Prawdziwe historie: Filip z konopi
O swojej ciąży dowiedziałam się późno, bo w 21. tygodniu! Ciężko trenowałam, trzymałam surową dietę, a wszystko po to, by zaliczyć test sprawnościowy dla kandydatów do wojska. Nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, że mogę być w ciąży. Przeczytaj historię Wioletty.
- Wioletta W./ praca konkursowa
Nie było żadnych objawów - żadnych mdłości, drażliwości na jakieś zapachy ani dziwnych zachcianek. Ba! Nawet w dniach spodziewanej miesiączki (aczkolwiek nie była ona nigdy zbyt regularna) pojawiało się lekkie krwawienie i jedynie to, że było tak skąpe, było powodem mojej wizyty u lekarza.
Wybrałam się do swojego ginekologa. Krótki wywiad, rozebrałam się do badania USG. Po chwili usłyszałam: "Jest pani w ciąży; to 21. tydzień. Czy chce pani znać płeć?". Myślałam, że zemdleję z wrażenia. Słowa wypowiedziane przez lekarza dudniły w mojej głowie, jak echo.
Zaczęłam zadawać mnóstwo pytań: "Czy wszystko w porządku z dzieckiem?", "Co teraz?", "Co mam zrobić?", "Czy dziecku nic nie będzie skoro tak intensywnie ćwiczyłam?". Na szczęście wszystko było w porządku, mój dzielny chłopiec (oczywiście od razu chciałam znać płeć dziecka) rozwijał się prawidłowo, a nie miał łatwo! Teraz trzeba było szybciutko zrobić wszystkie badania, więc od razu w przychodni załatwiłam tyle ile się dało. Rozpraszał mnie tylko ciągle wibrujący telefon w kieszeni. Mój mąż wydzwaniał zniecierpliwiony, ponieważ czekał w samochodzie przed przychodnią i nie miał bladego pojęcia, jaką mam dla niego niespodziankę.
Gdy wyszłam z przychodni, rozpłakałam się, bo dopiero teraz do mnie dotarło, co się wydarzyło. Mąż był przerażony, nie wiedział, co się dzieje. Przez łzy wydukałam cichutko "Jestem w ciąży". Jeszcze nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego!
Ponad połowa ciąży była już za nami
Szybciutko zrobiliśmy zakupy dla maleństwa. Gdy byłam w 25. tygodniu ciąży, nasz synek miał już dosłownie wszystko. Teraz odliczaliśmy już tylko dni do porodu.
Wieczorem 5 września 2014 r. - dwa dni po terminie - zaczęły się skurcze. Szybciutko wskoczyłam do wanny, aby się upewnić, czy to na pewno "te" skurcze. Zdecydowanie nasiliły się w kąpieli. Ból był znośny, taki jak przy miesiączce.
Zabraliśmy z mężem torby, które spakowałam miesiąc przed wyznaczonym terminem i pojechaliśmy. Do szpitala dojechałam z pięciocentymetrowym rozwarciem, lekarz uśmiechnął się i oznajmił, że zaraz urodzę.
Poród rodzinny
Do tej pory nie podjęliśmy decyzji, czy mój mąż będzie przy porodzie. Decyzja podjęła się sama (trochę z pomocą położnych, które nie pytając od razu ubrały męża w fartuszek). Był więc przy całym porodzie i wspierał mnie, dziś nie wyobrażam sobie porodu bez niego.
Skakanie na piłce, żarty, rozmowy, próby porodu w wodzie. Nagle ból nasilił się, był nie do wytrzymania. Spojrzałam na męża, mocno ścisnęłam jego dłoń, dwa mocne parcia i już miałam swoje maleństwo na rękach. Godzina 00:34. Poród trwał 4 godziny i 34 minuty.
"Wyczyn jak na pierworódkę" - usłyszałam od położnej. Pobyt w szpitalu wspominam dobrze, ale marzyłam tylko o tym, by jak najszybciej wrócić ze swoim maleństwem do domu. Synka nazwaliśmy Filip, bo wyskoczył, jak Filip z konopi...
Praca nadesłana przez Wiolettę na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja listopadowa).