„Siostra zostawiła synka bez opieki. Biedny błąkał się i szukał mamy, która bawiła się w klubie”
„Dopiero co ochłonęłam po awanturze z Marleną. Jak to ona powiedziała? >>To wszystko twoja wina. Gdybyś nadal zajmowała się Kubą, nic złego by się nie stało
- redakcja mamotoja.pl
Marlena to moja siostra. Młodsza i nieodpowiedzialna. Wyszła za mąż tuż po maturze, zaledwie po pół roku znajomości i mniej więcej po roku się rozwiodła. Miała wtedy 21 lat.
– To była totalna pomyłka, fatalne zauroczenie. Ten facet kompletnie nie nadawał się do życia. Było, minęło, nie ma o czym gadać – mówiła, gdy pytałam ją o powód rozstania.
W tym nieudanym związku udane było chyba tylko jedno: dziecko. Kubuś był naprawdę słodkim chłopcem i szybko stał się ulubieńcem całej rodziny. Zwłaszcza babci. To właściwie ona zajmowała się wnukiem, bo mojej siostrze po zakończeniu urlopu macierzyńskiego zwyczajna rola matki przestała odpowiadać. Zamiast po pracy wracać do domu i opiekować się synkiem, wolała chodzić do klubów, spotykać się ze znajomymi. Nie podobało mi się to.
– Marlena, ogarnij się! Nie głupio ci tak wykorzystywać mamę? Przecież ona nie jest już najmłodsza! Nie ma siły siedzieć od rana do nocy z maluchem! – zżymałam się.
Ale siostra tylko machała ręką.
– Przestań się wtrącać! To nie twoja sprawa! A poza tym wcale jej nie wykorzystuję! Sama każe mi wychodzić wieczorami. W przeciwieństwie do ciebie rozumie, że jestem jeszcze młoda i muszę się wyszaleć – odpowiadała.
Gdy to słyszałam, wszystko się we mnie ze złości gotowało. Zastanawiałam się, jak ona może być taką egoistką!
Półtora roku temu mama nagle zmarła. Na zawał. Bardzo przeżyłam jej śmierć. Siostra odczuła stratę jeszcze bardziej boleśnie. Z dnia na dzień straciła nie tylko ukochaną osobę, ale też opiekunkę do dziecka. Kubuś miał co prawda już 4 lata i chodził do przedszkola, ale przez resztę dnia trzeba było się nim zająć. Do Marleny szybko dotarło, że musi zapomnieć o rozrywkowym życiu. I wydawało się, że się z tym pogodziła.
– Wiem, że do niedawna ostro szalałam – przyznała któregoś dnia – Ale z tym już koniec. Kuba jest teraz dla mnie najważniejszy. Mam tylko jeden problem…
– Jaki?
– Nie mam pojęcia, co z nim zrobię, gdy będę miała do załatwienia coś ważnego. Nie wszędzie przecież można pójść z dzieckiem. A przy moich zarobkach o opiekunce mogę tylko pomarzyć – zrobiła zmartwioną minę.
– Wtedy zostawisz go u mnie. Przecież jesteśmy siostrami, musimy sobie pomagać – odparłam bez wahania.
– Naprawdę? Jesteś kochana! – krzyknęła uradowana. – Wiedziałam, że nie zostawisz siostry w potrzebie – ucałowała mnie.
Na początku wszystko wyglądało bardzo niewinnie
Marlena korzystała z mojej pomocy tylko raz, góra dwa razy w tygodniu. Bardzo lubiłam Kubusia, więc chętnie się nim zajmowałam. Z upływem czasu jego wizyty stawały się jednak coraz częstsze i dłuższe. Siostra podrzucała synka praktycznie codziennie, pod byle pretekstem. A to musiała wyjść do supermarketu, a to odwiedzić chorą koleżankę. Innym razem wybrać się do urzędu lub zostać dłużej w pracy. Potem przestała się w ogóle tłumaczyć. Dzwoniła, że będzie, lub przychodziła bez zapowiedzi, zostawiała synka i znikała. Bywało, że przychodziła po niego późną nocą albo nawet nad ranem…
Początkowo znosiłam to ze względnym spokojem, ale powoli traciłam cierpliwość. Dotarło do mnie, że siostra wcale się nie zmieniła, że wykorzystuje mnie tak samo jak kiedyś mamę. Kilka razy chciałam z nią na ten temat pogadać, i to stanowczo, bez owijania w bawełnę, ale rezygnowałam. Nie chciałam, by Kubuś był świadkiem awantury. Choć więc czułam się jak frajerka, milczałam. Jednak miesiąc temu miarka się przebrała. Tamtego popołudnia Marlena znowu przyprowadziła do mnie Kubę. Miała wrócić za godzinę, przyszła po czterech.
Rozbawiona, roześmiana.
– Znowu się spóźniłaś! – warknęłam.
– Ojej, nie marudź. Zasiedziałam się ze znajomymi. Nic się nie stało – odparła beztrosko. – Aha, i jeszcze jedno. W najbliższy weekend wyjeżdżam z koleżankami do spa. Przywiozę ci Kubę w piątek po południu. Nie będę go przecież ciągnąć do takiego ośrodka. Raz, że by się zanudził na śmierć, dwa, tylko by przeszkadzał – bardziej stwierdziła niż zapytała.
– Zaraz zaraz, chcesz zostawić Kubę u mnie na trzy dni? – nie dowierzałam.
– No tak. A co? – popatrzyła na mnie zdziwiona, a ja poczułam, jak ogarnia mnie złość.
– Pstro! Nie ma mowy. Mam zupełnie inne plany na weekend– wypaliłam.
– Ale jak to? Przecież ja mam już wszystko zaplanowane i ustalone… – zaczęła.
– Ale nie ze mną! – przerwałam stanowczo a potem włączyłam siostrzeńcowi jakiś film i zaciągnęłam siostrę do kuchni.
Czułam, że jeśli się z nią natychmiast nie rozmówię, to stracę szacunek do samej siebie.
A więc nie pierwszy raz zostawiła synka samego!
To nie była spokojna rozmowa. Wykrzyczałam siostrze prosto w twarz, co leżało mi na sercu. Że mnie wykorzystuje tak jak kiedyś mamę, że nawet nie zapyta, czy mam czas i ochotę zajmować się Kubą, tylko stawia mnie przed faktem dokonanym, że mam tego serdecznie dosyć. I dlatego od dzisiaj będę jej pomagać tylko od czasu do czasu, i to wtedy, gdy naprawdę będzie tego potrzebować.
– To twój syn, nie mój. Musisz to w końcu zrozumieć! – tupnęłam nogą na koniec.
Marlena była kompletnie zaskoczona moim wybuchem. Przez dłuższą chwilę patrzyła na mnie oniemiała. Ale kiedy już ochłonęła… wpadła w szał. Krzyczała, że jestem egoistką i myślę tylko o sobie. I nie rozumie, o co mam pretensje.
– Przecież sama zaproponowałaś, że mi pomożesz! A teraz mówisz, że cię wykorzystuję? To już bezczelność! Ale wiesz co? Bez łaski. Poradzę sobie bez ciebie! Więcej mnie nie zobaczysz! – wrzasnęła, chwyciła Kubusia i obrażona wybiegła z mojego mieszkania.
Było mi trochę przykro, bo mimo wszystko nie chciałam się z nią kłócić, ale i cieszyłam się, że mam już tę trudną rozmowę za sobą. Poza tym byłam pewna, że jak Marlena ochłonie, wszystko sobie przemyśli, to zrozumie, że nie napadłam na nią bez przyczyny. I przeprosi. Minął dzień, drugi i kolejne, a siostra się nie pojawiała. Telefon też milczał. Powoli zaczynałam żałować swojej szczerości. Chciałam nawet po pracy wsiąść w samochód, pojechać do niej i wyciągnąć rękę na zgodę. Nie zdążyłam. Przyjechała pierwsza i znowu doszło do awantury.
To było wczesnym rankiem. Właśnie szykowałam się do wyjścia, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. W progu stała Marlena.
Była roztrzęsiona i przerażona.
– Co się stało? – zapytałam.
– Zabrali Kubusia! Jest w pogotowiu opiekuńczym! – krzyknęła.
– Kto zabrał?
– Policja! Musisz mi pomóc odzyskać synka! Poręczyć za mnie, znaleźć jakiegoś adwokata albo coś… Inaczej zwariuję!
– Ale jak to zabrali? Tak bez przyczyny?
– Właściwie bez.
– Właściwie? Pewnie jakiś numer wywinęłaś.
– A tam od razu numer… A zresztą, czy to takie ważne? Nie ma czasu na tłumaczenia.
– Palcem nie kiwnę, dopóki nie dowiem się, o co chodzi. A więc? – nie ustępowałam.
Spojrzała na mnie spode łba.
– No dobra, powiem ci. Ale obiecaj, że nie będziesz wrzeszczeć. Skąd mogłam wiedzieć, że to się tak skończy…. – westchnęła.
To, co usłyszałam, dosłownie zwaliło mnie z nóg
Okazało się, że moja kochana siostrunia położyła Kubę spać i wyszła na spotkanie ze znajomymi. Jak zwykle trochę się zasiedziała i wróciła do domu o drugiej nad ranem. W mieszkaniu czekał na nią policjant, który od razu zabrał ją na komisariat. Po przesłuchaniu wypuścili ją do domu, ale uprzedzili, że stanie przed sądem. I że grozi jej nawet odsiadka.
– Powiedzieli mi, że znaleźli Kubusia na ulicy. Podobno płakał i mnie szukał. Nie mam pojęcia, jakim cudem wyszedł z mieszkania…
– Zaraz… Czyli zostawiłaś go samego nie pierwszy raz? – nie mogłam uwierzyć.
– O rany, zdarzyło się… Dwa razy, może trzy… Nie pamiętam. Ale zawsze wszystko było w najlepszym porządku. Gdy wracałam, spał jak aniołek i nawet nie wiedział, że wychodziłam. Nie wiem, co mu tym razem odbiło…
– Jemu? Chyba tobie! Wiesz, kim jesteś? Skończoną idiotką! Naraziłaś własnego syna na wielkie niebezpieczeństwo! Mógł wpaść pod samochód albo w łapy jakiegoś zboczeńca. Dociera to do ciebie?! Nic dziwnego, że chcą cię wsadzić za kratki! – wrzasnęłam.
Byłam pewna, że Marlena spuści głowę, zacznie się kajać, przepraszać, obiecywać poprawę. Nic z tego! Nadęła się jak indor.
– Przestań mnie pouczać! Nic się przecież nie stało. A poza tym to także twoja wina! Gdybyś nadal pomagała mi w opiece nad Kubusiem, to nie miałabym żadnych kłopotów! – krzyknęła i wybiegła z mieszkania.
Po awanturze z siostrą długo nie mogłam dojść do siebie. Nawet do pracy zadzwoniłam i poprosiłam o wolne, bo wiedziałam, że nie będę w stanie skupić się na robocie. Dopiero teraz trochę ochłonęłam i mogłam zebrać myśli. Zaraz zadzwonię do Marleny i dam jej namiar na świetnego adwokata. Trzeba przecież wyciągnąć Kubusia z pogotowia opiekuńczego. To teraz najważniejsze. Ale jeszcze z nią nie skończyłam. Musze jakoś przemówić jej do rozumu. Czas, żeby wreszcie dorosła.
Karolina, 31 lat
Czytaj także:
- „Po 2 latach starań o dziecko mój brat usłyszał wyrok... Był bezpłodny. Żona go zostawiła, bo uznała, że jest bezużyteczny”
- „Kontrolowałam córkę, bo bałam się, że zostanie nastoletnią matką. Nie sądziłam, że przez to ona i mąż będą mnie okłamywać”
- „Prawie zdradziłem żonę, ale to jej wina. Po porodzie przestała o siebie dbać, ciągle spała i straciła na mnie ochotę”