Reklama

Codziennie toczę walkę z własnym dzieckiem. Mój mąż wcale mi nie pomaga, bo coraz częściej daje mi do zrozumienia, że przesadzam. Mam dziesięcioletniego syna. I każdego dnia słyszę tę samą prośbę, prawie błaganie: żebyśmy razem obejrzeli Squid Game.

Reklama

Mój 10-letni synek trzaska drzwiami z wielkim hukiem. Nie zgadzam się na oglądanie takich rzeczy

Adam twierdzi, że wszyscy w klasie już to widzieli, tylko on jeden jeszcze nie. Czuje się przez to wykluczony, gorszy. Każda moja odmowa kończy się jego rozczarowaniem, a czasem nawet łzami. Raz próbuje mnie udobruchać, innym razem ucieka do swojego pokoju, trzaska drzwiami, jakby chciał mi pokazać, że to ja jestem tą złą. Za każdym razem tłumaczę, że to nie jest serial dla dzieci. Widziałam fragmenty – brutalność, śmierć, panika. To nie jest coś, co chcę pokazać swojemu dziecku.

W jego oczach jestem złą matką. „To tylko serial”

Wczoraj znowu odbiłam się od ściany. W jego oczach jestem po prostu matką, która nie rozumie dzisiejszego świata. Bo przecież dla niego to tylko gra i kolorowe kombinezony. Najtrudniejsze jest to, że w tej walce powoli tracę wsparcie męża. Na początku był ze mną zgodny, kiwał głową, że faktycznie, to nie są treści dla dziesięciolatka. Ale teraz... Teraz coraz częściej słyszę w jego głosie nutę zwątpienia. Próbuję podjąć temat, ale widzę, jak unika mojego wzroku, jak zaczyna mówić, że może rzeczywiście przesadzam. Że przecież teraz dzieci są inne, bardziej „obyte” z tym, co widzą w internecie. A w końcu to „tylko serial”.

Muszę tłumaczyć się przed własnym mężem

I wtedy pękam. Czuję się zdradzona. Nie rozumiem, dlaczego muszę tłumaczyć się nie tylko przed dzieckiem, ale i przed własnym mężem. Zamiast wsparcia dostaję coś w rodzaju wyroku: „Ty jesteś tą, która przesadza”. A ja wcale nie chcę być tą złą. Chciałabym, żebyśmy razem pokazali synowi, że nie wszystko, co popularne, jest dla niego dobre.

Próbuje zadbać o syna, a mąż chce uniknąć kolejnej awantury

Są wieczory, kiedy próbujemy wspólnie obejrzeć jakiś film. Chcemy mieć te chwile, które budują rodzinę, bliskość. Ale wtedy znowu wraca temat Squid Game. Syn podsuwa pilota, pewny siebie, pełen nadziei, że tym razem się uda. Odpowiadam „nie” niemal automatycznie, choć w środku już czuję ten ciężar – bo wiem, co będzie dalej. Obrażona mina syna. Nerwowy uśmiech męża, który niby chce złagodzić sytuację, ale czuć, że ma tego wszystkiego dość. Mówi, żebyśmy obejrzeli coś innego, ale jego ton zdradza, że po prostu nie chce kolejnej awantury.

10-latek czuje się gorszy od kolegów z klasy

Potem syn idzie do swojego pokoju, a my siedzimy w ciszy. Mąż przegląda telefon, ja wpatruję się w telewizor, ale nie wiem nawet, co leci. Myślę tylko o tym, czy aby na pewno robię dobrze. Czy rzeczywiście jestem tą, która utrudnia życie swojemu dziecku? Czy naprawdę wszyscy inni rodzice już się poddali, a ja jestem ostatnią, która jeszcze walczy?

Jeszcze potrafię powiedzieć „nie”

Piszę ten list, bo chcę wiedzieć – czy są jeszcze rodzice, którzy mówią „nie”? Czy tylko ja czuję, że coś poszło nie tak? Bo jeśli wszyscy już się poddali, to może naprawdę jestem w błędzie. A najbardziej boję się tego, że jeśli teraz odpuszczę, to z każdą kolejną sprawą będzie tak samo. I w końcu zostanę z poczuciem, że gdzieś po drodze przegrałam – i już nie potrafię powiedzieć „nie”.

Iza

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama