Reklama

Jak każda kobieta, która spodziewa się dziecka, zastanawiałam się nad płcią swojego maluszka. Dawniej można było jedynie domyślać się, czy na świat przyjdzie chłopiec czy dziewczynka i wiele kobiet zgadywało płeć dziecka na podstawie swoich żywieniowych zachcianek – apetyt na słodycze miał oznaczać płeć żeńską dziecka, a upodobanie do pikantnych i słonych produktów spożywczych niemal gwarantowało, że urodzi się dziecko płci męskiej.

Reklama

Poznać płeć dziecka czy nie?

Z mężem długi czas sprzeczaliśmy się o to, czy chcemy poznać płeć dziecka przed porodem, czy też poczekamy z tym do porodu. Długi czas analizowaliśmy wszystkie za i przeciw. Ja byłam za - argumentowałam, że będę mogła wcześniej przygotować się na przyjście na świat naszego dziecka, natomiast Adrian, mój mąż, pragnął elementu zaskoczenia. Bardzo chciałam mieć dziewczynkę, a że byłam "łasa na słodycze", wszyscy przepowiadali mi dziecko właśnie tej płci. Adrian nieco sceptycznie podchodził do tych przepowiedni, ale chyba dlatego, że... bardzo pragnął mieć syna.

Po wielu namowach, prośbach, a nawet groźbach, w końcu udało mi się przekonać Adriana i w 22. tygodniu ciąży wybraliśmy się na badanie USG. Co prawda maleństwo sprytnie próbowało ukryć przed nami swoją płeć, jednak po kilku minutach lekarz w końcu stwierdził: dziewczynka. Bardzo się cieszyliśmy... no dobra, ja się cieszyłam bardziej. Adrian był nieco zawiedziony, gdyż bardzo pragnął chłopca, z którym mógłby dzielić swoją pasję - piłkę nożną.

Mnie, jak to w życiu bywa, poniósł szał zakupowy, kupowałam wszystko co słodkie i różowe: kocyki, ubranka, nawet różowy wózek. Kącik naszego maleństwa był równie słodki i oczywiści różowy.

Dzień porodu, dzień niespodzianek

W końcu nadszedł dzień porodu. Adrian cały w nerwach czekał na mnie i naszą gwiazdkę w poczekalni. Nagle jego oczom ukazała się położna, mówiąc: "Gratuluję! Ma pan syna!". Na co mąż odpowiedział: " Ja? Nie, ja mam córkę!". Położna odpowiedziała: "To ja nie wiem, co pan ma, ale pana żona ma syna!". Przez trzy dni spędzone w szpitalu nasz synuś był ubrany na różowo. Wszyscy nam gratulowali pięknej córy, a ja musiałam opowiadać naszą historię.

Do dziś się z niej śmiejemy. Na szczęście wszystko, co słodkie i różowe podarowałam mojej najlepszej przyjaciółce, która urodziła piękną, zdrową córę miesiąc po mnie. Ja, mimo niezwykłego zaskoczenia, byłam przeszczęśliwa i ani trochę zawiedzona tym, że zamiast Zosi urodził się Antoś.

Adrian jest najwspanialszym ojcem i już zaszczepia w naszym synu miłość do piłki nożnej.

Praca nadesłana przez Agnieszkę S. na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja lutowa).

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama