„Rodzice oznajmili mi, że będę miała o 20 lat młodszą siostrę. Dziecko w tym wieku? Byłam załamana, ale los wiedział, co robi”
Mama miała 44 lata, tata 49. Nie sądziłam, że ludzie w tym wieku wciąż uprawiają seks! No, może inni, ale nie moi rodzice!
- redakcja mamotoja.pl
Zanim Zuzia przyszła na świat, zaliczyłam dwa wstrząsy. Przeżyłam szczęśliwie 20 lat jako jedynaczka, oczko w głowie rodziców i zupełnie nie byłam przygotowana na pojawienie się rodzeństwa, nie w tym wieku i nie w takich okolicznościach. Żadne dziecko, nawet dorosłe, nie lubi myśleć, że jego rodzice uprawiają seks, a tu taka niespodzianka. Nie tylko uprawiali, ale jeszcze spodziewali się dziecka!
Ukrywali to tak długo, jak mogli, nie potrafili zdobyć się na poważną rozmowę, kiedyś jednak musieli mi powiedzieć, i to był pierwszy wstrząs.
– Tak się złożyło, że… Nasze życie nie będzie już takie jak dawniej… – zaczął tata, z minuty na minutę coraz bardziej skrępowany. – Ty jej powiedz – zrezygnował i przekazał pałeczkę mamie, nie potrafiąc znaleźć słów.
Przestraszyłam się.
– Które z was zachorowało? – krzyknęłam, nie panując nad głosem.
– Żadne – zirytowała się mama i to dodało jej wigoru. – Umówiliśmy się, że powie ci to tata, ale jak widać, nie potrafi. Sprawa jest taka, że…
Teraz mama się zawiesiła, nabrałam złych przeczuć. Przygotowywali mnie na najgorsze, chcieli to zrobić delikatnie, dlatego mnie uspokajali.
– Mówcie, co się dzieje, możecie na mnie liczyć, jestem twardsza, niż wam się wydaje – rzuciłam z determinacją. I dobrze zrobiłam, mamę odblokowało i powiedziała, że będą mieli dziecko.
Zdębiałam. Dziecko! W tym wieku!
– Żartujesz, prawda? – spytałam z nadzieją, że to wszystko mi się śni.
Będę miała brata lub siostrę? Teraz? Rany boskie, nie chcę!
Nie mogli o tym wcześniej pomyśleć, kiedy byłam młodsza? Co za brak odpowiedzialności, mama jest już stara, ciąża i poród mogą jej zaszkodzić.
– Nie planowaliśmy tego – tata odchrząknął, jakby coś utkwiło mu w gardle. – Ale… eee… czasem środki ostrożności zawodzą i to jest właśnie ten przypadek.
– Nie chcę nic o tym wiedzieć – zatkałam rękami uszy.
Nie można powiedzieć, żebym ułatwiała im tę rozmowę.
– I co teraz zrobimy? – spytałam beznadziejnie.
– Urodzę to dziecko i wszyscy będziemy szczęśliwi – odparła mama mocnym głosem.
– Oby tak było – opanowałam się na tyle, żeby pocałować ją w policzek.
– Gratuluję – rzuciłam do taty przez ściśnięte gardło. Wyszło mało serdecznie, ale to było wszystko, na co było mnie w tamtej chwili stać.
Musiałam jej obiecać, że pomogę tacie przy Zuzi
Powoli przyzwyczajałam się do myśli, że mama urodzi dziecko, nie brata czy siostrę, lecz dziecko, niemowlaka, którym trzeba się będzie zajmować i który postawi dom na głowie.
Kompletnie sobie tego nie wyobrażałam, ale nikt mnie o zdanie nie pytał. W końcu doszłam do wniosku, że nie powinnam się przejmować. Dziecko będzie miało mamę i tatę, którzy się nim zajmą, a ja i tak planowałam wyprowadzić się z domu, wynająć z koleżankami mieszkanie i rozpocząć własne, niczym nieskrępowane życie.
Drugi wstrząs zafundowała mi mama tuż przed porodem. Źle się czuła w ostatnim trymestrze ciąży i nachodziły ją czarne myśli. Pewnego dnia poprosiła mnie o coś.
– Kamilko, chciałabym, żebyś obiecała mi, że w razie czego… pomożesz ojcu wychować małą. Sam nie da sobie rady, niemowlę potrzebuje kobiecej opieki. Jest dzielny i nie poprosi cię o pomoc, dlatego ja to robię. Wiem, że proszę o wiele, ale nie mam wyjścia, to dla mnie bardzo ważne, będę spokojniejsza, jeśli się zgodzisz.
– Hej, a ty dokąd się wybierasz? – wysiliłam się na żart, siadając obok niej na łóżku. – Zostajesz z nami, ja ci to mówię, sama zajmiesz się tą dziewczynką. Boisz się, to naturalne, ale wszystko będzie dobrze.
– Skąd wiesz? – mama spojrzała na mnie udręczonym wzrokiem.
Teraz ona potrzebowała pociechy.
– Bo tak czuję – odparłam stanowczo. – Mała urodzi się szybko i bez komplikacji, będzie miała mamę i tatę. I oczywiście siostrę, na którą będzie mogła liczyć – dodałam z sekundowym opóźnieniem.
Nie miałam w planach zajmowania się niemowlakiem, ale nie powiedziałabym tego mamie za żadne skarby. Przechodziłam przyspieszony kurs dorastania i nie buntowałam się już jak nastolatka, którą zresztą od pewnego czasu nie byłam.
Zuzia rzeczywiście pojawiła się na świecie szybko i sprawnie, a ponieważ mama zapamiętała moją przepowiednię, nagle zyskałam w rodzinie sławę osoby obdarzonej intuicją. Rodzice cieszyli się z nowej córeczki, ja oczywiście też, ale daleko mi było do przesady, jaką prezentował tata. Wpatrywał się w śpiącą Zuzię jak w obrazek, chociaż, obiektywnie rzecz biorąc, nie bardzo było w co, żaden noworodek nie jest zbyt piękny. Nie mówiłam tego głośno, by nie drażnić taty, który uważał, że ma w domu ósmy cud świata. Nauczył się nawet zmieniać pampersy i ochotniczo podgrzewał butelki z mlekiem, twierdząc, że tylko on precyzyjnie potrafi osiągnąć odpowiednią temperaturę mieszanki. Zastanawiałam się, czy we mnie też był taki zakochany, ale miałam tyle rozsądku, żeby o to nie pytać. Po co mi kolejne rozczarowanie?
Mój stosunek do Zuzi był bardziej wyważony, często wpadałam do domu, nauczyłam się nią zajmować i tyle. Fajna była, ale nie skakałam pod sufit, kiedy uśmiechnęła się do mnie, a tata to robił. No naprawdę, całkiem odbiło mu na starość.
Dopóki mama była z siostrą w domu, zajmowała się nią i miałam wolne, planowała jednak powrót do pracy, więc poprosiła mnie o pomoc.
– Mała pójdzie do żłobka, trzeba ją będzie odbierać, we trójkę damy sobie radę – powiedziała z miłym uśmiechem, wcale nieprzeznaczonym dla mnie. Ona też nie odrywała wzroku od wszędobylskiej panny Zuzanny, która wyrastała na bardzo żywe dziecko, żeby nie powiedzieć gorzej. Trudno ją było upilnować.
– Nie jedz tego! – krzyknęłam, odbierając młodej kartofel. – Skąd ona to wzięła? – spytałam retorycznie, obracając w ręku warzywo.
– Przyniosła sobie z kuchni, prawda, kochanie? – zagruchała mama słodkim głosem.
Zuzia nie zwracała na nią uwagi, nie odrywała ode mnie wzroku. Była mną zafascynowana, kiedy wpadałam do domu, rodzice schodzili na dalszy plan, liczyłam się tylko ja.
To było nawet miłe.
– Ma-ma – powiedziała siostra, opierając się ufnie o moje kolana i obśliniając mi rajstopy.
Mówiła tylko kilka wyrazów, sylaby ma-ma i ta-ta były najłatwiejsze i służyły jej do porozumiewania się w każdej sprawie. Kiedy chciała, żeby zdjąć misia z półki, także mówiła ma-ma.
– W tym wieku powinna mieć szerszy zakres słów – powiedziała z troską nasza wspólna rodzicielka, wyciągając ręce do Zuzi.
Mała przywarła do mnie i odpowiedziała jej chmurnym spojrzeniem.
– Ne! – oznajmiła stanowczo.
– Mało mówi, ale charakterek ma. Wie, czego chce – zaśmiałam się.
– Uwielbia cię – przyznała mama.
Zuzia wdrapała się bez pomocy na moje kolana i objęła mnie za szyję. Rozplątałam małe, ale zadziwiająco silne ramionka.
– Puść, bo udusisz – zaśmiałam się.
– Ta-ta, ta-ta! – odpowiedziała młoda, obdarzając mnie promiennym uśmiechem.
Zuzia miała dar obserwacji połączony ze sprytem
Zuzia ze zmiennym szczęściem rozpoczęła edukację żłobkową, zaliczała katar za katarem, więc głównie siedziała w domu z mamą lub tatą. Dopiero kiedy poszła do przedszkola, musiałam włączyć się w opiekę i pomóc rodzicom.
Z początku bardzo mi to przeszkadzało, ale z czasem przyzwyczaiłam się i nawet polubiłam nowy obowiązek, zadbała o to panna Zuzanna.
Zaczęła mówić ze sporym opóźnieniem, ale jak już przerwała tamę milczenia, zalewała nas potokiem słów. Okazało się, że jest inteligentnym i zabawnym dzieckiem, jej celne uwagi bawiły mnie do łez. Zuzia miała dar obserwacji połączony ze sprytem wiewiórki, co razem dawało mieszankę piorunującą. Jej powiedzonka powtarzaliśmy w rodzinie jako bon-moty, niektóre nawet zapisałam, żeby nie zaginęły w pomroce dziejów.
Nie zwariowałam na jej punkcie jak tata, ale nie ma co ukrywać, Zuzia znalazła na mnie sposób i przełamała początkową rezerwę, zakradając się do mojego serca.
Nie zawsze jednak było tak różowo. Kiedy siostrzyczka podrosła, przekonałam się, że lepiej trzymać od niej z daleka mojego chłopaka. Franek i Zuzia znielubili się od pierwszego wejrzenia, młoda robiła wszystko, żeby go zniechęcić, nie lubiła się z nikim mną dzielić. Wojna między nimi trwała rok, dokładnie tyle, ile nasz związek. Rozstaliśmy się w miarę bezboleśnie, z czego Zuzia głośno cieszyła się całe dwa dni, wkurzając mnie do białości. Siostra potrafi zaleźć za skórę niezależnie od różnicy wieku, myślałam, patrząc na rozradowanego bachora, dla którego w owym momencie nie miałam ciepłych uczuć.
Kiedy Zuzia nacieszyła się moją samotnością, zrobiła wszystko, żeby znów wkraść się w moje łaski, ale ja już wiedziałam, że po tym doświadczeniu w przyszłości będę mądrzejsza. Zrobię wszystko, by trzymać ją z daleka od kolejnego ukochanego, kimkolwiek by był.
Jakiś czas później zaczęłam spotykać się z Konradem. Zależało mi na nim, jemu na mnie jeszcze bardziej, więc chodziłam szczęśliwa, z głową w chmurach, co oczywiście nie uszło uwadze bystrej siostry. Obserwowała mnie podejrzliwie, robiąc co się da, by oderwać moje myśli od Konrada i zwrócić na siebie uwagę, ale nic więcej nie mogła wykombinować, bo nie wiedziała, co się w moim życiu dzieje. Myśl o własnej przezorności sprawiała mi niebywałą satysfakcję.
Jednak młodsze siostry czasem się przydają
Dobra passa skończyła się, kiedy pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama.
– Przedszkole Zuzi zawiadomiło, że pękła rura i trzeba odebrać wcześniej dzieci. Ja nie zdążę, pójdziesz po małą?
Nie mogłam odmówić, ale wymogłam na mamie, że zmieni mnie przy Zuzi, zanim spotkam się z Konradem.
Obiecała, że spróbuje i oczywiście nie zdążyła. Zadzwoniłam do Konrada, żeby przełożyć randkę i wpadłam we własne sidła, bo prawdomównie przyznałam się do istnienia Zuzi. Nie wspomniałam tylko ile ma lat, żeby nie komplikować sprawy.
– Masz młodszą siostrę? – zdziwił się Konrad. – To jaki problem? Weź ją ze sobą, pójdziemy z młodą na kawę, a potem odprowadzimy ją do domu i będziemy mieli czas dla siebie.
Tak nalegał, że w końcu zabrakło mi argumentów i pojechałam z Zuzią na randkę.
– Masz być grzeczna – syknęłam, wchodząc z nią do kawiarni.
– O rany – Konrad na nasz widok stanął na baczność. – Nie wiedziałem… Dlaczego nic nie powiedziałaś?
– Poznajcie się, to jest Zuzia – lekko popchnęłam małą naprzód.
Stawiła opór, co było do przewidzenia.
– Jest do ciebie podobna jak dwie krople wody – Konrad nie spuszczał z niej wzroku. – Odziedziczyła nie tylko urodę, ale wdzięk i sposób poruszania.
Oblał mnie war. Co jest, do diabła, czy on myśli, że Zuzia jest moją córką?
– To moja siostra – gwałtownie przerwałam mu wyliczankę. – Młodsza – dodałam niepotrzebnie.
– O dwadzieścia lat – wtrąciło straszne dziecko. Już wolałam, jak milczało, komu przeszkadzał za mały zasób słów mojej siostry?!
Konrad wyglądał, jakby dla niego wszystko stało się jasne.
– Nie musisz jej ukrywać, postawmy na szczerość – powiedział, kucając obok Zuzi. – Cześć! Chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić, bo kocham twoją mamę – powiedział.
Siostra wytrzeszczyła na niego oczy, nawet jej wiewiórczy spryt nie był w stanie pomóc rozwiązać tej układanki. Obcy facet o imieniu Konrad kocha jej mamę?
– A tata? – spytała bezradnie.
Tego było z kolei za dużo dla Konrada, a ja dostałam histerycznego napadu śmiechu i nie mogłam w niczym pomóc. Zuzia schowała się za mnie i z bezpiecznego miejsca oznajmiła:
– Chcę do mamy.
Kochana siostra. Dwoma słowami dała Konradowi do myślenia i zasiała w nim wątpliwości co do naszego pokrewieństwa.
Usiedliśmy przy stoliku, napiłam się zimnej wody i nieproszona przyrzekłam Konradowi, że przy sposobności pokażę mu akt urodzenia siostry.
– Nie trzeba – obruszył się. – W sumie to nieważne. Przepraszam, że narobiłem zamieszania, ale jesteście takie podobne, że pomyślałem…
– On jest fajny – powiedziała mile połechtana Zuzia. Byłam jej idolką, więc porównanie bardzo się jej spodobało.
– Masz dobry gust, w nagrodę dostaniesz lody – ucieszył się Konrad.
Siostra zajęła się zawartością pucharka, a my sobą.
– Zamieszkajmy razem – wypalił w pewnym momencie Konrad, mocno trzymając moją rękę.
– Dobrze, zgadzam się – odparła z pełną buzią Zuzia.
– Nie wcinaj się, to ja miałam odpowiedzieć – zezłościłam się, puszczając dłoń chłopaka.
– Ale dlaczego ty, ja też mogę – zapaliła się siostrzyczka. – On jest lepszy niż Franek, może być – dodała łaskawie.
– Jedz lody i nic nie mów!
Konrad szczerze się ubawił.
– Teraz rozmawiacie jak prawdziwe siostry. Cieszę się, że cię poznałem – zwrócił się do Zuzi – Jesteś mądrą dziewczynką, na pewno będziemy mieli o czym rozmawiać. Jest kilka tematów, które mnie szczególnie interesują – zaśmiał się.
– Po moim trupie – mruknęłam, ale nie zwrócili na mnie uwagi.
Patrzyłam, jak Konrad sobie z nią radzi i pomyślałam, że mam szczęście, trafił mi się fajny chłopak, opiekuńczy i troskliwy, z dobrym podejściem do dzieci.
– Będę do was często przychodzić – obiecała nagle Zuzia.
Konrad nie spłoszył się, zaliczając duży plus. Zyskiwałam pewność, że pomysł wspólnego zamieszkania nie jest taki zły. Młodsze siostry bywają kłopotliwe, ale czasem się przydają.
Kamila
Zobacz także:
- „Julka zniknęła. Rano obudziłem ją ulubionymi łaskotkami i odwiozłem do szkoły, a kilka godzin później dziecko przepadło!”
- „Moja przyjaciółka bardzo cierpiała, że nie może mieć dzieci. I wtedy poszła do wiedźmy, czyli tej, która wie…”
- „Chciałem tylko pomóc małemu chłopcu, a zostałem potraktowany jak zwyrodnialec. I to niestety nie koniec tej historii…”