Reklama

Co tak naprawdę wydarzyło się wczoraj (10 lipca) w Łazach? Strażacy z OSP w Strzebini mówią wprost, że mogło dojść do potrącenia dziecka… Oni widzieli chłopca, byli w miejscu tragedii. Stan, w jakim 10-latek trafił do szpitala, raczej nie wskazuje na to, by doprowadził do tego zwykły upadek na hulajnodze.

Reklama

Łazy: strażacy proszą o pomoc

Widok rannego, nieprzytomnego chłopca pozostanie w pamięci strażaków na długo. Ani oni, ani wszyscy inni, którzy wiedzą już o wypadku, nie mogą pogodzić się z tym, co mogło stać się potem. Że ktoś mógł potrącić dziecko i odjechać, pozostawiając je w przydrożnym rowie bez pomocy. Że gdyby w porę ktoś nie zauważył rannego chłopca, 10-latek mógłby tego nie przeżyć.

To właśnie strażacy jako pierwsi opublikowali informację na temat bulwersującego zdarzenia. Napisali:

„Sprawca zbiegł z miejsca wypadku. Jeśli byliście państwo świadkami tego zdarzenia, prosimy o kontakt z policją”.

Chłopiec jechał na hulajnodze

Jak udało się ustalić dziennikarzom „Faktu” 10-latek przed wypadkiem, jechał na hulajnodze elektrycznej. Jeśli rzeczywiście chłopiec miał ukończone 10 lat — miał też prawo poruszać się tym pojazdem. Przepisy są w tej kwestii jednoznaczne.

Asp. Michał Tomanek z katowickiej policji zapewnia, że trwa śledztwo, którego celem jest ustalenie przebiegu zdarzeń.

„Sprawa jest badana. Ustalamy, czy chłopiec mógł się sam przewrócić i doszło do nieszczęśliwego wypadku, czy też do zdarzenia przyczyniły się inne osoby i było to np. potrącenie. Rozpoczęło się śledztwo, które ma na celu dokładne wyjaśnienie wszystkich okoliczności”.

Póki co, w tej sprawie jest więcej pytań niż odpowiedzi. Jedno jest pewne: życie dziecka było w poważnym niebezpieczeństwie.

Źródło: Fakt, Interia

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama