Reklama

Czwartek, godzina 10:00

Cztery dni po wyznaczonym terminie porodu wybieram się na rutynową kontrolę. Podłączają mnie do maszyny i niby jest wszystko w porządku, ale w czasie skurczu coś się u ciebie dzieje. Biorą mnie na obserwację, żeby sprawdzić, czy będzie się to powtarzać. Mąż przywozi mi rzeczy. Uspokajam się, bo wszystko jest w normie. Czuję, że niedługo sie zobaczymy.

Reklama

Czwartek, godzina 23:00

Lekarz informuje mnie: "Wywołujemy poród!". Oczy zrobiłam jak pięć złotych: "Już? Teraz?". Szybki telefon do męża, który zdążył wrócić do domu. Od 5.00 rano biedak był na nogach, a mimo to trwał przy nas. Trzymał mnie za rękę. Przy każdym skurczu, czułam jakbym łamała mu palce. Zaciskałam zęby, żeby pokazać mu, jaka jestem twarda. Mówił: "Krzycz, jak to Ci pomoże!" Nie chciałam.

Piątek, godzina 03:15

Odchodzą mi wody płodowe. Przepraszam położną, że musi po mnie sprzątać. Ta głaszcze mnie po głowie, uśmiecha się lekko. Czuję, jak pchasz się na świat, ale ciągle jest coś nie tak. Próbujemy zasnąć. Jest tak spokojnie, słyszmy, jak w sali obok inna kobieta rodzi. Spojrzeliśmy na siebie, a nasze oczy mówiły, że to już niedługo.

Piątek, godzina 8:00

Zmiana personelu. Decyzja: "Tniemy". Jestem przerażona i roztrzęsiona. Nieprzygotowana psychicznie i fizycznie. Wszystko dzieje się tak szybko. Między jednym skurczem, a drugim podpisuję zgodę na operacje. Dookoła kręcą się pielęgniarki. Jedna mnie cewnikuje, druga goli jak owce, zero wyczucie i delikatności, ale nie zwracam na to uwagi. Płaczę z nerwów, bo przecież nie tak to miało wyglądać. Zdążyłam jeszcze oddać tacie całą biżuterię, zanim wzięli mnie na salę. Leżę na stole, znieczulona od pasa w dół. Łzy zalewają mi oczy, nie mogę się uspokoić i trzęsę się jak galaretka. Zaczynam śpiewać, aby zapomnieć o tym, co się dzieje.

Piątek, godzina 8:15

Jesteś. Wyciągnęli cię, a ja po raz kolejny wybucham płaczem. Tym razem ze szczęścia. "Jest moja? Ma wszystko?" – pytam. Słyszę twój płacz i widzę cię taką malutką, bezbronną. Podają mi ciebie na chwile, abym mogła cię ucałować.

Jestem już na sali. Pielęgniarka przynosi ciebie i kładzie mi na piersi. Jesteś cudem, na który czekaliśmy.

Teraz patrzę na ciebie jak śpisz. Wzruszam się po raz setny w tym tygodniu, a może nawet dniu. W końcu jesteśmy rodziną, a ty jesteś naszym największym szczęściem.

Praca nadesłana przez Hankę na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja listopadowa).

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama