Reklama

Mam na imię Joanna, mój mąż to Artur. Jesteśmy rodzicami dwójki kochanych dzieciaczków: Daniela (4 lata) i Lenki (prawie 2 latka), ale spodziewamy się kolejnego dziecka. I właśnie o tej ciąży chciałabym napisać, bo dla mnie jest ona prawdziwym cudem.

Reklama

Jak grom z jasnego nieba

Po narodzinach córki nie planowaliśmy więcej dzieci, ale los sprawił inaczej. Na początku czerwca tego roku niespodziewanie okazało się, że jestem w ciąży. Ta wiadomość była jak grom z jasnego nieba. Szok, strach i nie wiadomo, co jeszcze. Powoli jednak zaczęłam się przyzwyczajać do tej myśli, a nawet cieszyć.

Najstraszniejsze słowa, jakie słyszałam w życiu

Poszłam na wizytę do lekarza. Nagle usłyszałam: „Przykro mi, ale ciąża się zatrzymała. Serduszko nie bije”. To były najstraszniejsze słowa, jakie usłyszałam w życiu. Poczułam się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Nie mogłam się z tym pogodzić. Nie wierzyłam w to…

Ogromna pustka

W urodziny męża, 17 lipca, miałam zabieg łyżeczkowania macicy. Nie zapomnę tego do końca życia, ale trzeba żyć dalej. Czeka na mnie w domu dwójka cudownych dzieciaków. Dla nich muszę być silna, ale nie jest to łatwe. Gdy nikt nie widział, płakałam po kątach. Czułam ogromną pustkę.

Jak tu nie wierzyć w cuda?!

Wychodząc ze szpitala dostałam odpowiednie zalecenia, wyjaśnienia i zapewnienia, że jeszcze kiedyś zostanę mamą. Po dwóch miesiącach poszłam do lekarza, bo nie miałam miesiączki. Opowiedziałam mu o wydarzeniach sprzed kilku miesięcy. Dokładnie mnie zbadał, zrobił badanie USG. To, co zobaczyłam i usłyszałam, doprowadziło mnie do łez. „Jest pani w ciąży” – powiedział lekarz. Bicie serduszka mojego dziecka to najpiękniejsza muzyka dla moich uszu. Z radości chciałam skakać do nieba, zadzwonić do wszystkich na świecie. Krzyczeć, by każdy usłyszał o moim cudzie.

Okazało się, że zaszłam w ciążę 2 tygodnie po zabiegu. To o tyle dziwne, że średnio dopiero po 6 tygodniach od zabiegu jajowody zaczynają prawidłowo działać. Teraz jestem w 17. tygodniu ciąży. Prawdopodobnie będziemy mieć dziewczynkę. Nazwiemy ją Jaśminą.

Opisałam swoja historię, żeby udowodnić, że cuda się zdarzają i warto w nie wierzyć.

Zobacz także:

Praca nadesłana przez Joannę na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja listopadowa).

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama