Reklama

Razem z mężem staraliśmy się o dziecko niecały rok. Kiedy pewnego razu zrobiłam test ciążowy, wyszedł pozytywny: miał dwie kreski. Od początku chciałam mieć córeczkę, natomiast mąż (jak to z mężami często bywa) chciał mieć synka. Kiedy w połowie ciąży poszliśmy na badanie USG, mąż zapytał doktora o płeć dziecka. Ginekolog powiedział, że na 98% dziewczynka, ponieważ nie widzi męskich narządów, tzn. siusiaka. Ja się bardzo ucieszyłam, mąż w sumie też... najważniejsze, że było zdrowe.

Reklama

Wpadłam szał zakupowy

Kupiłam dosłownie wszystko, co dla dziewczynki mogło istnieć w kolorze różowym. Wózek różowy, łóżeczko turystyczne różowe, pościele, kocyki, ubranka, butelki... wszystko różowe.
Bardzo chciałam ozłocić swoją małą wymarzoną księżniczkę, która miała mieć na imię Amelka. Nawet wstążkę czerwoną na wózek kupiłam z imieniem Amelia.

Dzień porodu

Kiedy nadszedł dzień porodu, 17 lipca 2012 r., próbowałam dobudzić męża (ma twardy sen). Było wcześnie rano – 4.30. Powiedziałam do niego: "wstawaj odeszły mi wody, jedziemy do szpitala; Amelka chce nas poznać". Zareagował dopiero po chwili.
Kiedy jechaliśmy na porodówkę, zabrakło benzyny... Na oparach paliwa udało nam się dojechać na stację i zatankować.
Po wejściu do szpitala, dostaliśmy dokumenty, które wypisywał za mnie mąż, a ja poszłam przebrać się w piżamę do porodu. Mąż nie mógł mi towarzyszyć w porodzie, bo tego dnia miał rozmowę w sprawie pracy – bardzo mu na niej zależało.
Gdy pojechałam na porodówkę, miła położna wypytywała mnie o różne sprawy związane z dzieckiem, m.in. o jego płeć. Po badaniu okazało się, że będę rodzić przez cesarskie cięcie. Pojechałam na salę operacyjną, dostałam znieczulenie i wykonano zabieg.

Niespodzianka!

Nagle usłyszałam od położnej: "ale my tu mamy jajeczka!". Początkowo nie zrozumiałam, o co jej chodzi. Jakie jajeczka?! Dopiero później dotarł do mnie sens jej słów. To był chłopczyk! Miałam syna!
Kiedy mąż przyjechał z rozmowy kwalifikacyjnej i zobaczył synusia, popłakał się. Wziął go na ręce i nie chciał już puścić. Był najszczęśliwszy pod słońcem.

Jak się pozbyć różu?!

Mąż dostał zadanie: zmienić całą aranżację pokoiku dla dziecka, przede wszystkim pozbywając się różu. Łóżeczko wymienił na zwykłe drewniane, kupił nowy rożek i ubranka dla chłopca. Wymieniliśmy wózek. Tego czego nie udało nam się wymienić, oddaliśmy do domu samotnej matki w Katowicach.
Mam nauczkę na przyszłość – z niektórymi zakupami warto poczekać.

Reklama

Historia została nadesłana przez Sandrę na konkurs "Podziel się z nami swoją historią ciążowo-porodową" (edycja październikowa).

Reklama
Reklama
Reklama