Reklama

Powiem szczerze – Marzena mi zaimponowała. Nie była taka, jak inne kobiety, które latami tkwią w nieudanych związkach i tylko na spotkaniach z przyjaciółkami narzekają na mężów. Ona wiedziała, czego chce, dlatego kiedy małżeństwo przestało jej odpowiadać, postanowiła je zakończyć. Nie miała dzieci, więc dla niej było to prostsze niż dla kobiet, które w imię sprawy muszą latami tkwić w kiepskich związkach. Marzena po prostu odeszła.

Reklama

Z dnia na dzień zmieniła swoje życie

Byłam pełna podziwu, że mimo wieku (obie byłyśmy po czterdziestce) chce jej się walczyć o swoje. Ja już straciłam nadzieję, że spotkam kogoś odpowiedniego. Mój związek rozpadł się już dawno, nie z mojej inicjatywy, to mąż zostawił mnie dla innej. No, ale nie o mnie miała być mowa.

– Poznałam kogoś, kto jest dla mnie ważny i nie potrafię oszukiwać Sebastiana, ani nie chcę prowadzić podwójnego życia z kochankiem u boku – zwierzyła mi się Marzena któregoś dnia.

To było dla mnie jasne. Nie raz przecież mówiłyśmy, że tylko prawdziwa miłość mogłaby pchnąć nas do definitywnych kroków. Marzena widocznie trafiła na kogoś, dla kogo warto jest wywrócić swój świat do góry nogami. Podziwiałam ją, że postawiła wszystko na jedną kartę.

– Wiesz, on mnie adoruje, obsypuje komplementami, a jedyne, na co zdobywał się Sebastian, to milcząca akceptacja. Od lat nie usłyszałam od niego miłego słowa – mówiła.

Rozumiałam ją, bo samej zależałoby mi na tym, żeby mężczyzna odpowiednim słowem podkreślał moją atrakcyjność, ale nie byłam pewna, czy brak komplementów jest wystarczającym powodem, by odejść od człowieka, z którym spędziło się tyle lat. Ja pewnie bym się nie zdobyła na taki krok.

Kiedy Marzena się wyprowadziła, bywało, że od czasu do czasu wpadałam na jej męża. Mieszkaliśmy w jednym bloku, więc trudno byłoby się nie spotkać. Sebastian był sympatycznym mężczyzną, z którym zawsze dobrze mi się rozmawiało. Ilekroć więc spotykaliśmy się na parkingu, w sklepie albo na klatce schodowej, zamienialiśmy kilka słów. Tematu Marzeny unikaliśmy jednak jak ognia. Oboje mieliśmy świadomość, że sprawa jest zbyt świeża. Poza tym czułam, że dla tego spokojnego mężczyzny wyprowadzka żony była dużym przeżyciem i że wciąż jeszcze nie doszedł do siebie.

Jak ona chce tam mieszkać?

Pewnego dnia Sebastian poprosił mnie, żebym przekazała Marzenie parę drobiazgów z ich mieszkania. Następnego dnia podjechałam więc na osiedle, na którym kupiła na kredyt maleńką kawalerkę i przekazałam jej wszystko, co mi dał: lampę, komplet filiżanek i pled w kratę.

Oniemiałam, widząc siermiężną przestrzeń, w której przyszło jej teraz żyć i co gorsza spłacać przez dwadzieścia lat.

– Brakuje mi wielu rzeczy, nie mam pieniędzy na remont, ani nawet na meble, ale i tak nie jest źle, zaczynam wszystko od nowa – mówiła z uśmiechem.

Mieszkanie było ładnie zaaranżowane, ale już na pierwszy rzut oka widać było, ile jeszcze trzeba w nie włożyć. Zastanawiałam się, skąd Marzena na to wszystko weźmie, bo na pewno nie z jej marnej urzędniczej pensji.

Kiedy Sebastian podpytywał mnie, jak teraz mieszka jego żona, powiedziałam wprost, że jej mieszkanie nadaje się do remontu i pochłonie na pewno mnóstwo gotówki. To chyba zrobiło na nim wrażenie, bo zapytał, czy nie uważam, że powinien jakoś jej pomóc.

– Może pójdziemy na piwo – zaproponowałam, bo czułam, że on bardzo potrzebuje z kimś pogadać.

Chociaż od lat znałam się z obydwojgiem, to z Marzeną łączyła mnie szczególna więź – nazywałam ją nawet swoją przyjaciółką. Ale tego wieczoru usiadłam z jej, bądź co bądź, jeszcze mężem i pogadałam z nim od serca. Jakby to on był moim przyjacielem. Czułam, że to właśnie on jest na rozdrożu i zupełnie nie wie, jak zachować się w tej nowej sytuacji. „Marzena ma swojego Michała, jakoś układa sobie życie, a Sebastian został sam” – uspokajałam się, bo w głębi duszy czułam się nie do końca lojalna wobec przyjaciółki.

Sebastian powiedział otwarcie, że lepiej by się czuł, gdyby mógł jakoś wspomóc żonę finansowo, bo w końcu to on został z całym dorobkiem ich życia.

– Nie mam dużo, ale dam jej coś, żeby kupiła sobie meble, jakieś wykładziny, zrobiła jakiś mały remont. W sumie wyprowadziła się, niemal nic ze sobą nie biorąc, a wiadomo – wszystko, co mamy, kupowaliśmy wspólnie – powiedział.

Wysłuchałam go i nawet pochwaliłam, że to ładny gest, chociaż wiedziałam, że za większość rzeczy i tak on płacił, z tej prostej przyczyny, że więcej zarabiał.

– W sumie to ona cię zostawiła, mało który facet zachowałby się z taką klasą, jak ty – mówiłam.

Jego pieniądze faktycznie się przydały. Marzena kupiła nowe okna i meble.

Było mi żal tego naiwniaka

– Wpadło mi zlecenie, będę mógł znowu coś jej dać – powiedział jakiś czas później, jakby znów licząc na moją pochwałę.

Ja jednak się nie odezwałam. Byłam już zmęczona tymi małżeńskimi rozgrywkami. Po czasie dowiedziałam się, że Sebastian znowu dał Marzenie pieniądze, a ona znowu dobrze je zainwestowała. Jednak, gdy kolejny raz zapytał, czy nie uważam, że Marzenie przydałaby się gotówka, poczułam, jak gotuję się ze złości. „To ja ledwo wiążę koniec z końcem, sama wychowując dwójkę dzieci i muszę upominać się u ich ojca o alimenty, a ona dostaje, co chce, mimo że doprawiła mu rogi?”. Duszone przez lata poczucie krzywdy wzięło górę.

– Rób, co chcesz – powiedziałam oschle, a chwilę później dodałam: – Naiwniak z ciebie! Ona ma cię za nic, wije sobie gniazdko z Michałem za twoje pieniądze.

Sebastian nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się na pięcie i odszedł.

Gdy opadły ze mnie emocje, zastanawiałam się, co mną powodowało. Chyba to, że ja nigdy nie dostałam nic od losu za darmo, a na wszystko, co mam, musiałam ciężko zapracować? „To mnie nie tłumaczy”, myślałam smutno. Wiedziałam, że przez mój głupi postępek Sebastian więcej nie pomoże Marzenie. Ośmieszyłam go. W dodatku powiedziałam o Michale, a on być może łudził się, że żona odeszła z innego powodu niż kochanek.

Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie Sebastian i powiedział:

– Masz rację. Obojętnie, ile dam jej pieniędzy, ona tego nie doceni. Dla niej już na zawsze będę naiwniakiem.

Kiedy jakiś czas później zadzwoniła do mnie Marzena, a rozmowa zeszła na jej męża, musiałam udawać, że nic nie wiem o finansowym wsparciu, jakie jej dawał.

– Obiecał, że kupi mi lodówkę, ale od jakiegoś czasu już nic nie mówi na ten temat. Nie wiem, co o tym myśleć – powiedziała, szukając u mnie zrozumienia.

A ja, chociaż doskonale wiedziałam, kto stoi za tym wszystkim, nie pisnęłam ani słówka.

Katarzyna N., 42 lata

Zobacz także:

Reklama
  • „Mam 5-letnie dziecko ze zdrady. Moja kochanka zmarła, a żona każe mi oddać córeczkę do sierocińca. Ta kobieta nie ma serca”
  • „Córka latami obwiniała mnie o rozwód. Nie wiedziała, że odszedłem, bo dowiedziałem się, że nie jest moją córką”
  • „Martę poznałam na porodówce. To ona była kochanką, z którą mąż mojej przyjaciółki miał dziecko”
Reklama
Reklama
Reklama