Prawdziwe historie: To już? Chcę pochwalić się swoim skarbem!
Najpierw poczułam ból brzucha, tak jak bym miała dostać okres. Ale to niemożliwe, przecież za tydzień rodzę! Czyżby się zaczęło? Przeczytaj historię Sandry, mamy Gabrysi.
- Sandra/ praca konkursowa
18 czerwca 2014 roku
Godzina 16.00.
Zaczęło się? Nie... to na pewno tylko bóle brzucha. Tylko takie dziwne... Jak bym miała dostać okres? To niemożliwe, przecież jestem w ciąży, za tydzień mam urodzić. A może to skurcze? Ale nie... Mówili, że skurcze są regularne, najpierw rzadko, nawet co godzinę, a później coraz częściej. Te bóle są raz co 8 minut, raz co 15 minut. To na pewno nie są skurcze porodowe.
Godzina 17.00.
– Idziecie na zakupy? Idę z wami! Wezmę sobie ciastka, czekoladę, wiem! Zrobimy sałatkę gyros! Trzeba kupić kurczaka i warzywa. Długa ta kolejka. Znowu coś mnie boli. Oj teraz już trochę mocniej. Aż się zwinęłam w pół. Ale nie, to niemożliwe, ostatnio bolało prawie 20 minut temu.
Zakupy zrobione, pytają się mnie, czy chcę pojechać do szpitala. Grzecznie odpowiadam, że nie, a po cichu myślę sobie: "coś już im się w głowach poprzewracało od tego stresu". Wracamy do domu!
Godzina 18.00.
– Ojej! Boli coraz mocniej! Zadzwonić po narzeczonego? Nie. Pracuje, nie będę mu przeszkadzać. A może jednak? Zaczyna jeszcze bardziej boleć. Zadzwonię najpierw do jego bratowej, ona też niedawno rodziła, to mi powie. "Nieregularne? Nie boli aż tak mocno? To na pewno nie to. Zostań w domu, odpocznij, weź ciepłą kąpiel." No dobrze – to zostanę.
Godzina 19.00.
– Jednak zadzwonię po niego. Boli coraz bardziej, potrzebuję mieć go przy sobie... Przyjechał. Z bólu do oczu napływają mi łzy. Skurcze nadal są nieregularne. Raz co 5 minut, raz co 8 minut. Na pewno nie są to skurcze porodowe. A może pojedźmy do tego szpitala, może dadzą mi coś rozkurczowego, bo nie wytrzymam tak całej nocy. Torby zostawię, bo przecież niedługo wrócimy. Ale mama nalega, żebym zabrała torby. No dobrze – niech im będzie.
Godzina 20.00.
– Dojechaliśmy do szpitala. Podłączyli mnie pod KTG, potem zbadali. Słyszę: "3 cm rozwarcia! Tą panią na porodówkę!". Jestem pewna, że poleżę tam sobie i rano wrócę do domu, pytam się: "Torbę dla dziecka też zabrać, czy tylko swoją?". Odpowiadają mi, że dla dziecka też. Dziwne.
Godzina 21.00.
– Porodówka. Skurcze coraz mocniejsze... O kurczę, chyba się zaczyna. Położna wypytuje mnie o przeróżne informacje, jednak nie chcą one przejść przez gardło. Słyszę "5 cm rozwarcia!". Za chwilę słyszę "7 cm rozwarcia". Myślę, sobie – tak, na pewno się zaczęło. Dobrze, że wzięłam obie torby. Narzeczony obok, chyba wytrzyma. Nieee...
Jeszcze pewnie przeleżę tu 7 godzin. Nie wytrzymam tego! Coraz więcej ludzi przychodzi. Jakiś lekarz i jeszcze jeden. Mówią coś do mnie, ale nie wiem co. Mam przeć? Ale jak to się robi? Boli, nie słucham ich, pokrzyczę sobie, bo może nie wiedzą, że to boli. Chyba jednak wiedzą, nadal każą przeć. No to prę! Boli. Krzyczę, że mają mi dać znieczulenie. Zaczynają je szykować. A tu niespodzianka! Już po wszystkim
Godzina 23:15.
Na świat przyszła mała, piękna Gabrysia, z wielką czarną czupryną. Cały ten ból już nie miał najmniejszego znaczenia! Najwspanialsza istota właśnie leżała na moim brzuchu. Tak bardzo Cię kocham, Maleństwo moje! Czyli to już? Tak szybko? To ja już chcę do domu! Pochwalić się światu moim Skarbem!
Historia została nadesłana przez Sandrę, mamę Gabrysi, na konkurs "Podziel się z nami swoją historią ciążowo-porodową" (edycja październikowa).