Nadszedł dzień, który był wyznaczony jako termin porodu. Lekarz prowadzący moją ciążę powiedział, żebym przyjechała do szpitala na kontrolę, nawet jeżeli nie będę miała skurczy.

Reklama

Zjedliśmy z mężem śniadanie, na wszelki wypadek (gdybym musiała zostać w szpitalu) zabrałam ze sobą wszystkie badania, które robiłam podczas ciąży, oraz torbę z rzeczami.

Czekałam 4 godziny

Na izbie przyjęć wyjaśniłam pielęgniarce, że miałam zgłosić się na kontrolę. Wzięła ode mnie wszystkie i kazała czekać na wezwanie. Czekałam... cztery godziny. Po tym czasie młoda dziewczyna, chyba studentka, zaprosiła mnie do gabinetu. Zostałam wstępnie zbadana, zrobiono mi m.in. badanie KTG. Pół godziny leżenia, przekręcania się z boku na bok, budzenia dzidziusia, który akurat w tym czasie sobie spał.

Po tych badaniach zjawił się mój lekarz. Zrobił mi badanie USG; okazało się, że mój maluszek jest sporych rozmiarów. Uznał, że skoro jestem już w szpitalu, a maleństwo jest dobrze rozwinięte, będę miała cesarskie cięcie.

Czekałam 12 godzin

Niestety zjadłam rano śniadanie, więc trzeba było odłożyć. I tak sobie czekałam. Czekałam. Myślałam nawet, że o mnie zapomnieli, ale po 12 godzinach czekania przyszła moja kolej. Przed operacją musiałam jeszcze odpowiedzieć na kilka pytań, m.in. na co jestem uczulona. Po wywiadzie przewieziono mnie na salę, gdzie czekała już miła pani anestezjolog. Przygotowywała mnie do znieczulenia zewnątrzoponowego. W między czasie na salę weszły pielęgniarki i położne, które miały po porodzie zająć się dzieckiem. Jedna z nich zaczęła opowiadać koleżankom, jak to jej znajoma rodziła dziecko, a ono zaraz po porodzie zmarło. Kompletnie się mną nie przejmowały, a ja pod wpływem tej historii zaczęłam się bardzo denerwować. Bałam się, że ze mną będzie podobnie.

Zobacz także

Czekałam na płacz dziecka

Podczas zabiegu czekałam z niecierpliwością na pierwszy płacz mojego dziecka. Gdy tylko go usłyszałam, odetchnęłam z ulgą, ale strach jeszcze całkowicie nie minął. Gdy położyli mi moją malutką płaczącą córeczkę na piersiach, momentalnie się uspokoiła. Gdy ją pocałowałam w główkę, wszystko ze mnie zeszło. Cały strach poszedł w niepamięć zostały tylko łzy szczęścia, że wszystko dobrze się skończyło.

Reklama

Praca nadesłana przez Magdalenę Olszak na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja grudniowa).

Reklama
Reklama
Reklama