Reklama

Bardzo kocham swoją pięcioletnią siostrzenicę, tym mocniej, że nie mam własnych dzieci. No ale nie chcę zastępować jej matki!

Reklama

Marzył nam się romantyczny wieczór we dwoje. Mąż właśnie zabierał się do otwierania butelki białego wina, a ja stawiałam na stole gorącą tartę ze szpinakiem i serem, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. W progu stała moja siostra z córeczką.

– Słuchaj, zostawię ją u ciebie na godzinkę – oznajmiła, popychając Andżelikę do środka.

Chciałam zaprotestować, ale Edyta nawet nie spojrzała w moją stronę; posłała małej buziaka, odwróciła się na pięcie i już jej nie było.

„Jak zwykle” – pomyślałam i zaprowadziłam siostrzenicę do pokoju.

– Najpierw zjemy kolację, a potem narysujesz cioci i wujkowi coś pięknego – zaproponowałam. Andżelika skinęła głową. Posadziłam ją przy stole i podeszłam do męża. Był wyraźnie zawiedziony.

– Ala, musisz to załatwić. Dzisiaj. Tak dłużej być nie może – wyszeptał z wyrzutem i schował wino do szafki. Popatrzyłam na niego bezradnie.

Wiadomo, siostry powinny sobie nawzajem pomagać

Edyta jest moją siostrą. Młodszą i szaloną. Wyszła za mąż za niejakiego Czarka zaledwie po pół roku znajomości, a już rok później się z nim rozwiodła. Miała wtedy 21 lat.

– Oj, to było fatalne zauroczenie. On nie nadaje się na męża i ojca – mówiła, gdy pytałam o powód rozstania. W tym nieudanym związku udane było chyba tylko jedno: dziecko.

Andżelika szybko stała się oczkiem w głowie całej rodziny. Zwłaszcza babci. To właściwie ona zajmowała się wnuczką, bo mojej siostrze, choć bardzo kochała córeczkę, zwyczajna rola matki szybko przestała się podobać. Zamiast po pracy siedzieć w domu i gotować przecierane zupki, wolała chodzić do klubów, spotykać się ze znajomymi.

– Edyta, nie możesz tak bezczelnie wykorzystywać mamy. Przecież ona ma swoje sprawy, swoje życie – próbowałam tłumaczyć.

Ale siostra tylko machała ręką.

– Daj spokój, mama sama wypycha mnie z domu. W przeciwieństwie do ciebie rozumie, że jestem młoda, muszę się wyszaleć – twierdziła.

Rok temu mama odeszła. Serce…

Siostra odczuła jej śmierć szczególnie boleśnie. Z dnia na dzień straciła nie tylko ukochaną osobę, ale też opiekunkę do dziecka. Andżelika miała co prawda już cztery latka i chodziła do przedszkola, no ale przez resztę dnia trzeba się było nią już zająć.

Edyta szybko zrozumiała, że musi zapomnieć o dotychczasowym, wesołym życiu. I wydawało się, że się z tym pogodziła.

– No dobra, teraz koniec z balangami. Ale gdzie ja zostawię małą, gdy będę chciała coś ważnego załatwić? Z moją pensją ekspedientki nie stać mnie na opiekunkę – martwiła się.

– Jak to, gdzie, u mnie! Przecież jesteśmy siostrami, musimy sobie pomagać – odparłam bez wahania.

– Cudownie, wiedziałam, że na ciebie mogę liczyć! – ucałowała mnie.

Na początku wszystko wyglądało niewinnie. Edyta korzystała z naszej pomocy raz, góra dwa razy w tygodniu. A my lubiliśmy zajmować się Andżeliką. Nie mamy dzieci, więc zabawa z małą sprawiała nam frajdę.

Jednak z upływem czasu moja siostrzenica zaczęła bywać u nas coraz częściej. Edyta podrzucała ją praktycznie codziennie, pod byle pretekstem. A to musiała wyjść do supermarketu, a to odwiedzić chorą koleżankę. Innym razem wybrać się do urzędu lub zostać dłużej w pracy. Potem przestała się w ogóle tłumaczyć. Dzwoniła, że zaraz będzie lub przychodziła bez zapowiedzi, zostawiała córkę i znikała bez słowa.

Tak jak dzisiaj…

– Czy ty nie widzisz, że ona cię wykorzystuje? – wyrwał mnie z zadumy mąż. – Nie mam nic przeciwko Andżelice, ale twoja siostra nie może nam wiecznie organizować życia. To przecież jej dziecko, nie nasze. Czas, żeby to sobie uświadomiła.

Musiałam przyznać mu rację. Siostra w ogóle się z nami nie liczyła. Traktowała nasz dom jak swego rodzaju pogotowie opiekuńcze. Uważała, że może do nas przyprowadzać córkę o każdej porze dnia i nocy. I nie pytała, czy mamy wolny czas.

A ja, żeby jej nie urazić, na to pozwalałam. Mimo że nieraz musieliśmy zrezygnować z naszych planów. Choćby takiego wieczoru jak ten.

– Tak, trzeba to wreszcie załatwić. Dzisiaj z nią porozmawiam, obiecuję – odpowiedziałam.

Edyta przyszła po córkę po 4 godzinach. Rozbawiona, roześmiana. Nawet nie zauważyła, że się spóźniła.

– Miałaś być trzy godziny temu – zauważyłam suchym tonem.

– Ojej, no i co z tego! Zasiedziałam się z koleżankami po prostu – odparła beztrosko. – Aha, na weekend chcę wyjechać ze znajomymi na Mazury. Zajmiecie się małą, przecież nie będę jej brała ze sobą – bardziej stwierdziła, niż zapytała.

– Nie, nie zajmiemy się. Mamy inne plany – odparłam od razu spokojnie.

– Jak to?! Przecież ja już wszystko ustaliłam… – zaczęła protestować.

– Może i coś ustalałaś, ale nie z nami! – przerwałam stanowczo, a potem lekko pchnęłam ją w stronę kuchni. – Chodź, zrobię kawę, musimy pogadać – zapowiedziałam.

To nie była długa rozmowa. Spokojnie, ale bez owijania w bawełnę, powiedziałam siostrze, o co mi chodzi. Że czuję się przez nią wykorzystywana i że nie zamierzam wiecznie opiekować się jej córeczką. Rozumiem, że chce się czasem oderwać od rodzicielskich obowiązków, ale nie może ich zwalać na nas. Tak jak kiedyś na mamę. Dlatego proszę, by korzystała z naszej pomocy tylko od czasu do czasu, wtedy, gdy naprawdę będzie tego potrzebować.

– Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. My też mamy swoje życie – dodałam na zakończenie.

Edyta była kompletnie zaskoczona moim wywodem. Przez dłuższą chwilę nie odezwała się ani słowem. Ale kiedy już doszła do siebie, wybuchnęła jak wulkan. Krzyczała, że jestem egoistką i myślę tylko o sobie. I nie rozumie, o co mam pretensję, bo przecież nie prosiła o nic szczególnego. I że siostra w ten sposób się nie zachowuje.

– Przecież sama zaproponowałaś, że mi pomożesz. A teraz mówisz, że cię wykorzystuję. Jak nie, to nie, poradzę sobie bez ciebie! Więcej mnie nie zobaczysz! – krzyknęła.

A potem chwyciła małą na ręce i obrażona wybiegła z mieszkania. Zrobiło mi się bardzo przykro.

– Nie martw się, to gorąca głowa. Jak ochłonie i wszystko przemyśli, złość jej przejdzie. Wcześniej czy później zrozumie swój błąd. Przecież to twoja siostra – pocieszał mnie mąż.

Nie pokazywała się przez kilka dni. Telefon też milczał. I wreszcie wczoraj zadzwonił dzwonek u drzwi.

Edyta stała w progu, trzymając za rączkę Andżelikę…

– Nie, nie chcę jej u was dzisiaj zostawić – zaczęła od razu tłumaczyć. – Ale pomyślałam sobie, że do was wpadniemy na chwilę. Nie przeszkadzamy? – zapytała niepewnie.

– Wchodźcie szybko, już nastawiam herbatę – odparłam uradowana.

– I kawałek szarlotki się znajdzie!

Alicja, 30 lat

Czytaj także:

Reklama
  • „Koleżanka płaci teściowej za opiekę nad własnym wnukiem. Przecież to jego babcia. Powinna to robić z miłości"
  • „Martę poznałam na porodówce. To ona była kochanką, z którą mąż mojej przyjaciółki miał dziecko"
  • „Nienawidziłam ojca za to, że mnie porzucił. Po latach okazało się, że to mama go ode mnie odcięła”
Reklama
Reklama
Reklama