Reklama

To dla tej kruszynki potrafią zmienić swoje życie i choć czasem są zmęczeni i trochę narzekają, to radości i uroków rodzicielstwa nie można niczym zastąpić i już nigdy i nikomu nie oddaliby swojego maleństwa.

Reklama

Dwie kreski

My z mężem bardzo pragnęliśmy dziecka, ale niestety los był przeciw nam. Były chwile zwątpienia, trwało to długo, ale wreszcie się udało. Oboje z mężem siedzieliśmy i wpatrywaliśmy się w głuchej ciszy w test ciążowy. Nie mogłam uwierzyć, że widzę dwie kreski i pytałam ze sto razy męża, czy on też je widzi, czy to nie jest tylko wytwór mojej wyobraźni. Nie! On też widział te dwie wymarzone kreski! Z euforii nie mogliśmy znaleźć sobie miejsca w domu, a potem ciężko było zasnąć. Siedzieliśmy przytuleni mocno do siebie i nie mogliśmy uwierzyć w ten cud. Nasz mały cud.

Miłość w oczach mojego męża

Jeszcze tego samego dnia umówiłam się do ginekologa, by mieć pewność, że test nie kłamie. Data wizyty wypadała w naszą rocznicę ślubu. Gdy doktor rozpoczął badanie USG byliśmy bardzo podekscytowani. Nagle usłyszeliśmy bicie serca i pan doktor pokazał nam to malutkie serduszko na ekranie. Z moich oczu poleciały łzy szczęścia, a mąż z radości uściskał lekarza. Nigdy nie zapomnę tego dnia, tych emocji, tego szczęścia, tej miłości w oczach mojego męża. To była najpiękniejsza rocznica ślubu i najcudowniejszy prezent, jaki można sobie wymarzyć.

Nie mogę się doczekać, by cię zobaczyć

Brzuszek rósł, maluszek rozwijał się prawidłowo. Mąż uczestniczył we wszystkich wizytach lekarskich w czasie ciąży. Dbał o nas, jak tylko mógł. Nawet pożyczył od babci stetoskop, by słuchać bicia serca naszego maleństwa. Głaskał czule mój brzuszek i mówił do dzidziusia, jak bardzo się cieszy na jego narodziny i jak się nie może już doczekać, by go zobaczyć.

To chłopczyk

Z czasem chcieliśmy poznać płeć dziecka, ale maleństwo nie chciało się ujawnić i stale odwracało się do nas pleckami. Ja wiedziałam, że to synek. Czułam to jakoś wewnętrznie. Płeć dziecka poznaliśmy dopiero przy piątej wizycie u lekarza. Doktor zaczął USG, a nagle mąż krzyknął: "siusiak". Pan Doktor był zdziwiony, że go wyprzedził z "diagnozą" oraz tym, że tak dobrze potrafił "to" wypatrzeć. Potwierdził: "Tak, to chłopczyk". Uśmiechnęłam się szeroko, bo od dawna to wiedziałam, ale błysk w oczach mojego męża był bezcenny.

Po wizycie pojechaliśmy do sklepu i przyszły tatuś kupił dla swojego synka małe adidasy i strój piłkarski swojego ulubionego klubu piłkarskiego. Nie miałam nic przeciwko - każdy cieszy się na swój sposób, a ten mały cud w moim brzuszku był też jego dziełem.

Praca nadesłana przez Sylwię Krause na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja listopadowa).

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama