Ustaliliśmy z mężem – żadnych ekranów przynajmniej przez pierwsze 4 lata życia dzieci. Tylko że ja już nie wyrabiam. Miłoszek ma 3 latka, Martynka roczek. Synek mi ciągle choruje, córka się zaraża i tak w koło Macieju. Jak siedzę w domu z chorą dwójką, to niestety tylko telewizor mnie ratuje.
Telewizor jak niania – poddałam się
Gotowałam wczoraj zupę ze ściśniętym sercem, a jednocześnie tak było cicho i spokojnie, mogłam bez przeszkód wszystko poogarniać. Nawet pranie rozwiesiłam i zmyłam podłogę, poszło migiem, bo dzieciaki nie przeszkadzały. W końcu wyłączyłam ten telewizor, to się zaczął ryk. Nie cierpię tego, ale już bez ekranu sobie nie radzę.
Teraz akurat oboje chorzy, ja też zaczynam już pociągać nosem, czuję, że zaraz się rozłożę. Nie mam siły do tego ciągłego narzekania i bawienia się na podłodze, kiedy tyle rzeczy czeka, aż się nimi zajmę. Jak Miłoszek jest w przedszkolu, to mam więcej spokoju i czasu, bo córeczka umie zająć się sobą. Jak są razem, i to jeszcze tacy marudni, to już jest kosmos. Poddałam się i zaczęłam włączać kreskówki.
Boję się, że oglądanie bajek źle wpłynie na moje dzieci. Tyle się o tym mówi. Wcześniej coś tam pooglądali, ale to maksymalnie 15 minut. Teraz jak są chorzy, sadzam ich nawet na 2 albo 3 godziny. Już wszyscy się do tego przyzwyczailiśmy. Mężowi nic nie mówiłam, wściekłby się, że nie daję rady.
Aneta
Zobacz też:
- Oglądanie telewizji przez niemowlaka - od kiedy i czy w ogóle można?
- Czas spędzany przed komputerem zmienia mózg przedszkolaka
- Cyfrowa kokaina – ekrany działają jak narkotyki