„Siostra marzyła o założeniu rodziny. Ostrzegałam ją, że dla jej męża liczy się tylko kieliszek – nie słuchała”
Wiedziałam, że siostra bardzo by już chciała założyć rodzinę. Tylko wydawało mi się, że źle wybrała. Jej narzeczony nie wzbudzał mojego zaufania. Okazało się, że słusznie…
- redakcja mamotoja.pl
Ewa zawsze była dla mnie maleńką siostrzyczką. Kiedy się urodziła, miałam już siedem lat. Teraz, mimo że obie jesteśmy już po trzydziestce, często nadal czuję, że muszę trzymać nad jej głową ochronny parasol. Ja mam męża i dwójkę dzieci, a Ewunia bardzo długo nie mogła sobie nikogo znaleźć.
– Poznasz kogoś, zobaczysz! – pocieszałam ją, kiedy narzekała na facetów, którzy boją się związków. – Może dasz szansę Mariuszowi? On cię od tak dawna podrywa…
– Mariusz jest jak mój brat! Za długo go znam. Nie potrafiłabym się nagle w nim zakochać! Poza tym czy on potrafiłby zawalczyć o kobietę? Jakoś wątpię… – zaśmiała się, a ja ciężko westchnęłam.
Wiedziałam, że Mariusz, który był naszym sąsiadem, to człowiek o gołębim sercu i bardzo mu na Ewie zależy. Ona jednak nigdy nie widziała w nim materiału na męża. Życzyłam jej, żeby poznała kogoś naprawdę fajnego, bo widziałam, jak bardzo chciałaby już mieć rodzinę. Uwielbiała moje dzieciaki i byłam przekonana, że będzie świetną mamą. Kiedy więc oświadczyła, że jest zakochana, nie mogłam być szczęśliwsza. Byłam pewna, że świetnie się dogadam z jej chłopakiem. Podczas pierwszego spotkania bardzo się starał. Niemal demonstracyjnie tulił się do Ewki i okazywał jej uczucia na każdym kroku. Zrobił więc nie najgorsze wrażenie, choć wieczorem, gdy zasiedli z moim mężem do piwka, nie mogłyśmy ich już odciągnąć od stołu.
– Czyś ty zwariował?! – powiedziałam do Darka poirytowana, bo zwykle nie pił zbyt wiele. – Przecież to nowy chłopak Ewki! Co on sobie o nas pomyśli?!
Z każdą kolejną wizytą było coraz gorzej. Miałam wrażenie, że Marek wciąż szuka okazji do kielicha, ale kiedy sugerowałam to Ewie, zapewniała mnie, że to tylko dla towarzystwa. Miałam wręcz wrażenie, że Marek wykorzystuje jej uczucie i specjalnie nastawia ją przeciwko mnie. Kilkakrotnie sugerowałam jej, że zupełnie ją zdominował, ale wtedy się na mnie obrażała. Twierdziła, że to normalne, że konsultuje swoje decyzje z chłopakiem, ale mnie to nie wyglądało na zwykłe konsultacje, tylko na pytania o pozwolenie.
Skoro chciała za niego wyjść, to nie miałyśmy nic do gadania
Potem było jeszcze gorzej, bo „łaskawy pan” coraz częściej kręcił nosem na nasze wyjścia. Do tego wmówił Ewie, że to ja jestem na niego cięta i próbuję ich rozdzielić. Cóż… ciężko było temu zaprzeczyć, ale przecież chciałam tylko jej dobra. Po pół roku Marek oświadczył się Ewie, a ona z zachwytem przyjęła pierścionek.
– Co o tym wszystkim sądzisz? – spytałam mamę zdołowana, choć wiedziałam, że ona także jest przeciwna temu związkowi.
– Skoro chce za niego wyjść, to co można zrobić? Widocznie go kocha, a on ją. To najważniejsze. Zresztą Ewa jest dorosła i chyba wie, co robi.
Zaskoczyła mnie tą odpowiedzią, ale po chwili przyznałam jej rację. Jedynym efektem, który przynosiły moje ataki na jej narzeczonego, było to, że się ode mnie oddalała, a przecież nie chciałam tego! Postanowiłam, że od tej pory nie powiem złego słowa na temat jej wyboru. Chciałam, żeby ślub był dla niej najpiękniejszym dniem w życiu. Wiedziałam, że moje złośliwe uwagi mogłyby go zepsuć. Pomagałam więc we wszystkim: doradzałam przy wybieraniu sukni, pomagałam w wyborze sali i menu, zorganizowałam samochód, który miał ich podwieźć pod kościół, i nie wspomniałam ani słowem o tym, że to narzeczony powinien zajmować się organizacją własnego wesela. Ewa sprawiała wrażenie zadowolonej, choć dzień przed ślubem była wyjątkowo zdenerwowana.
– Coś się stało? – zapytałam ostrożnie.
– Ech… nawet nie wiem, jak ci to powiedzieć… Marek na wieczorze kawalerskim trochę za dużo wypił, przewrócił się i zdarł sobie pół twarzy! Ma takie strupy i rany, że nie wiem, jak on się jutro pokaże gościom…
– Ewa… Powiedz mi. To był jednorazowy przypadek czy częściej zdarzają mu się takie pijackie ekscesy?
Ewa spojrzała na mnie z urażoną miną. Nie odpowiedziała na pytanie, ale chciałam wiedzieć, czy moje podejrzenia nie są bezpodstawne. Nie była to już tylko kwestia braku sympatii do Marka, tylko tego, że Ewa mogła się wpakować w bardzo poważne kłopoty. Miałam wrażenie, że jakoś za bardzo jej się spieszy. Zawsze mówiła, że marzy o rodzinie i dzieciach, i zaczynałam się obawiać, że to szalejący instynkt macierzyński tak ją pcha w ramiona tego oszołoma. Mimo usilnych prób naciągnięcia jej na wyznania znów trafiłam na opór.
– Wiedziałam, że znów będziesz się go czepiać. Dlatego nie chciałam ci mówić.
– I tak bym jutro zobaczyła… Poza tym wcale się nie czepiam. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale staram się ze wszystkich sił nie mówić nic niemiłego na jego temat.
– Skoro tak się musisz starać, to pewnie myślisz co innego, niż mówisz. To pokazuje twoją dwulicowość! – wrzasnęła i wyszła, trzaskając drzwiami.
Nie tak to miało wyglądać. Byłam wściekła na siebie, że ją zawiodłam, ale nie mogłam przemilczeć takiego zachowania przyszłego szwagra. Ewka w dniu ślubu zachowywała się wobec mnie bardzo chłodno. Marek faktycznie wyglądał jak po ciężkiej bijatyce.
– Darek, czy ty go widziałeś? Wydaje mi się, że Ewa popełnia błąd! – powiedziałam do męża, ale on, podobnie jak mama, uważał, że Ewa jest dorosła i wie, co robi.
– Daj już spokój, Asiu. Po prostu poszalał na wieczorze kawalerskim. Nie on pierwszy, nie ostatni!
Miałam wrażenie, że jestem jedyną osobą spośród zaproszonej setki, która ma tu trzeźwy osąd. Nie mogłam jednak nic zrobić. Młodzi złożyli przysięgi, zabrzmiał marsz i po chwili zaczęli przyjmować życzenia od gości. W oddali dostrzegłam Mariusza. Podszedł do nich z życzeniami, a ja nastawiłam uszu, ciekawa, co im powie.
– Mam nadzieję, że dasz Ewie szczęście, stary! Bo jak nie… – uśmiechnął się i pogroził mu palcem. – Powodzenia, kochani!
Wesele było bardzo huczne, a goście tańczyli do białego rana. Tylko ja, mimo usilnych prób, nie potrafiłam szczerze cieszyć się z tego, co się działo.
Zobaczyłam Ewę przez wizjer i aż mnie zmroziło
Kilka tygodni później przekonałam się, że moja intuicja wcale mnie nie myliła. Dzieci i Darek już spali, a ja krzątałam się jeszcze po mieszkaniu. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Początkowo się wystraszyłam, bo kto o tej porze mógł do mnie pukać, ale spojrzałam przez wizjer i zobaczyłam burzę kasztanowych włosów. Od razu uchyliłam drzwi, a moim oczom ukazał się makabryczny widok. Ewa była posiniaczona na twarzy, miała podbite oko, rozbitą wargę i wielki krwiak na policzku.
– Mój Boże, Ewcia! – wykrzyknęłam.
– Co ci jest?! On ci to zrobił?!
– Znów się upił i wściekł się, że nie uprasowałam mu koszul do pracy…
Nie mogłam w to uwierzyć! Chociaż kogo ja oszukuję?! Przeczuwałam od początku, że ten drań to nic dobrego! Ale o to, że będzie damskim bokserem, go nie podejrzewałam.
Mariusz najwyraźniej usłyszał, że ktoś jest na korytarzu, bo wyjrzał przez drzwi i od razu zauważył Ewę, mimo że próbowała zakryć twarz.
– Co on ci zrobił?! – wrzasnął na jej widok. – Jadę tam!
– Mariusz, nie! On jest pijany. Zrobi ci krzywdę!
Mariusz jednak nie słuchał. Ruszył z impetem w stronę drzwi, a ja wpuściłam Ewkę do środka, zrobiłam jej herbatę i opatrzyłam skaleczenia. Ewa opowiedziała w końcu prawdę: że Marek zachowywał się agresywnie od ślubu. Dużo pił, i to najczęściej na umór. Do tego ją terroryzował, zabraniał gdziekolwiek wychodzić, nawet rozmowy telefonicznie mu się nie podobały. Uważał, że skarży się na niego i dlatego próbował odciąć ją od wszelkich kontaktów.
Nie minęła godzina, gdy usłyszałyśmy, jak Mariusz wraca. Zapukał do nas i podał Ewie torbę z jej ubraniami.
– Jak to zrobiłeś, że pozwolił ci zabrać rzeczy? – zapytała Ewka.
– Nie pozwolił! Powiedziałem, że jak sam tego nie zrobi, naślę na niego policję. Nie boję się go. Nie boję się nikogo, kto chce cię skrzywdzić.
Spojrzałam na Mariusza poruszona, a Ewa chyba zrozumiała, że Mariusz byłby w stanie o nią walczyć. Już następnego dnia poszła do prawnika, żeby pomógł jej napisać pozew o rozwód. Od tamtej pory nie odbierała telefonów od męża, bo nie chciała mieć z nim już nic wspólnego. Tymczasem Mariusz coraz częściej przychodził, żeby upewnić się, że wszystko u niej w porządku. Aż w końcu wydeptał sobie ścieżkę do jej serca. Byłam przeszczęśliwa, widząc, że odzyskuję dawną Ewę – radosną, ciepłą i pewną siebie dziewczynę.
Teraz mijają już dwa lata od rozwodu, a Ewa jest znów mężatką, z tą różnicą, że tym razem szczęśliwą. I spodziewają się z Mariuszem dziecka. Ewa żartuje, że gdyby słuchała od początku rad starszej siostry, byłaby już pewnie w drugiej ciąży, ale wszystko jeszcze nadrobi…
Joanna, lat 35
Zobacz także:
- „Mam 5-letnie dziecko ze zdrady. Moja kochanka zmarła, a żona każe mi oddać córeczkę do sierocińca. Ta kobieta nie ma serca”
- „Córka latami obwiniała mnie o rozwód. Nie wiedziała, że odszedłem, bo dowiedziałem się, że nie jest moją córką”
- „Martę poznałam na porodówce. To ona była kochanką, z którą mąż mojej przyjaciółki miał dziecko”