Reklama

Cześć,

Reklama

„Nie zapiszę pani, bo nie mamy już wolnych miejsc”. To zdanie dźwięczy mi w głowie już od kilku dni. Olek śpi, a ja słyszę jego ciężki oddech i przypominam sobie beznamiętny głos rejestratorki. Była spokojna, jakby mówiła o czymś zupełnie naturalnym, jakby to było oczywiste, że moje dziecko nie może liczyć na lekarza, bo w tym dniu wizyty już się skończyły. Olek ma tylko 4 latka i bardzo gorączkuje.

Nie można dostać się do pediatry. W przychodni nie ma miejsc dla chorych dzieci

Powiedziałam jej, że Olek naprawdę źle oddycha i kaszle całą noc. Odpowiedziała, że nie może mi pomóc, a ja powinna spróbować następnego dnia. Choć nigdy mi się to nie zdarza, podniosłam głos. Próbowałam wytłumaczyć jej, że w każdej chwili stan synka może się pogorszyć. Usłyszałam, że w takim przypadku powinnam udać się na SOR, a jeśli mam taką potrzebę mogę skorzystać z prywatnej przychodni.

Potrzebuję wizyty u pediatry. Nie chcę potem jechać na SOR

SOR. Wiadomo, jak tam jest. Kilka godzin czekania wśród płaczących maluchów, które potrzebują pomocy natychmiast. A prywatna wizyta? Jasne, mogłabym pójść. Wydać 300 zł na wizytę, może kolejne 200 na dodatkowe badania. Tylko co jeśli za tydzień znowu coś się stanie? Czy zdrowie mojego dziecka naprawdę zależy od tego, czy mamy na koncie kilka dodatkowych stówek?

Słowa rejestratorki dobiły mnie. Rodzice nie wiedzą, jak zdobyć miejsce u pediatry

Z przychodni wyszłam wściekła. Na system, który pozwala na takie sytuacje. Nawet na niewinnych lekarzy, którzy pewnie są przepracowani. Na rejestratorkę, która rzucała „nie mamy miejsc” jakby mówiła o braku chleba w piekarni. Przede wszystkim jednak na siebie. Nie mogę nic z tym zrobić.

Nasze zdrowie będzie zależeć od portfela rodziny

Wieczorem siedzę obok łóżka Olka i słucham jego oddechu. Na razie jest stabilnie, ale co będzie za kilka godzin? Być może skończy się na nocnej wizycie na SOR. Na razie czekam. Czekam i modlę się, żeby w przyszłości zdrowie mojej rodziny nie zależało od zasobności naszego portfela. Do tego czasu z nerwów stracę pewnie wszystkie włosy. Zastanawiam się, czy tylko w naszej dzielnicy są takie problemy. Mieszka tutaj dużo rodzin z dziećmi. Jak sytuacja wygląda w innych miejscach?

Iza

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama