Reklama

Przed ciążą

Dziecko? Tak! Kiedy? Natychmiast! Oj żeby to było takie proste. Chęci były, ale co z tego. Uparliśmy się na dziewczynkę! Trzeba bez takich życzeń – po prostu! Szósty miesiąc starań za nami, a na dodatek zmieniamy mieszkanie. Nie ma czasu na myślenie, który to dzień cyklu, tylko świętowanie wyflizowanej kuchni.

Reklama

2+1

Kolejny dzień listopada, jestem w mieszkaniu sama. Maluję ściany, bo akurat do tego to jakoś nikomu się nie pali... Tylko co tak śmierdzi? To farba? Czemu jak podnoszę wałek bolą mnie piersi? A może?

Z wrażenia serce zaczyna bić coraz szybciej, niezdarnie schodzę z drabiny i lecę w tych brudnych ciuchach, zdyszana kupuję w aptece test ciążowy. Mam, tylko światła w toalecie brak! Dobra podpinam jakąś lampeczkę, ale niedowidzę, jest tam jakaś kreska czy nie? Idę pod okno... no nie- całe zakurzone, nie jestem pewna... Lepiej na balkon, tam już nie będzie złudzeń! Są. Dwie. Druga trochę blada, ale jest! Wszystko super, tylko trochę zimno na tym balkonie fasolko.

23 tydzień ciąży

USG połówkowe. Wszystko bez zarzutu, bicia serduszka mogłabym słuchać godzinami. Na dodatek dziecko demonstruje idealny odruch ssania kciuka – niesamowite! Chcecie znać płeć? Chcemy! Będzie dziewczynka.

Poród

Termin porodu - KTG + badanie ginekologiczne. Rozwarcie na 1 cm. No to jeszcze trochę przed nami. Tydzień później, około 2.00 w nocy sytuacja się rozkręca, skurcze co 5 minut. Wstaję, szybki prysznic, ułożenie fryzury, ostatnie poprawki, kontrola sytuacji, jedziemy! Jest 4.00 w nocy, kiedy budzimy położną na dyżurze.

Pełna nadziei z odczuwalnymi skurczami dostaję – jak piłką w głowę – informację: "Ale to dalej tylko 1 cm". Mimo wszystko regularna akcja porodowa z niemałymi skurczami, lądujemy na porodówce. Położne przekazują sobie dokumenty mrucząc sobie coś pod nosem. Wtedy pierwszy raz poczułam strach! Nasilał się, aż znalazł swoje ujście po dwóch godzinach, kiedy usłyszałam, że z badań wynika iż mam ścieśnioną miednicę i o porodzie naturalnym mogę zapomnieć.

Zrobią mi cesarskie cięcie tylko dopiero za godzinę, gdy przyjdzie druga zmiana. Kolejni dyżurujący przyszli do pracy, a ja z położną kroczę do sali operacyjnej, wtedy wjeżdżają z prędkością światła z oddziału, że pacjentka krwawi z przodującym łożyskiem. Zawracamy.

Za dwie i pół godziny kolejne podejście. Tym razem zdążyłam dojść do połowy drogi, zanim wróciłam do sali. Rodzącej obok dziewczynie dziecko miało bradykardie i utknęło w kanale rodnym. Mówi się, że do trzech razy sztuka i w moim przypadku na szczęście miało to miejsce. O 11.53 wyjęli mi Juleczkę z brzucha. Nasłuchuję: "Jesteś?", słyszę kwilenie. Jesteś!

Praca nadesłana przez Katarzynę Rodzińską na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodową" (edycja listopadowa).

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama