Reklama

Mój mąż jest introwertykiem. Lubi spędzać czas w samotności. Gdy zastanawiałam się nad porodem, chciałam, by ktoś mi przy nim towarzyszył, ale nie byłam pewna, czy powinien to być mój mąż. Z jednej strony chciałam by był przy mnie, ale z drugiej strony tyle słyszałam o mdlejących przy porodzie tatusiach...

Reklama

Szkoła rodzenia dobrze mnie przygotowała do porodu. Próbowałam podzielić się tą wiedzą z mężem. Tłumaczyłam: „Gdyby była taka sytuacja, to chciałabym, abyś...” lub „Podobno mąż na porodówce może pomóc w taki sposób, że...” Mąż słuchał jakby jednym uchem, nie wyglądał na zainteresowanego.

Sama na porodówce

Do szpitala pojechałam w poniedziałek. Poród zaczął się we wtorek o drugiej w nocy. Na początku było spokojnie. Brzmiały mi w głowie słowa położnej ze szkoły rodzenia: „Na początku, gdy skurcze są słabe, to oddychaj głęboko i podsypiaj. Oszczędzaj siły!”. Więc spałam między skurczami. Położną zawołałam dopiero około czwartej rano, kiedy byłam pewna, że akcja porodowa rozwinęła się na dobre.

Podpięto mnie pod KTG i powiedziano, żeby do męża zadzwonić dopiero około 8.00, bo wcześniej nie ma takiej potrzeby. Po badaniu przeniesiono mnie na salę porodową. Tam poczułam, że zostałam sama. Zauważyłam, że poród nabiera na sile. Była 5.00 nad ranem. Ukradkiem zadzwoniłam z sali do męża. Poprosiłam, żeby już nie spał, bo tak czuję się pewniejsza.

Mąż już jest przy mnie

Choć nie prosiłam, by przyjechał, zjawił się w szpitalu po 40 minutach. Gdy usłyszałam, że na korytarzu kogoś pyta, gdzie mnie może znaleźć byłam szczęśliwa. Nie byłam już sama. Nawet skurcze, jakby mnie bolały.

Podczas badania okazało się, że nie słychać bicia serca naszego dziecka. Zbiegli się lekarze, położne. Nikt z nich nie zwrócił uwagi na mojego męża, który stał cichutko obok mnie. Złapałam go za rękę, by nie odszedł. Chyba wyczuł mój stan, bo przejął inicjatywę, zaopiekował się mną. Liczył mi czas, mówił, ile jeszcze zostało do kolejnego skurczu.

Podczas skurczów ściskałam mu przedramię i starałam się odpowiednio oddychać. We dwoje szło nam naprawdę dobrze. Skurcze stały się przewidywalne. Jego spokojny głos nad moim uchem, uspokajał mnie.

Działał na mnie jak balsam

W pewnym momencie zostaliśmy sami – lekarze przekierowali sygnał z KTG do dyżurki i stamtąd śledzili przebieg porodu. Skurcze były już co trzy minuty. Nagle poczułam ostry ból. Zaczęłam płakać i krzyczeć. Głos nade mną mówił: „Ciii, spokojnie, oddychaj...”. Przybiegła położna i oznajmiła, że mam już 7 cm rozwarcia i że około 12.00 urodzę (była dopiero 7.00). Akcja nabierała tempa. Nagle okazało się, że mam rozwarcie na 10 cm. Położna próbowała różnych pozycji, mąż pomagał mnie obracać. Niewiele z tego pamiętam. Byłam bardzo osłabiona. Urodziłam o 9:13. Położna była zaskoczona tak szybką akcją porodową.

Położna chwaliła mojego męża

Po porodzie miałam bardzo niskie ciśnienie. Szybko podano mi jakąś kroplówkę i zostawiono nas samych. Pamiętam widok płaczącej córeczki na moim brzuchu i radosnego męża u mojego boku. Niesamowite uczucie! Szczęście nie do opisania słowami.

Mąż był dumny z siebie. Przyznał po jakimś czasie, że bardzo bał się porodu. Jednak widok naszego dziecka, przecięcie pępowiny to najwspanialsze wspomnienia, jakie ma. Opowiadał, że za zgodą położnej widział, jak wychodzi główka naszego dziecka. Mówił, że zrobiłby to jeszcze raz, gdyby była taka potrzeba.

Położna bardzo chwaliła mojego męża. Lekarz powiedział, że pierwszy raz widział tak opanowanego mężczyznę na porodówce i również mu gratulował. W nagrodę dostaliśmy najlepszy pokój jednoosobowy z regulowanym łóżkiem.
Jedno wiem na pewno: bez męża, nie dałabym rady! Był moim źródłem spokoju i ogromnym wsparciem. Byłam bardzo zaskoczona jego postawą, trzeźwością umysłu i wytrzymałością. Na moje pytanie, skąd wiedział co ma robić, odpowiedział: "przecież mi mówiłaś przed porodem". Teraz mi głupio, że w niego wątpiłam. Jestem z niego bardzo dumna. Mąż czuje się bardzo odpowiedzialny za nas. Bardzo mi pomaga i nie boi się opiekować takim maleństwem.

Zobacz także:

  • Prawdziwe historie: Mam swoje ziarenko
  • Prawdziwe historie: Narodziny z klaunem przy boku
  • Prawdziwe historie: Z bólu błagałam o cesarkę
Reklama

Praca nadesłana przez Agnieszkę na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja lutowa).

Reklama
Reklama
Reklama