Prawdziwe historie: jak niewzruszona się wzruszyła
To opowieść o tym, jak dziewczyna, której nie wzruszały dzieci, została mamą. Przeczytaj historię Sabiny.
- Sabina/ praca konkursowa
Niewzruszona
Jest sobie kraina, gdzie jest dużo wież, z których leci dym, gdzie góry są usypane przez człowieka, a ludzie schodzą pod ziemię, by pracować w pocie czoła. Tam oto młody, przystojny górnik znalazł ją – drobną studentkę – i pewnego dnia patrząc sobie w oczy przyrzekli sobie miłość po grobową deskę. Żyli sobie pięknie i bardzo się kochali, jednak mąż nie zauważył, że w sercu jego wybranki czai się pewien cień, pewne małe, maleńkie zło. Ona bowiem, choć delikatna jak anioł... nie lubiła dzieci.
Nie wzruszały jej radosne bobasy w internecie, niemowlęta znajomych wciskane na siłę w ramiona, dzieci w telewizji proszące o pomoc, ani ukradkowe spojrzenia męża.
On choć początkowo nie zauważał usterki, powoli zaczynał się bać. Już widział siebie, pomarszczonego, samotnego, z żoną jędzą u swego boku, której dzieci się boją, a dorośli omijają szerokim łukiem. Jego nazwisko zniknie w odmętach ludzkości, nie zostanie po nim ani ślad na pisaku, ani czułe wspomnienie.
Minęło lato i jesień, minęła zima i wiosna. Nadeszło znowu lato, a lód w sercu kobiety powoli zaczął kruszeć. Wreszcie pochwyciła ona rękę swego wybranka, spojrzała głęboko w oczy i rzekła, że jest gotowa. On z radości uniósł się na chwilę w powietrzu, zrobił fikołka i ucałował żonę.
Przemiana
Ona zmieniła się nie do poznania. Była spokojna, nie denerwowała się o byle co, nie unosiła się gniewem, choć nogi miała na ziemi, głowę miała w chmurach. Zaczęła płakać na komediach romantycznych, których wcześniej nienawidziła, w gardle ściskało ją na widok bobasów w reklamach pieluszek, wszystkie dzieci chciała kochać, adoptować, przytulać. Jak szalona zaczęła zaglądać do cudzych wózków, nie umiała przejść obojętnie obok wystawy z dziecięcymi ubrankami, musiała przystanąć, choć na chwilę. Strach ją jednak nie opuszczał, milion pytań kłębił się w głowie.
Brzuszek jednak powiększał się i powiększał, aż stał się ogromny. Taki był już duży, że mąż mógł się schować w jego cieniu. Głaskał go i obejmował, i szeptał do niego czułe słowa.
Pojawił się ból, a po nim...
Pewnego wieczoru pojawił się ból. Powtarzał się w nocy i w dzień, coraz częściej i częściej. Ledwo miesząc się w samochodzie, pojechali do szpitala. Tam ona dostała łóżko i parę uśmiechów. Ale ból trwał i trwał. Łapał kobietę za brzuch całą samotną noc. I nastał świt, mężczyzna przyjechał do szpitala i przytulił żonę, ale ból nie odstępował jej ani na krok, ani pod wodą, ani na łóżku, ani siedzącą ani stojącą. Godziny mijały. Na brzuch założono słuchawki, a z dziwnej maszyny było słychać "piiip, piiip, piiip". W pewnym momencie dźwięk zaczął zwalniać, maszyna ledwo zipiąc robiła "pip pip pip". Ludzie zaczęli szybko biegać, mąż zbladł na twarzy.
Przyszedł więc mężczyzna w białym kiltu, założył maskę, wyciągnął maleńki nóż, machnął nim, rozciął brzuch kobiety i wyjął dziecko. Miał być jak po walce bokserskiej, po maratonie, miał być brzydki, śliski, siny i opuchnięty a był... jak aniołek. Był malutki i słodki, i przestał płakać jak tylko znalazł się przy mamie. Przy Mamie, czyli mnie.
Historia została nadesłana przez Sabinę na konkurs "Podziel się z nami swoją historią ciążowo-porodową" (edycja październikowa).