Sprzedali wszystko, co mieli, i kupili trimaran, czyli trzykadłubowy statek. To właśnie jego pokład stał się ich domem. „Bardzo komfortowe 80 metrów kwadratowych, z niekończącym się basenem dookoła, z widokiem na morze z każdej strony i tarasem na górze” – żartuje pan Bartek.

Reklama

Żyją na jachcie: nie narzekają ani na sąsiadów, ani na kraj

„Nie chcieliśmy odkładać naszego życia na kiedyś” – mówi pani Anna.

„To było moje marzenie od dziecka” – mówi pan Bartek. Zaczął pływać w wieku 10 lat.

Ich dzieci – 9-letni Kuba i 10-letni Julian – pływają całe życie.

Pan Bartek żartuje, że jako rodzina mieszkająca na statku nigdy nie narzekają na sąsiadów, ani na kraj, w którym żyją. Choć najczęściej pływają w okolicach Bahamów i Karaibów, tak naprawdę mogą obrać taki kierunek, jaki chcą. I nie zatrzymywać się ani na chwilę.

Zobacz także

„Dzieci nie znają innego życia”

Pani Anna mówi wprost, że oboje z mężem chcieli, by ich dzieci od początku znały życie jedynie z perspektywy mieszkania na statku. Od początku chcieli przyzwyczajać chłopców do pewnych niewygód, których nie znaliby, mieszkając w ursynowskim mieszkaniu. A także do nauki, która wyklucza codzienne chodzenie do szkoły…

Dlatego ich dzieci nie znają życia, które wiodą ich rówieśnicy z Warszawy czy innych miejscowości. W Polsce spędzają 3 miesiące w ciągu roku. To czas wakacji u dziadków. I czas, gdy w okolicach Karaibów huragany mogą być naprawdę niebezpieczne. Przez dziewięć miesięcy w roku żyją na statku, przemierzając morza i oceany.

Edukacja domowa i domowa apteczka

Odkąd chłopcy rozpoczęli wiek szkolny, realizują program nauczania w ramach edukacji domowej. Czytają też dużo książek. Podczas rozmowy na temat życia na statku prowadzący Pytanie na Śniadanie zapytali o pomoc medyczną. Jak rodzina Dawidowskich radzi sobie, gdy pojawią się problemy ze zdrowiem?

„Mamy bardzo dobrze wyposażoną apteczkę. Przeszliśmy też dwa kursy udzielania pierwszej pomocy” – mówi pan Bartek. Dodaje też, że np. z przeziębieniem walczą domowymi sposobami. I że właściwie, dzięki życiu blisko natury i bez stresu – infekcje wyjątkowo rzadko goszczą na ich pokładzie.

„Dzieci nigdy na nic poważnie nie chorowały. Nigdy nie brały antybiotyków” – mówi tata Kuby i Juliana.

Z jednej rajskiej wyspy na drugą

Pani Anna i pan Bartek wyjaśnili też, że ich życie nie wygląda tak, że ich statek wciąż znajduje się na środku oceanu. Najczęściej są blisko wysp, gdzie cywilizacja ma się wyjątkowo dobrze. Chyba że celowo wybierają wyspę dziewiczą, gdzie rządzi natura.

A jak zarabiają na życie? Pani Ania prowadzi konto na YouTube (Jachtem przez świat). Pan Bartek jest pilotem linii lotniczych (na pół etatu).

Na co dzień jednak przede wszystkim udowadniają, że jeśli się o czymś marzy — po prostu trzeba po to sięgać.

Źródło: Pytanie na Śniadanie, Instagram/sailoceans

Piszemy też 0:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama