Świebodzin: 7-miesięczny Wojtuś od dawna miał być bezpieczny w pieczy zastępczej. Dlaczego nikt nie uratował dziecka?
Od dnia, w którym babcia 7-letniego Wojtusia znalazła ciało niemowlęcia, nie milkną echa tej tragedii. Zarówno chłopiec, jak i jego 2-letnia siostrzyczka od pół roku mieli mieszkać w rodzinie, w której nie groziłoby im żadne niebezpieczeństwo…
Jak to się stało, że mimo wydanej decyzji doszło do dramatu? A dzieci nadal przebywały w domu z 40-letnią matką i jej 26-letnim partnerem, który jest głównym podejrzanym o pobicie Wojtusia? Niemowlę zmarło w wyniku 3 lub 4 ciosów w główkę…
Takich dzieci jak Wojtuś jest ponad 1000?
Anna Krawczak, która jest mamą biologiczną oraz zastępczą, a także działaczką i badaczką skupiającą się na problemach związanych z pieczą zastępczą, mówi wprost:
„Nie ma usprawiedliwienia ani wyjaśnienia dla sytuacji, w której zajęcie się pieczą zastępczą nie jest pierwszoplanowym i najpilniejszym zadaniem dla Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Bo tu nie chodzi o pieczę — chodzi o życie dzieci. A ten mały chłopczyk nie będzie ostatnim dzieckiem”.
Dr Krawczyk podaje również bezlitosne statystyki, z których wynika, że dzieci takich jak Wojtuś i jego siostra, czekających na bezpieczny dom, jest w Polsce około tysiąca.
„To nie są cyfry; to jest tysiąc konkretnych imion i nazwisk małych ludzi, którzy znajdują się w stanie zagrożenia i nadal przebywają w rodzinach, które to zagrożenie stwarzają” – podkreśla w poście, który opublikowała na Facebooku.
Lex Kamilek jest bez sensu?
Anna Krawczak nie kryje, że ustawa, która weszła w życie na początku 2024 roku, by uregulować standardy ochrony małoletnich, tak naprawdę niewiele załatwia…
„W lutym br. w życie weszły standardy ochrony małoletnich, których częścią jest obowiązek przygotowania procedur interwencji w sytuacji krzywdzenia dziecka. Jeśli zaledwie 5% wszystkich podmiotów objętych ustawą (a są to wszystkie szkoły, przedszkola, szpitale, organizacje pozarządowe, kluby sportowe, hotele i co tylko chcecie) będzie mieć wolę rzetelnego wypełniania procedur interwencyjnych, za chwilę piecza nam pęknie w szwach. Po cholerę więc mamy diagnozować sytuację zagrożenia życia dziecka? Tak, zupełnie poważnie chcę zadać to pytanie” – pisze nie bez goryczy dr Krawczak.
Źródło: Fakt, Facebook/Anna Krawczak
Piszemy też o:
- Dolnośląskie: sąsiedzi już dawno wzywali opiekę społeczną, ale pomoc przyszła za późno. „Ojciec celował w matkę, trafił w dziecko”
- Wrocław: maleńka dziewczynka w oknie życia. Jej mama zostawiła przy niej tylko krótki list
- Mama zabrała córkę do szpitala z powodu tajemniczego guza. Potem walczyła 550 dni, by odzyskać dziecko