Reklama

Kto mi dorysował drugą kreseczkę?

To było 28 grudnia 2013 r. - tego dnia dowiedziałam się, że zostanę mamą. Od kilku dni czułam się jakoś dziwnie, miałam podwyższoną temperaturę, spóźniała mi się miesiączka. Mąż podejrzewał, że jestem w ciąży, a ja łudziłam się, że może jednak nie.

Reklama

Początkowo na teście pojawiła się tylko jedna kreseczka - odetchnęłam z ulgą. Odłożyłam test ciążowy na półkę i wróciłam do swoich zajęć. Gdy po kilkudziesięciu minutach wróciłam do łazienki, na teście były już dwie kreseczki. Krzyknęłam do męża: "Kochanie, czy ty przypadkiem nie dorysowałeś tej drugiej kreski na teście, a może podmieniłeś go?". Oczywiście zaprzeczył. Tak się dowiedziałam, że zostanę mamusią. Dobrze, że zostawiłam test i nie wyrzuciłam go od razu do kosza. Dzięki temu nie piłam alkoholu podczas imprezy u znajomych.

Jak to się stało?

Kilka dni po Nowym Roku poszliśmy z mężem do ginekologa, żeby mieć 100% pewności. Lekarz zrobił mi badania i potwierdził ciążę - to był już 6. tydzień; założył mi kartę ciąży.

Po wizycie u lekarza zadzwoniliśmy do naszych rodziców, żeby oznajmić im tę radosną informację. Moja mama popłakała się z radości, a teściowa zapytała: "Ale jak to się stało? Nie spodziewałam się, że tak szybko". W każdym razie nie miała wyjścia i musiała zaakceptować fakt, że zostanie babcią.

Początki ciąży były dość nieprzyjemne

Częste wymioty odbierały mi radość z oczekiwania na dziecko. Prawie nic nie mogłam jeść, gdy wchodziłam do kuchni lub otwierałam lodówkę robiło mi się niedobrze. Trwało to do 4.-5. miesiąca ciąży, potem zniknęło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Myślałam, że najgorsze mam za sobą. Myliłam się. Nie wymiotowałam, ale miałam straszne bóle kręgosłupa i żeber. Mój malutki chłopczyk tam mocno kopał mnie w żebra, że czasem brakowało mi tchu.

Do tego doszło upalne lato. Brzuch był coraz większy, nogi spuchnięte, żebra skopane, a do tego mieszkanie na czwartym piętrze bez windy. Do tego przez miesiąc mieliśmy awarię w łazience (zalaliśmy sąsiada i musieliśmy rozmontować nasz prysznic). Na szczęście nasi rodzice mieszkają blisko, więc nie zarośliśmy brudem.

Chciałam już mieć poród za sobą

Odliczałam dni do porodu, chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. Jestem panikarą i na myśl o porodzie dostawałam dreszczy.

Kiedy znajomi i rodzina często powtarzali mi: "Kochana śpij jak najwięcej, odpoczywaj, relaksuj się, bo potem będziesz miała nieprzespane noce", a łudziłam się, że będę miała najspokojniejsze dziecko pod słońcem, które będzie dużo spało i mało płakało.

Teraz - gdy nasz syn Szymuś jest z nami od trzech miesięcy - myślę sobie, że ciąża mimo wielu trudów była wspaniałym czasem i tęsknie za Szymciem w moim brzuszku, kiedy to nie płakał, nie marudził.

Praca nadesłana przez Patrycję Jarnutowską na konkurs na prawdziwe historie ciążowo-porodowe (edycja listopadowa).

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama