Prawdziwe historie: Dwa i pół roku czekania w tęsknocie
Dziecko, mąż, rodzina - to marzenie wielu kobiet. Nawet tych, które w dzieciństwie skakały po drzewach. Życie ma jednak swoje plany. Przeczytaj, jakie plany przygotowało dla Ilony.
- Ilona Bujalska/ praca konkursowa
Mam wspaniałego męża, którego bardzo kocham. Oboje od dawna pragnęliśmy dziecka. Mimo to, po kilku latach starań oraz niezliczonych badań, nie mogłam zajść w ciążę. Jedyne, co mi wtedy pozostało to zabieg in vitro lub adopcja.
Kwalifikacja
Adopcja była mi bliższa. Razem z mężem złożyliśmy wszystkie wymagane dokumenty i procedura ruszyła. Dziewięć miesięcy później usłyszeliśmy to długo wyczekiwane, magiczne słowo – kwalifikacja! Pomyślałam: "Nareszcie! Możemy być rodzicami!". Później wspólnie przeszliśmy kolejne szkolenie i kolejną kwalifikację, tak aby w pełni przygotować się do roli rodziców. Wtedy już wyszkoleni i przebadani przez pedagogów i psychologów, czekaliśmy. To był okres ogromnej tęsknoty i przede wszystkim przygotowania. Pokoik dla dziecka był już od dawna gotowy - nie różowy, nie niebieski, ale czerwono-żółty z misiami. Nie znając płci, chcieliśmy aby był uniwersalny.
Decydujący telefon
Dzień, który rozpoczął się na pozór normalnie, zmienił moje życie. Jak co dzień rano, udaliśmy się z mężem do pracy. Na miejscu zwierzyłam się koleżance. Było mi ciężko, ponieważ nie mogłam doczekać się dziecka. Wiedziałam, że to już blisko, ale cały czas towarzyszyło mi nieustanne czekanie. Zadawałam sobie pytanie - ile jeszcze? Tydzień, miesiąc, a może rok? Natłok obowiązków w pracy sprawił, że nie zauważyłam kiedy zadzwonił mój mąż. Oddzwoniłam i usłyszałam: "Mamy syna". Od razu zasypałam ukochanego pytaniami: "Jak, gdzie, kiedy go zobaczymy?" W odpowiedzi usłyszałam, że następnego dnia zostaliśmy umówieni na spotkanie. Powiedziano nam, że w ośrodku zobaczymy naszego chłopca.
Pierwsze spotkanie
"Boże oto nasz syn". To było pierwsze, o czym pomyślałam, kiedy moim oczom ukazała się właśnie karmiona główka. To była niezapomniana chwila, która już na zawsze pozostanie w mojej pamięci - miłość od pierwszego spojrzenia. Po nakarmieniu pozwolono mi wziąć go w ramiona. Pierwsze rodzinne spotkanie. Bylam taka szęśliwa. Nie mam blizn, nie leżałam na porodówce długimi godzinami, nie miałam nudności, zachcianek, nie dane mi było czuć jak dziecko rośnie we mnie i nie mogłam karmić piersią. Przeszłam za to męki - dwa i pół roku czekania. Mimo, że w tamtym momencie nie znałam tego dziecka, wiedziałam, że je bardzo kocham.
Od tamtego czasu upłynęło prawie 7 lat a ja nadal mam w pamięci żywy obraz naszego pierwszego spotkania. I nie zamieniałabym tej chwili na żadną inną.
Praca nadesłana przez Ilonę Bujalską na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja listopadowa).