Prawdziwe historie: Ostatnią lekcje szkoły rodzenia spędziłam na praktykach na porodówce
Kochanie wstawaj! Nasza córka postanowiła przyjść dzisiaj na świat - budziłam męża. Zamiast ostatnich zajęć w szkole rodzenia trzymałam naszą córcie w ramionach. Poznaj historię Aleksandry.
- Aleksandra Domke/ praca konkursowa
Poszłam zwiedzać porodówkę a nie rodzić
37. tydzień ciąży, wszyscy pytają jak się czuję i czy jestem spakowana do szpitala. Nie, jeszcze nie, przecież mamy jeszcze czas; odpowiadam ze spokojem.
Pojechaliśmy na drugie badanie KTG posłuchać serducha naszej córki... biło!
A tu pani doktor pyta jak przygotowania, bo czynność skurczowa macicy wyniosła w pewnym momencie 70%! A czy mnie to powinno boleć? Głupio zapytałam, bo czuję, że brzuch się napina, ale nie boli.
Tego dnia zaplanowaliśmy też „zwiedzanie” porodówki i oczywiście atmosfera się udzieliła.
Zawitali do nas teściowie, a emocje udzielały się dalej, bo tematem przewodnim rozmów była ciąża i poród.
O nie kochana, jeszcze nie przychodzisz na świat!
Przede wszystkim jesteś jeszcze za mała, nie mamy wózka, łóżeczko jeszcze nie złożone, my nie spakowani do szpitala, w szkole rodzenia nie przerobiliśmy opieki nad noworodkiem!
No i córciu, ja rozumiem, że jest u nas babcia i dziadek, ale to też teściu i teściowa! Aż tak rodzinnie nie będziemy rodzić! A poza tym mama musi iść do fryzjera, chce przeczytać jeszcze jakąś książkę…
Córa posłuchała, ale... nie wytrwała do końca.
12 dni przed terminem, obudził mnie w nocy skurcz. Śpię dalej, potem kolejny, przerwa, kolejny. O siódmej rano odkryłam stoper w telefonie i zaczęłam mierzyć… Budzić już męża, czy nie? Niech się bidulek wyśpi, nie wiadomo kiedy będzie następna okazja.
Ok. 9:30 budzę, kochanie nasza córka postanowiła przyjść dzisiaj na świat.
Ale zdążę zjeść śniadanie i wypić kawę? - zapytał. No pewnie, odpowiedziałam ze stoickim spokojem, ja – pierworódka.
W południe byliśmy w szpitalu.
E, to mogą być skurcze przepowiadające - stwierdziła pani która mnie przyjmowała, no ale poszliśmy na salę porodową. Powoli rodzimy, powiedziała położna.
Jak to powoli?, to ile to będzie trwało?, pomyślałam. A potem życzyłam jej więcej takich porodów.
O 16:30 patrzyłam prosto w piękne, duże oczy swojego malutkiego szczęścia.
O 17:00 zaczynały się ostatnie zajęcia w szkole rodzenia – opieka nad noworodkiem. Przeszliśmy od razu do praktyki.
Praca nadesłana przez Aleksandrę Domke na konkurs na historię ciążowo-porodową (edycja listopadowa).