


Odkąd wyszłam za mąż pragnęłam dziecka podświadomie, ale to praca przez długi czas była najważniejsza. Czas uciekał, a ja powoli dojrzewałam do myśli o rodzicielstwie. Starania o dziecko trwały prawie rok – 13 listopada 2012 roku zrobiłam test ciążowy . Jak tylko zobaczyłam dwie kreski, cieszyliśmy się z mężem ogromnie. Dni mijały – czułam się dobrze, dziecko rozwijało się prawidłowo. Mieliśmy parę kryzysowych sytuacji, musiałam leżeć, ale dotrwaliśmy do końca. Całą ciążę bałam się porodu Bałam się bólu i tego, co nie znane. Marzyłam, by mąż był ze mną w tym najważniejszym dniu. Ale nie udało mi się go nakłonić do uczestnictwa w narodzinach Antosia. Było mi przykro , ale uszanowałam jego decyzję i codziennie powtarzałam sobie, że dam radę! Nie chciałam naciskać i wyjść na największą zołzę. Nastał w końcu 12 lipca 2013 – nowy rozdział w moim życiu. Rano zakupy z mężem. Gdzieś tam z tyłu głowy pojawiła się myśl, że może to dzisiaj, może jutro. Zacznie się ten poród czy nie? Jest ostatni dzień 39. tygodnia ciąży . Walizka dla mnie i dla synka stoi spakowana w korytarzu. Czuję lekkie bóle w brzuchu. Mały wierci się niemiłosiernie. Lekarka nie ma dyżuru Wieczorem mamy oglądać film. Czuję, że coś się dzieje , ale nadal nic nie boli. Rezygnuję z filmu, położę się, spróbuję zasnąć i mi przejdzie. Zamykam oczy, liczę barany – raz, dwa, trzy, ale nie mogę usnąć. Liczę skurczę – zero regularności, pojawiają się co 8, 10, 5, 5, a potem 20 minut. Leżę sobie i gadam – Synku mój mały, nie kręć się tak strasznie, bo wyjdziesz przez brzuch. Syn odpowiada, serwując mi kopniaka w żebro. Mija godzina, skurcze się rozkręcają , biorę ciepłą kąpiel, ale boli mocniej. Dzwonię do mojej pani doktor, słyszę, że możemy jechać do szpitala, jeśli w domu nie czuję się...

Pierwszego syna, Igora, Magda urodziła siedem lat temu. W Anglii. Miała 23 lata i gdyby nie rosnący brzuch, nie wiedziałaby, że jest w ciąży . Jedynym problemem, jaki miała, była tęsknota za mamą. Poród trwał trzy godziny. Rodziła bez bólu, krzyku i łez. Dziesięć godzin później pokazywała synka świeżo upieczonej babci przez Skypa. Byli już w domu. Bardzo chciała kolejnego dziecka, ale jej życie skomplikowało się tak bardzo, że dopiero po sześciu latach, przeprowadzce do Polski i poznaniu obecnego męża, Szymka, mogła znów doświadczyć cudu narodzin. Oto jej historia: Druga ciąża była całkiem inna niż pierwsza. Spędziłam ją, wymiotując, masując obolałe stopy i kulając się z nogi na nogę. Hormony szalały jak przy połączeniu menopauzy z PMS. Byłam wredna, zła i chronicznie zmęczona. Aż do dnia porodu. Przeczytaj także: Druga ciąża jest inna - czego się spodziewać? 17 listopada 14:45 Leżymy z mężem i synkiem na kanapie. Igor ogląda bajki, ja przysypiam. Nagle czuję, że coś pęka w moim brzuchu. Zrywam się z łóżka: „ Wody mi odeszły! Chciałaś babo, żeby było jak na filmie, to masz!”. 15:00 Stoję na wszystkich ręcznikach, jakie były pod ręką. Leje się ze mnie jak z cebra bez dna. Igor patrzy to na mnie, to na kreskówkę. Szymek biegnie do bankomatu po pieniądze na taksówkę. Dzwonię do opiekunki, by przyszła zająć się moim synem, zanim dojedzie mama. Obieram ziemniaki, żeby mały zdążył zjeść obiad. Skurcze nie do wytrzymania. Nie co pięć minut, nie co trzy... Co minutę. 15:15 Czuję skurcze parte! Wbijam zęby w futrynę. Opiekunka już jest. Kładę się na kanapie i zdaję sobie sprawę, że taksówką nigdzie nie dojadę. Opiekunka dzwoni na pogotowie i do mojego chłopa. Traci zasięg. Po chwili telefon: to dyżurny...

Fajnie byłoby mieć 3-letnie dziecko, które słodko śpi o 7.00! Bardzo podoba mi się ten poziom absurdu, bo wiadomo, że 3-letnie dzieci nie sypiają słodko o 7.00, starsze o tej porze śpią tylko, kiedy trzeba iść do przedszkola lub szkoły, a młodsze nie sypiają właściwie wcale. Aż się prosi o tekst: "Dramat młodej matki: od X lat próbuje zasnąć, a mała tak uparcie nie" . Zamiast tego pozwólcie, że opowiem wam o tym, jak wyglądają poranki matki dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Zdjęcie dla zmyły, żeby się lepiej klikało. Poranek mamy: preludium Nocną ciszę rozdziera mój krzyk. Przez moment myślałam, że to już koniec. "Mieli rację" – myślę. – "Możesz przestraszyć się tak bardzo, że stanie ci serce". Ale nie, jednak nie tym razem. Będę żyć! To dobrze, przecież mam dzieci... Jedno z nich, jak być może odgadliście, jest nawet sprawcą tego dramatycznego przebudzenia. Rzucam wam wyzwanie: spróbujcie się nie przestraszyć, powstrzymajcie przed wrzaskiem, kiedy z głębokiego snu budzi was poczucie, że coś jest nie tak, że ktoś tu jeszcze jest, ktoś przygląda ci się w milczeniu, z bliskiej odległości, czujesz jego oddech na twarzy i wiesz, że nie jest to twój mąż , bo przez warstwy snu dociera do ciebie jego chrapanie. Czyjaś obecność zakłóca naturalny porządek rzeczy. Wciąż śpiąc, otwierasz jedno oko, a tam ponura ciemna postać z włosami do pasa, zasłaniającymi twarz niczym z plakatu japońskiego horroru, szepcze: "maaamooo...". Córeńka. Pić jej się chce. Jest 4.30 . Za dwie godziny zadzwoni budzik i rozpoczniemy nasz rytualny taniec, ten, którego kroki znają wszyscy pracujący rodzice dzieci uczęszczających do placówek opiekuńczo-edukacyjnych i od którego zależy jeśli nie przetrwanie, to przynajmniej utrzymanie pracy i dachu nad głową dla rodziny. Czyli jednak przetrwanie....