Pamiętam nasz pierwszy telewizor. Miałam trzy, może cztery latka i siedziałam na dywanie, jak zaczarowana wpatrując się w magiczne, czarno-białe obrazki. Czasem oglądałam sama, czasem na kolanach taty, wciąż zauroczona nowymi historiami, które w czarodziejski sposób trafiały wprost do naszego salonu. Później, jakoś pod koniec podstawówki powtarzałam wszystkim, że kiedyś sama będę pracować w telewizji. Rodzice uśmiechali się pod nosem i mówili, że zostanę prawniczką, tak jak oni. Moi rówieśnicy pukali się w czoła, a za moimi plecami gadali, że zadzieram nosa. Ale ja wiedziałam swoje i robiłam wszystko, żeby spełnić marzenia.
Sięgałam odważnie po swoje marzenia
Kiedy moje nastoletnie przyjaciółki uganiały się za chłopakami, ja zakuwałam angielskie słówka lub biegłam na lekcje pianina. Gdy na studiach inni spędzali weekendy na zabawie, ja załatwiłam sobie staż w lokalnej telewizji. Oczywiście zaczynałam od samego dna, byłam dziewczyną na posyłki – sekretarką, sprzątaczką i telefonistką w jednym. Ale po pewnym czasie udało mi się podsunąć ówczesnemu dyrektorowi programowemu kilka pomysłów na program i w ten sposób dostałam awans.
Zaczęłam wyszukiwać informacje do wiadomości, a później sama je poprowadziłam. Praca wciągnęła mnie bez reszty – studia ledwo udało mi się skończyć i to z miernym wynikiem, ale nikogo to nie interesowało. Liczył się fakt, że byłam ambitna i medialna, jak mawiał mój przełożony. Parłam do przodu jak burza. Tuż po dwudziestych siódmych urodzinach dostałam kolejny awans i podwyżkę, zaraz po trzydziestce – szef zaproponował mi własny program.
– Poprowadzisz coś w rodzaju wywiadów na żywo. Kobiety – politycy od kuchni. Będziecie się spotykać na luzie, rozmawiać, gotować na oczach widzów, a w międzyczasie omawiać najistotniejsze problemy polityczne, trochę plotkować o życiu prywatnym twoich gości, tak to widzę – oznajmił mi dyrektor programowy i zapytał, czy się zgadzam.
– Żartujesz? To fantastyczne – zapaliłam się do jego pomysłu, wiedząc, że świetnie dam sobie radę.
Zobacz także: Sprawdź, jaką jesteś mamą.
Dla kariery byłam gotowa zrobić wszystko. Na żądanie schudłam i zmieniłam fryzurę
Jako kobieta, świetnie będę się czuła w roli gospodyni kulinarnego show. Byłam ambitna, więc w małym palcu miałam większość zagadnień społeczno-politycznych, a moja chęć pięcia się wyżej po szczeblach telewizyjnej kariery tylko podsycała mój entuzjazm. Przygotowania do programu ruszyły pełną parą. Kazano mi schudnąć trzy kilo, więc się głodziłam. Kazano być dyspozycyjną, więc byłam na każde skinienie zarządu. Kazano rozjaśnić włosy – rozjaśniłam. Robiłam to wszystko, bo myślałam, że dzięki telewizji dojdę gdzieś tam, gdzie nawet nie śniłam się znaleźć, że będę kimś. A ja naprawdę chciałam być sławna. Liczył się też prestiż, duże pieniądze i ciekawa praca, ale najbardziej lubiłam, gdy obcy ludzie zaczepiali mnie na ulicy i pytali, czy przypadkiem nie pracuję w telewizji.