Reklama

Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam bardzo szczęśliwa, mój mąż także. Prawie rok staraliśmy się o dziecko. Byliśmy półtora roku po ślubie i ciągle ktoś pytał, kiedy zamierzamy powiększyć rodzinę. Nie chcieliśmy wszystkim opowiadać o naszych problemach, więc ta informacja była w tamtym czasie najwspanialszą wiadomością dla nas i naszych najbliższych. Od razu pojechaliśmy do sklepu i kupiliśmy pierwsze śpioszki dla naszego maluszka.

Reklama

Urodzę Franusia

Wszyscy pytali, czy chcielibyśmy chłopca czy dziewczynkę, jednak dla nas najważniejsze było zdrowie dziecka. Gdy dowiedzieliśmy się od lekarza, że urodzę syna, zaczęliśmy zastanawiać się nad imieniem. Wcześniej mieliśmy pewne "typy imion" w zależności od płci, jednak kiedy zbliżaliśmy się do terminu porodu wymyśliliśmy inne imię niż początkowo wybraliśmy. Już wtedy wiedziałam, że urodzę Franusia.

Odeszły mi wody płodowe

Ciąża przebiegała raczej bez komplikacji (nie wliczając nudności, gorszego samopoczucia i nieprzespanych nocy z powodu ciągłej zgagi), więc przygotowywałam się do porodu naturalnego i nie mogłam się doczekać tego momentu. Na początku bałam się, że nie będę w stanie rozróżnić, czy to co się będzie działo z moim organizmem to będzie ten "właściwy" poród. Jednak gdy 25.10.2014 o 6:30 rano odeszły mi wody płodowe, wszystko było dla mnie jasne.

Jak będzie wyglądał nasz syn

Mąż był wtedy w pracy na rannej zmianie, więc od razu dzwoniłam do niego, że musi wracać. Pojechaliśmy do szpitala oddalonego o jakieś 50 km, ponieważ tam przyjmował mój lekarz prowadzący. Pierwszy okres porodu był bardzo spokojny. Skurcze były lekkie, a ja skakałam na piłce, żeby przyspieszyć poród. Na sali porodowej towarzyszył mi mąż, wspierał mnie. Ciągle żartowaliśmy i rozmawialiśmy o tym, jak wyobrażamy sobie naszego syna. Byliśmy ciekawi, czy będzie miał dużo włosków, jaki będzie miał nosek, no i najważniejsze do kogo będzie bardziej podobny.

Pojawiły się komplikacje, konieczna cesarka

Jednak po paru godzinach porodu, kiedy bóle się nasiliły, pojawiły się pewne komplikacje i poród nie postępował. Lekarz, który wtedy był na oddziale, podjął decyzję o cesarskim cięciu. Wtedy wszystko działo się bardzo szybko i wiedziałam, że jesteśmy coraz bliżej momentu poznania Franka. Pamiętam, jak mąż jeszcze przed cesarskim cięciem chwycił mnie za rękę (cały dzień był przy mnie, pomagał mi, znosił moje humory i trzymał za rękę, gdy tego potrzebowałam).

Operacja rozpoczęła się o godz. 21:00 a po 15 minutach nasz syn był już na świecie i usłyszałam jego pierwszy płacz. Cieszyłam się, że urodził się o 21:15 ponieważ ja urodziłam się o tej samej godzinie. Następnie panie położne zabrały go na badania i niedługo później przyniosły mi pokazać synka już ubranego. Nigdy nie zapomnę tego momentu. Był śliczny, ładniejszy niż go sobie wyobrażałam, różowiutki, pulchniutki i miał dużo ciemnych włosków.

Mogłam go pocałować w czółko, to była piękna chwila.

Później było już tylko lepiej

Z powodu złych wyników moich badań musieliśmy z Frankiem zostać dłużej w szpitalu. Jednak z perspektywy czasu nie żałuję tego, ponieważ syna miałam cały czas przy sobie i mogłam się nim nacieszyć. Mąż codziennie nas odwiedzał.

Swój poród wspominam mile i ze łzą w oku, tym bardziej, gdy patrzę na naszego syna, jak rośnie i zmienia się z każdym dniem. Teraz wiem, że narodziny dziecka to cud. Nie ma piękniejszego momentu. Przywołuję także z uśmiechem wspomnienia z rozmów o porodach moich sióstr czy koleżanek, kiedy mówiły, że bóle porodowe szybko się zapomina. Nigdy w to nie wierzyłam, jednak teraz wiem, że to prawda, ponieważ sama zapomniałam po kilku dniach.

Reklama

Praca nadesłana przez Bogumiłę Orszulik na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja grudniowa).

Reklama
Reklama
Reklama