Prawdziwe historie: o mało mu nie złamałam ręki
Poród to niesamowite przeżycie dla matki, dla dziecka, dla ojca. Zwłaszcza dla tego ostatniego może być wyjątkowym, poruszającym przeżyciem. Przeczytaj historię Eweliny.
- Ewelina Durko-Niemiec/ praca konkursowa
Było nas dwoje na jednej planecie, na jednej płaszczyźnie we wszystkich sferach życia. Uwielbialiśmy swoją obecność, swój dotyk, a wzajemne wspieranie się było naturalną rzeczą każdego dnia. Pewnego dnia przyszedł czas na dodatkową porcję uczuć - czekaliśmy na Karolinkę.
Silny, wrażliwy mężczyzna
Od początku mogłam liczyć na pomoc męża. Sam znalazł szkołę rodzenia i zapisał nas do niej, abyśmy wspólnie mogli przygotować się na przyjście naszej córeczki. Nie przeraziły go opowieści z porodówki. Powiedział, że chce być przy narodzinach naszej córki. Był pewny tego, co mówi. Wątpliwości miałam za to ja. Wiedziałam, że jest silnym facetem, ale wrażliwym, i że to co zobaczy na porodówce może go poruszyć.
Ciekawość nie popłaca
25 kwietnia 2014 roku nadszedł dzień narodzin naszej córeczki Karolinki. Miała przyjść na świat tak jak żyła przez 9 miesięcy w brzuchu, tj. w ciszy, półmroku, bez komplikacji...
Rodziła się przez kilka godzin. Całym ciałem, każdą tkanką, każdą komórką pomagałam swojemu dziecku przyjść na świat. Bardzo mi w tym pomagał mąż.
O godzinie 14.00 podczas badania lekarz przebił mi pęcherz płodowy. Mąż był zaszokowany, gdy zobaczył, że pod łóżkiem zrobiło się mokro. Chciał wiedzieć, dlaczego, więc odchylił kołdrę... Mój krzyk sprawił, że więcej tego nie zrobił.
O mało nie złamałam mu ręki
Mąż podał mi rękę, bym ją ściskała, jednak szybko tego pożałował - o mało mu nie jej nie złamałam. Chwyciłam się więc łóżka. Podczas skurczy uderzałam dłonią w obręcz łóżka, by potem paść na łóżko zemdlona. Mąż nerwowo chodził wokół łóżka, nie wiedział co robić. Co chwila pytał położnej, czy nic mi się nie stanie. Podawał mi też wacik nawilżony wodą i przecierał nim moje usta.
Upewniłam się, że z naturą nie wygramy, że musimy jej słuchać, że nasze ciała mają swoją moc. Gdy wybiła godzina 17.00, mąż wyszedł na chwilę, by ochłonąć. Nagle usłyszał krzyk, gdy wbiegł do sali zobaczył, że zaczęła się akcja porodowa. Stanął za mną, trzymał mnie za rękę; informował o postępie porodu.
Już na świecie, kochanie
O 17.25 nasze maleństwo było na świecie. Położyli mi Karolinkę na piersiach, a tatuś lekko paluszkiem dotykał małą główkę. Mówił nam, że jesteśmy piękne. Po chwili położna przyniosła opaskę z imieniem i nazwiskiem maleństwa i założyli ją na jej rączkę. Dumny tatuś przeciął pępowinę, a później przytulił maleństwo do siebie.
Przez cały poród był bardzo dzielny. Starał się nie pokazywać, ile go to nerwów kosztowało. Dopiero w domu, po powrocie ze szpitala, zwierzył się siostrze, że musi dojść do siebie po tym wszystkim co zobaczył.
Praca nadesłana przez Ewelinę Durko na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja lutowa).