szpitalu w momencie, kiedy skurcze były już co minutę i nieziemsko bolały, ale dzielnie trwał przy mnie i sam zawiózł mnie na porodówkę, mocno trzymając się wózka. Jego mina nie zmieniła się nawet wtedy, gdy weszłam na porodowe łóżko i krzyczałam coraz głośniej z bólu. Zaciskał zęby i starał się panować nad emocjami. Był cały spocony i drżał. Gdy mnie przytulał, czułam jak bardzo się denerwuje, jak szybko wali mu serducho.

Położna dała mi znać, że mogę przeć. W oczach Rafała pojawiły się łzy, były oznaką jego bezsilności, żalu, że nie jest w stanie mi pomóc. Ale pomagał mi, choć wtedy tego nie wiedział. Jego obecność była dla mnie bardzo ważna i do tej pory mu o tym przypominam. Trzymał mnie mocno za rękę i powtarzał tylko, że będzie dobrze, będzie dobrze.

Zobacz także

Czekał na syna wytrwale...

Gdy główka dzidziusia pojawiła się, Rafał nadal stał obok mnie, nie podglądał, czekał na syna wytrwale i do końca. Widok zdrowego i ślicznego maluszka był bezcenny! Radość, duma i szczęście rysowały się na twarzy Rafała. Opowiadał później, że gdy zobaczył naszego syna był bardzo szczęśliwy i dziwnie spokojny. Samego porodu już nie wspomina tak entuzjastycznie - twierdzi, że nigdy jeszcze nie czuł się tak bezsilny. Nie mógł przeciąć pępowiny, bo nasze dziecko było wcześniakiem. Chociaż nasz syn przyszedł na świat w 34. tygodniu ciąży jest zdrowy i cudowny!

Praca nadesłana przez Sabinę Kozielec na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja lutowa).

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama