Prawdziwe historie: Jak wychodziłam ze szpitala, to płakałam
Mój poród przebiegł w miłej, życzliwej atmosferze. Byliśmy otoczeni dyskretną opieką, udzielono nam wszystkich wyczerpujących informacji. Naprawdę żałowałam, gdy opuszczałam szpital. W jakim kraju rodziła pani KJlaudia? Przeczytaj jej historię.
- Klaudia Sztuka/ praca konkursowa
Niedziela, godzina 18.00. Zaczęliśmy się z mężem powoli szykować do wyjścia, ponieważ planowaliśmy zobaczyć ślicznie oświetlony tysiącem świeczek park. Wstaję i czuje, że przesiąkłam. Mąż pyta: "To już?!". Odpowiedziałam: "Przecież do porodu są jeszcze dwa tygodnie. Może ja nie trzymam moczu? Wypiłam dzisiaj trzy litry wody, bo upał taki straszny".
W drodze do szpitala
Nie czułam żadnych skurczy. Niepewna, co tak naprawdę się wydarzyło, poszłam się wykąpać (tak poradziła nam ginekolog). Niestety już nie mogłam wyjść spod prysznica. Zaczęłam krwawić.
Nie ma chwili do stracenia, jedziemy do szpitala. Ja z pół mokrymi włosami. Nie czułam silnych skurczy, ale je czułam. Cała drogę na oddział szpitalny zaznaczyłam wodami płodowymi. Sączyły się ponad dwie godziny, przez cały czas.
W szpitalu
W szpitalu mieliśmy swój pokój, gdzie podłączona do KTG, przez cały czas byłam monitorowana. Skurcze się nasilały, były intensywne i następowały po minucie. Poprosiłam o znieczulenie zewnątrzoponowe. Nie było z tym zupełnego problemu.
Cały czas był ze mną mąż, położna, ginekolog i anestezjolog również czuwali bez przerwy. Mogłam liczyć na zrozumienie i wsparcie z każdej strony. Podczas ostatnich skurczy mąż krzyczał: "Kochanie, postaraj się mocno, dasz radę, jak się uda to już nie będziesz musiała więcej cierpieć". Mogłam nawet dotknąć główki maleństwa, mąż zresztą też bardzo chciał to zrobić.
Opieka po porodzie
O godzinie 02.02 przyszedł na świat nasz syn, udało się go urodzić naturalnie. Byłam tak szczęśliwa, że przegapiłam moment, w którym mąż przecinał pępowinę. Maks od razu zaczął ssać pierś. Zostaliśmy sami na sali porodowej jeszcze dwie godziny. Dyskretnie sprawdzano, czy wszystko z nami w porządku. Później mały został zważony, zmierzony, zbadany. Przewieziono nas do pokoiku, gdzie mój mąż o 5.00 rano uczył się, jak ubrać Maksia, jak go przebrać, podnieść. Później pojechaliśmy na salę, gdzie leżała jeszcze jedna kobieta z dzieckiem.
Pokój rodzinny
Z mężem bardzo chcieliśmy mieć pokój rodzinny, niestety był zajęty, ale położna pozwoliła zostać mężowi z nami. Przyniosła nam coś do zjedzenia i się pożegnała. O 7.00 rano okazało się, że położne zorganizowały nam pokój tylko dla nas. Radość! Przez trzy dni byliśmy dzień i noc we trójkę razem. Wspólnie przeżywaliśmy małego płacz w ciągu dnia i nocy, przebieranie, karmienie. Na codzienne badania i ważenie Maksia mąż również był zapraszany. Słuchał, jak położne delikatnie i cierpliwie pokazywały, jak karmić, był podczas mojego badania po porodzie.
Wypisanie ze szpitala
Przy wypisie położne przeprowadziły z nami pogadankę na temat noworodka, co możemy robić, czego nie. Rozmawiały z nami rzetelnie, w sympatycznej atmosferze. Jako młodzi rodzice czuliśmy, że możemy spytać o wszystko, że nie ma głupich pytań. Nie skłamię, jeśli napiszę, że były to moje najpiękniejsze chwile w życiu, tak piękne, że po wyjściu ze szpitala uroniłam łzę, że to już się skończyło... Napomknę jeszcze, że rodziłam w Niemczech.
Praca nadesłana przez Klaudię Sztukę na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja listopadowa).